Reklama

Słodkie ubranka dla niemowlaka albo stylowe ciuchy dla kilkulatka – kiedy zostajemy mamami otwiera się przed nami odzieżowy raj w wersji mini. Czy Wy też uwielbiacie przeglądać takie miniaturowe stroje? Dla Agaty Legan ubieranie dziecka to jednak trochę coś więcej niż buszowanie w innym dziale sklepowym. Jako jedna z pierwszych założyła – już cztery lata temu – blog o modzie dziecięcej. Z pięknymi zdjęciami (modele to dwaj synowie Agaty!) i ciekawymi wpisami, niekoniecznie zresztą modowymi.

Reklama

Kiedyś Agata myślała, że będzie przede wszystkim pisać wiersze – wydała nawet dwa tomiki z poezją. Potem odkryła, że woli prozę: opowiadania i powieści – w jej szufladzie znalazłoby się już kilka książek. Teraz, kiedy jej synowie są jeszcze mali, Agata skupia się głównie na pisaniu do czasopism i pisaniu bloga, bo jak mówi: to blogowanie daje największe możliwości bliskiego kontaktu z czytelnikami, i dyskusji. Z zawodu: dziennikarka. Z pasji: blogerka. Z miłości: mama. Zajrzyjcie na jej blog: jjandthebear.blogspot.com – polecam!

Cztery lata temu nie było ani szafiarek, ani blogów z modą dziecięcą. Byłaś jedną z pierwszych mam, która zaczęła o tym pisać. Skąd pomysł?

Kiedy urodził się J.J., notorycznie słyszałam, że przesadzam w kwestii jego ubioru i wyglądu. Że za często go przebieram, że niepotrzebnie zwracam uwagę na to, jak wygląda. Często mamy, które same wyglądały jak spod igły, mówiły do mnie, że przecież dziecko może chodzić w poplamionych ubrankach, „bo to tylko dziecko”. Nie zgadzam z takim sposobem patrzenia na dziecko w ogóle. Dla mnie dbanie o jego wygląd to wyraz szacunku, po prostu. Z tej niezgody zaczęło się blogowe pisanie. Poza tym to naprawdę wdzięczny temat, ciuszki dziecięce są przecież bardzo piękne, chyba się zgodzisz?

Jasne, że się zgodzę. Jednak uroda ciuszków swoją drogą, a blogowanie o modzie swoją. Blogerki modowe często mówią, że dla nich moda jest ich wyrażaniem siebie. Ciekawi mnie, jak to jest z mamami, które prowadzą blogi o tej tematyce.

Na pewno jeśli chodzi o J.J.-a, mojego starszego syna, to jego ubiór głównie wyraża jego samego i ze mną ma już mało wspólnego, niestety! I stety! Ostatnio mieliśmy zażartą dyskusję, bo mi podobał się sweterek w precle na musztardowym tle – bardzo mu chciałam go kupić i już miałam w głowie z 10 zestawów z nim – ale J.J. zdecydowanie orzekł, że żadnych precli na sweterku nie będzie, że on chce hot doga na kremowym tle. I stanęło na jego. Może jeśli chodzi o Niedźwiadka, mojego młodszego synka, to tutaj jeszcze mam coś do powiedzenia i jego strój rzeczywiście czasem wyraża mnie i moje wyobrażenie o tym, jak to jest być małym chłopcem.

Czytaj felieton Agaty: „Dziecko ma swój styl” – specjalnie dla Babyonline!

Wracając do bloga o modzie dziecięcej, zaczęłaś go pisać i…? Jaki był odzew?

Na tyle dobry, że po blogu powstała gazeta dla rodziców na temat mody dziecięcej, „Przebieralnia”. Ogólnopolska, dostępna w Empikach. Ukazywała się przez ponad rok i ostatni numer już nawet wyszedł nam finansowo na zero, ale niestety, gdy zaszłam w drugą ciążę, nie znalazłam nikogo, kto by przejął ode mnie redagowanie, więc z bólem serca musiałam ją zawiesić.[CMS_PAGE_BREAK]

Dzisiaj ubieranie dzieci zrobiło się modne. Pojawiło się więcej blogów z modą dziecięcą, są pisma z sesjami zdjęciowymi z udziałem dzieci. A Ty – widać to na twoim blogu – o modzie piszesz coraz mniej. Dlaczego? Zmęczenie materiału?

To prawda, że nie umiem pisać wyłącznie o modzie, ale nadal, tak jak w moim opisie na FB, mój blog to gadka-szmatka: dużo gadania i dużo szmatek na zdjęciach. Mody jest mniej w tekście, ale zdecydowanie dominuje na zdjęciach i w podpisach pod nimi. Nie ma jednego tematu, którego bym się trzymała, bo to po prostu niemożliwe. Dla mnie pisanie bloga to jak wyjście na kawę z koleżankami. Włączam blog, żeby sobie pogadać. Rzucam temat i liczę na to, że inne mamy go podejmą.

Na wszystkie komentarze odpisujesz?

Zawsze. Dla mnie komentarze są bardzo ważne, choć zauważyłam, że ludzie nie lubią komentować, częściej wolą napisać maila. Ale to też dobrze: wtedy również odpisuję i sobie rozmawiamy. Może nawet trochę bardziej prywatnie. Cieszy mnie bardzo to, że u mnie nie ma w ogóle tak zwanego hejtu.

A na innych blogach parentingowych jest?

Jest. Ludzie potrafią być bardzo złośliwi, moje koleżanki blogerki nie raz się z tym spotkały. Obrażają dzieci, wybory nie tylko te ubrankowo-zabawkowe, ale przede wszystkim wychowawcze. U mnie kiedyś zresztą też były jakieś nieprzyjemne komentarze, ale to się skończyło. To się zresztą szybko kończy, gdy się wyłączy na blogu możliwość komentowania anonimowego. Oczywiście wtedy automatycznie spadają statystyki bloga, o które pytają reklamodawcy, ale akurat mnie to w ogóle nie przeszkadza, bo ja nie traktuję bloga jako pracy zarobkowej. Brak hejtu nie znaczy jednak, że wszystkie się oklaskujemy na blogach. Jest dyskusja, są różne zdania, ale jest też kultura rozmowy.

Chciałabym cię zapytać o jeszcze jedną ważną rzecz: publikowanie zdjęć dzieci na blogu. Nie uważasz, że to ryzykowne?

To prawda, czasem słyszę o jakichś nieprzyjemnych sytuacjach. Kiedyś np. koleżance z innego bloga jakaś babcia kradła zdjęcia córki i pokazywała ją na Naszej Klasie jako swoją wnuczkę. Problem kradzieży jest dość realnym problemem w blogosferze: są osoby, które kradną nie tylko zdjęcia, ale i teksty. Miesiąc czy dwa miesiące temu była wielka afera, bo okazało się, że blog jednej dziewczyny składa się wyłącznie z cudzych tekstów, czasem nawet z niezmienionym imieniem dziecka. Albo inna sytuacja: jedna blogerka odkryła, że firma odzieżowa, której buty sfotografowała, bez pytania ściągnęła te zdjęcia z jej bloga i zostały one opublikowane w jednym z czasopism. To są nieprzyjemne sytuacje, ale z drugiej strony co mam robić: wrzucać każde zdjęcie w Google i sprawdzać, czy nie jest zamieszczone gdzieś indziej? Przecież teraz każdy może zrobić ci zdjęcie na ulicy – i to wyraźne zdjęcie w dobrej jakości. Wiec co: mam nie wychodzić z domu, nie iść na plażę? W dużym stopniu można zapobiegać kradzieżom. Ja na moim blogu mam zablokowane kopiowanie zdjęć, choć wiem, że pewnie są ludzie, którzy potrafią obejść takie zabezpieczenia.

Reklama

Krążą legendy o niebotycznych zarobkach blogerek – ile w tym prawdy?

Jeśli ktoś prowadzi bloga profesjonalnie, to znaczy poświęca na to 8 godzin dziennie, to pewnie i zarabia, ale takich blogerów można policzyć na palcach jednej ręki. Dla reszty z nas to jest hobby z bonusami. Są blogerki, które zaczynają pisać wyłącznie z myślą o tych legendarnych zarobkach i już po miesiącu od założenia bloga, zaczynają pisać do firm z propozycją współpracy. Ale takie blogi, w których nie ma pasji, nigdy się długo nie utrzymują. Czasem przez przypadek trafię na taki i nigdy już na niego nie wracam. Blog przynosi pewne dochody, głównie z formie barteru, ale z pewnością nie jest źródłem dochodów. Dla mnie jest przede wszystkim miejscem, gdzie mogę pogadać z innymi mamami, dowiedzieć się czegoś, rozwiać wątpliwości, podzielić się problemem, powymądrzać na forum. Nie jestem bizneswoman, za to jestem gawędziarą, więc to te rzeczy są dla mnie najważniejsze.

Reklama
Reklama
Reklama