Znacie takich ludzi, którzy wysysają z was energię, zarażają ponurą wizją życia i umieją w czasie godzinnej rozmowy doprowadzić was do, może nie do depresji, ale przynajmniej porządnej chandry? To teraz wyobraźcie sobie kogoś zupełnie, ale to zupełnie odmiennego – i wyjdzie wam Marysia, autorka bloga Oczekując.pl. Rozgadana, roześmiana, szalenie pozytywna kobieta, która jest żywym dowodem, że warto w życiu kierować się pasją.

Reklama

Blogować zaczęła w ciąży, trzy lata temu, i chociaż ciąża to bardzo typowy początek dla wielu parentingowych blogów, to nie dajcie się zwieść pozorom: Oczekując.pl wcale typowe nie jest. Po pierwsze, blog ma dwóch pełnoprawnych autorów – do Marysi po kilku miesiącach dołączył Kuba, jej mąż, a po drugie: ich wpisy wcale nie ograniczają się do opieki i wychowania. Znajdziecie tu i recenzje książek, i porady urodowe, i propozycje rodzinnych aktywności. Śmieszne felietony (polecam „Oesu, ale tu gorąco!, czyli 10 grzechów i głupizn Polaków, prosto z sauny” i poruszające opowieści, które zostają na długo w pamięci np. „Czuję się – istotnie – kupą gówna”. Do tego porady dla rodziców, przyszłych rodziców i tych, którzy jeszcze tego nie planują, ale planują, ale na pewno rodzicami zostaną. Dużo więcej niż na przeciętnym blogu (zresztą w naszym Tygodniu z blogerką przeciętnych blogów nie znajdziecie! :) Zanim jednak na dobre tam wsiąkniecie (a tak będzie, jestem pewna), najpierw poznajcie Marysię trochę lepiej:

Kim jesteś z zawodu? Dziennikarka? Informatyczka?

Nic z tych rzeczy – ja, moja droga, skończyłam pedagogikę społeczną, specjalizacja: pedagogika wychowawczo-opiekuńcza.

A przepracowałaś choć jeden dzień jako pedagog?

Absolutnie nie! Każdy student pedagogiki wie dobrze, że pracy dla pedagogów nie ma. Domy dziecka, poradnie pedagogiczne, szkoły, świetlice – zapomnij, tam wszystkie miejsca są już dawno obsadzone przez pedagogów starszej generacji. Ale ja nie szłam na te studia z myślą o pracy. Dla mnie studiowanie pedagogiki miało zupełnie inny cel.

Jaki?

Wybrałam te studia z myślą o moim przyszłym dziecku. Kiedy miałam sześć lat, moi rodzice się rozwiedli, co dla mnie było bardzo trudne. Gdy dorosłam, postanowiłam, że zanim zostanę mamą, najpierw nauczę się, jak nią być. Z własnego doświadczenia wiedziałam, że dziecko potrzebuje od rodziców czegoś więcej niż miłości i chciałam się nauczyć, jak wspierać je w każdej trudnej sytuacji, jaka mogłaby je w życiu spotkać.

Zobacz także

Naprawdę już w wieku 19 lat, idąc na studia, myślałaś o tym, jaką mamą będziesz?

Tak, ale to nie znaczy, że już wtedy chciałam nią zostać. Przeciwnie, decyzja o ciąży była bardzo trudna, bo dla mnie dziecko to ogromna odpowiedzialność. Ale wracając do mojego zawodu – mam ich więcej niż jeden, bo po tej pedagogice zrobiłam jeszcze studia podyplomowe z komunikacji i PR i studia menadżerskie.

Pytałam o zawód dlatego, że Oczekując.pl wygląda megaprofesjonalnie – aż trudno mi uwierzyć, że to dzieło amatorów.

Zaskoczę cię jeszcze bardziej: dopóki nie zaczęłam go pisać, to moje doświadczenie z mediami elektronicznymi było zerowe – nawet nie miałam konta na Facebooku. O wiele więcej czasu niż przed komputerem spędzałam przed telewizorem, a moja jedyna aktywność internetowa to było pisanie maili i przeglądanie jakichś portali informacyjnych. Z Kubą było podobnie – żaden z niego informatyk czy grafik komputerowy, ale socjolog. Gdybyś ty zobaczyła nasz pierwszy szablon blogowy! Totalne amatorstwo. Wszystkiego musieliśmy się nauczyć.

Dla mnie ogromnym plusem „Oczekując” jest to, że piszecie go we dwoje. To chyba bardzo niespotykana rzecz wśród rodzicielskich blogów?

To była niespotykana rzecz kilka lat temu, kiedy my zaczynaliśmy – teraz coraz częściej powstają blogi mające dwóch autorów. U nas jakoś to wyszło spontanicznie: po prostu kiedy ja po porodzie leżałam w szpitalu, Kuba poinformował dziewczyny, że to już. I nieoczekiwanie jego pisanie wzbudziło u moich czytelniczek prawie taki sam entuzjazm, jak narodziny Gabrielki – a do tego spodobało się samemu Kubie.

I tak już zostało: razem w domu, razem na blogu?

Tak i to jest świetna sprawa. Zarówno dla mnie, jak i dla Kuby blogowanie jest totalną pasją, a nie ma lepszej rzeczy niż dzielić pasję z kimś najbliższym. Poza tym prawda jest taka, że blogera zrozumie tylko drugi bloger! Nieraz, gdy słyszę, jak moje znajome blogerki czy blogerzy mówią o tym, że ich partnerzy/partnerki tolerują ich blogowanie, myślę sobie, że jestem szczęściarą. U nas nie ma mowy o tolerancji, ale o stuprocentowym zrozumieniu. Ja i Kuba mówimy tym samym językiem, interesują nas te same rzeczy. Nie wyobrażam sobie lepszego układu w naszym małżeństwie.

Ani lepszego układu jako pracująco-domowa mama?

Tak – dzięki temu, że blogowanie stało się moją pracą, mam wielki komfort jako pracująca mama. Jestem cały czas z Gabi, mogę w każdej chwili ją przytulić, nie muszę urywać się z pracy, żeby np. pojechać z nią na szczepienie. Miesiąc temu Kuba też zrezygnował z dawnej pracy na rzecz pełnoetatowego blogowania, dzięki czemu jesteśmy w domu w trójkę.

Nadal masz frajdę z blogowania? Piszesz już prawie trzy lata – w tym czasie nawet najfajniejsze rzeczy mogą spowszednieć.

Pisanie cały czas sprawia mi ogromną frajdę, być może dlatego, że nigdy się do niego nie zmuszam. Nie zakładam sobie np. że muszę w tygodniu dodać tyle a tyle wpisów na bloga, tyle a tyle postów na Facebooku. Piszę tylko wtedy, kiedy mam ochotę i coś do powiedzenia, gdy czuję, że coś mnie boli czy męczy, cieszy, zachwyca, dziwi. Nigdy nie mam żadnego scenariusza, jak ma wyglądać moja notka. Nie szukam gorących tematów: piszemy o nas samych, nawet nie tyle o Gabi, ale o mnie i Kubie, o tym, co myślimy, co robimy. „Oczekując” to blog pełen inspiracji, na którym zapisujemy wspólnie przeżyte dni. Jestem pewna, że jeszcze długo mi on nie spowszednieje.

Reklama

Czytaj felieton Marysi specjalnie dla Babyonline.pl – Blog: pasja, praca, pieniądze. Czyli rodzina jako firma.

Reklama
Reklama
Reklama