Reklama

Z autorką „Dzieciowo mi” pierwszy raz rozmawiałam dwa lata temu, kiedy pisałam artykuł o jej blogu do „Mamo, To Ja” . Na moje pytanie o przyczyny pisania bloga odpowiedziała wtedy: „Po narodzinach pierwszej córki miałam tyle nowych doświadczeń i nowych refleksji, że czułam, że muszę to wszystko opisać, bo inaczej zwariuję!”. Na szczęście nie tylko nie zwariowała, ale udało jej się stworzyć coś naprawdę wielkiego.

Reklama

Od razu ostrzegam: to nie jest grzeczny blog, ale raczej jeden z tych rogatych: z wyraźnie zaznaczonymi opiniami i pisany – że tak powiem – bardzo żywym językiem (czytelnicy wrażliwi na dosadne określenia wchodzą na własne ryzyko). Warto jednak wejść, nie tylko po informację, ale też dla przedniej rozrywki
„Dzieciowo mi” naprawdę się czyta!

Najczęstsza krytyka blogów parentingowych jest taka, że większość wygląda jak zwykłe pamiętniki, Twój blog jednak nigdy takim pamiętnikiem nie był, prawda?

Na pewno nie. Nigdy nie piszę: „Dzisiaj wstałam, zjadłam, moje dziecko powiedziało…”. Mój blog można różnie nazywać, ale na pewno nie pamiętnikiem.

A jak w takim razie? Portalem?

Nie, portalem też nie, choćby z tego powodu, że portale dążą do obiektywizmu – natomiast mój blog siłą rzeczy naznaczony jest subiektywnym spojrzeniem. Każdy z moich tekstów jest tekstem w 100 procentach blogowym: osobistym, wypływającym z mojego doświadczenia. Od samego początku recenzuję na blogu produkty okołodzieciowe i nigdy nie są to notki od producentów, ale moje własne opinie. Recenzje to bardzo wyraźny dział na „Dzieciowo mi”, ale nie dominujący. Mamy też – mówię „mamy”, bo wciągam w to też mojego męża – dział Kuchnia malucha, Ciąża czy Rozwój dziecka – i w zamieszczonych tam postach też bardzo wyraźnie widać moje subiektywne spojrzenie.

Kiedy rozmawiałyśmy dwa lata temu, pytałam Cię o blogerskie zarobki. Wtedy usłyszałam, że na waciki wystarcza, ale utrzymać z bloga się nie da. Tak samo jest teraz?

To akurat zupełnie się zmieniło, bo teraz utrzymuję się wyłącznie z pisania bloga, a ściślej mówiąc: z trzech blogów. Mogłabym określić się jako zawodowa blogerka, aczkolwiek brzmi to tak kosmicznie, że aż trzeba usiąść. Kiedy rozmawiałyśmy dwa lata temu, pisałam bloga wieczorami, a w ciągu dnia pracowałam w banku, najpierw jednym, potem drugim. W końcu już nie mogłam ciągnąć dwóch srok za ogon. Musiałam wybrać: albo zostaję w banku i moje blogi umierają, bo nie mam czasu na ich prowadzenie, albo odchodzę z banku i bloguję. Rozważyłam wszystkie za i przeciw i stwierdziłam, że jak nie teraz, to kiedy?

Jesteś jedyną blogerką, jaką znam, która utrzymuje się wyłącznie z bloga, ale wiele blogerek, z którymi rozmawiałam, mówiło mi o pladze blogów parentingowych nastawionych tylko na zysk. Ostatnio Agata Legan, autorka bloga JJandthebear, mówiła o tym, że są blogerki, które już po miesiącu prowadzenia bloga piszą do firm z propozycją współpracy.

Rzeczywiście taki trend można zaobserwować, ale nie wydaje mi się, żeby takie blogerki spotykały się z dużym zainteresowaniem klientów. Ci poważni klienci kierują się raczej ku tym blogom, które wyróżniają się czymś z tłumu. Kiedy przeglądam blogi, to widzę, że jednak większość poważnych blogowych kampanii reklamowych odbywa się na takich blogach, które sama z czystym sercem mogłabym polecić. Takich, które są naprawdę porządnie prowadzone, pisane z pasją – sama chętnie bym się na nich reklamowała.

Przeglądasz blogi na zasadzie obserwowania konkurencji, czy uczestniczenia w społeczności?

Nie traktuję innych blogów jako konkurencji, chociaż powiedzmy sobie szczerze: zdrowa rywalizacja jest wpisana w blogowanie. Jeżeli prowadzimy bloga i chcemy zyskać popularność, to naturalne jest, że zauważamy innych, którzy chcą tego samego. To jest zupełnie normalne i nie ma się czego wstydzić.

A wracając do mojego pytania, czego blogerka z wieloletnim stażem szuka na innych blogach?

Przeglądam blogi, dlatego, że uważam, że to ubogaca mnie wewnętrznie i rozwija. Uczę się też wielu rzeczy, bo przecież nawet jako „wieloletnia blogerka” nie jestem alfą i omegą. Jest dużo rzeczy, które inni robią lepiej ode mnie. Np. kwestia zdjęć na blogu. To jedna z tych rzeczy, których wciąż się uczę, dlatego lubię popatrzeć, jak to robią inni – i nie chodzi tu, broń Boże, o kopiowanie, ale właśnie o naukę. Niezwykle pomocna była tutaj dla mnie Fashionelka, która co prawda nie prowadzi bloga parentingowego, ale która zamieściła raz kapitalną notkę, gdzie wyłożyła jak krowie na rowie zasady fotografowania potrawy. To naprawdę było świetne. A czy szukam poprzez blogi nowych znajomości? Hmm, ciężko powiedzieć. Mam trochę znajomych poznanych w internecie i potem w realu, mam też kilka znajomych blogerek, z którymi utrzymuję mailowe czy blogowe kontakty – ale szczerze mówiąc, szukanie nowych relacji poprzez bloga nie jest dla mnie celem samym w sobie. Choć owszem, myślę, że uczestniczenie w blogosferze to świetna metoda, żeby poznać bratnie dusze, który myślą podobnie, czują podobnie i śmieją się z podobnych rzeczy.

Czytaj wpis Malwiny Ferenz „Z dziećmi nic nie wiadomo” – specjalnie dla Babyonline.pl [CMS_PAGE_BREAK]

Nie można jednak powiedzieć, że blogosfera parentingowa to tylko przyjaźnie i cenne inspiracje – pamiętam skandal, kiedy jedna z blogerek założyła blog podszywający się pod Twojego bloga.

Tak, kiedy jakiś czas temu przenosiliśmy bloga z jednego serwera na drugi, mój mąż chciał sprawdzić, czy jesteśmy dobrze wyszukiwani w Googlu. Wpisał więc: „blog Dzieciowo mi” i ku swojemu zdumieniu zobaczył, że na bardzo wysokim miejscu wyskakuje owszem blog „Dzieciowo mi”, tylko, że nie nasz! Ktoś chciał wykorzystać popularność mojego bloga i identycznie nazwał swój. Sprawa jednak jest już zamknięta, a nazwa tamtego bloga została zmieniona. Chcę jednak dodać, że cała tamta sytuacja to przecież samo życie. W każdym środowisku wśród setek świetnych ludzi trafi się też ktoś nieuczciwy. Powiem tak: kłótnie i skandale w parentingowej blogosferze to jeszcze nic w porównaniu z tym, co się dzieje na blogach technologicznych. Tam to się prawie krew leje :)

A propos technologii, Ty chyba wyszłaś poza samo pisanie bloga, prawda? Czytałam jakiś czas temu na Dzieciowo.pl o Twoich aplikacjach mobilnych.

Mam już ich kilka. Jedna to recenzje produktów dla rodziców, która powstała na bazie bloga. Każdy może w niej ocenić produkty okołodzieciowe i dodawać własne – to bardzo pomocne dla tych, którzy kompletują np. wyprawkę dla dziecka. Dużo jednak popularniejszą naszą aplikacją jest Asystent ciążowy, która daje nam comiesięczny stały zysk.

Skoro blog jest pracą, to poświęcasz mu „etatowe” osiem godzin?

No tak, oczywiście. Największy błąd, jaki często popełniają ci, którzy zaczynają przygodę z blogowaniem jest myślenie, że blog się pisze sam – że jedna notka zajmie nam pół godziny, a potem do końca dnia możemy już leżeć i fikać nóżką. Nic bardziej błędnego! Ja nad swoimi blogami siedzę osiem godzin dziennie: zanim coś napiszę, to muszę znaleźć temat, coś przeczytać, przemyśleć. Piszę oczywiście co mi w duszy gra, ale najpierw muszę sama to granie przetworzyć w myślach.

Reklama

Więcej wywiadów z blogerkami i felietonów w naszym stałym cyklu Tydzień z blogerką – sprawdź!

Reklama
Reklama
Reklama