• Może masz kredyt we frankach i co miesiąc martwisz się, czy tym razem dasz jeszcze radę zapłacić ratę w całości?
  • Może denerwujesz się, że twój mąż niewystarczająco pomaga ci w opiece nad dziećmi?
  • Może smucisz się na myśl, że twoje dziecko, które marzy o podróży do Disneylandu, pewnie nigdy go nie zobaczy, albo że nie jesteś w stanie kupić mu nowych Nike czy New Balance, które noszą przedszkolaki w jego grupie, bo stać cię jedynie na takie z sieci sklepów Deichmann lub CCC?
  • Marzysz o śnie, relaksie i o tym, by dzieci dały ci choć na chwilę święty spokój?
Reklama

Nagle przychodzi taki dzień, którego ci nie życzę, gdy wszystkie twoje codzienne problemy te, które wypełniały cały twój umysł, stają się błahostką.

Ten dzień

Stajesz na szpitalnym korytarzu i patrzysz po kolejnych salach.
W pierwszej z lewej leży 9-letnia dziewczynka, która nie jest w stanie poruszać się samodzielnie. Ma też padaczkę i wymaga stałej pomocy mamy. W sali obok 5-letnie bliźniaczki, które nie mówią, nie załatwiają się samodzielnie, czasami chodzą, czasami budzą się zupełnie zapominając o umiejętnościach, których uczyły się przez kilka lat swojego życia. W sali z prawej nastoletni chłopiec zachowujący się jak kilkulatek. Wśród nich ja i moje dziecko.

- Zrobimy badania w kierunku guza mózgu i padaczki - spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba.

Jedno zdanie potrafi rozsypać pieczołowicie układane przez lata puzzle twojego życia. Jedno zdanie sprawia, że problem spłaty kredytu przestaje być ważny, kłótnie z mężem schodzą na dalszy plan, a sen przestaje ci być potrzebny do życia. Nagle sprawy dotychczas ważne, stają są błahostkami w obliczu potwora, z którym przychodzi ci walczyć. Bo gdy potwór atakuje twoje dziecko, musisz walczyć.

Sala jest niewielka. Pod ścianą stoi stolik i łóżko, na którym leży moje dziecko z tysiącem kabli podłączonych do głowy. Na szczęście śpi. Badanie trwa kilkanaście, kilkadziesiąt minut (w sali nie ma zegara). Czas dłuży cię niemiłosiernie. Próbuję odliczać sekundy.
Jest ciemno. W sali jestem tylko ja i moje dziecko, nie ma lekarzy. Rejestrują wyniki badania w pokoju obok. Oni właśnie odkrywają czy mózg mojego dziecka funkcjonuje poprawnie. Nie jestem w stanie o tym myśleć, bo łzy cisną mi się do oczu. Patrzę więc w okno. Widać w oddali oświetlone miasto i startujące samoloty. Mijają kolejne minuty. Badanie zakończone. Dziś nie poznamy wyniku. Wracam roztrzęsiona do sali i opowiadam o tym mojej współlokatorce.

Zobacz także

- Wiesz, ja też zawsze patrzę na te samoloty. Wyobrażam sobie, że ludzie w nich siedzący lecą na wakacje. Ja nigdy nie pojadę na wakacje - odpowiada mama chorych dziewczynek.

Nie wiedziała, że jej dzieci urodzą się chore, nie spodziewała się ataku potwora. Miała problemy takie, jak my. Do chwili, gdy usłyszała słowa: „stwardnienie guzowate, padaczka”.

Nie piszę tej historii, by cię straszyć. Moim celem nie jest też pokazanie ci, że inni mają gorzej. Piszę ją, by przypomnieć samej sobie, co w życiu jest najważniejsze, by nie przestawać doceniać każdego dnia, który dostajemy w prezencie od Boga czy losu. Choroba dziecka zmienia całą rodzinę, wywraca system wartości do góry nogami, uczy pokory i wdzięczności. Zamiast martwić się o pieniądze, czy swój związek, doceń, że masz zdrowe dziecko i ciesz się każdą chwilą z nim spędzoną.

Reklama

Zobacz też: Gdzie są lekarze, ja pytam?! Rodzicu, witamy w bestialskim Polish reality

Reklama
Reklama
Reklama