Swoją przygodę z ratownictwem rozpoczęłam w liceum. Wstąpiłam wtedy do drużyny harcerskiej, a po roku pojechałam na trwający trzy dni kurs pierwszej pomocy. To tam poznałam fanatycznych ludzi, którzy zarazili mnie ideą niesienia pomocy innym. Będąc członkiem Grupy Ratownictwa, działającej wówczas przy Hufcu ZHP Kielce brałam udział w wielu przedsięwzięciach – szkoląc między innymi dzieci. Później były studia i dalsza działalność wolontarystyczna.

Reklama

A teraz? A teraz mam dwie fantastyczne córki, męża, który wspiera mnie we wszystkich działaniach, pracę którą lubię i dalszą działalność wolontarystyczną – w Grupie Ratownictwa PCK Ostrowiec. No i oczywiście mam moje najmłodsze dziecko – blog Dzieciaki Ratują.

Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że będę pisała bloga nie uwierzyłabym mu. W naszym domu bardzo często pojawia się różnego rodzaju sprzęt do nauki pierwszej pomocy, a dziewczynki ciekawe wszystkiego dopytują - co to, po co, pokaż jak się ratuje. Córki zabieram ze sobą praktycznie wszędzie. Pewnego dnia prowadziłam zajęcia dla Grupy Ratownictwa PCK Ostrowiec Św. Wyjęłam fantoma, a moja 4 latka bez słowa podeszła do niego, ułożyła rączki i spytała - to tak? Zdjęcie, które zostało zrobione Zuzi podczas tych zajęć wrzuciłam na Facebooka. Znajomi dawali lajki i pisali, że super, że oni nie umieją udzielać pierwszej pomocy, że też by chcieli uczyć tego swoje dzieci. Zdjęcie zostało kilkakrotnie udostępnione z podpisem – godne naśladowania. Troszkę mnie to zdziwiło ale zrozumiałam, że wokół mnie nadal jest mnóstwo osób które o udzielaniu pierwszej pomocy rozmawiały ostatni raz na kursie prawa jazdy lub na zajęciach w liceum/technikum. Namówiona przez Kingę i Wiolę, zmotywowana przez znajomych wprawiłam tę blogową maszynę w ruch.

Ktoś mi zarzucił, że zmuszam moje córki do nauki udzielania pierwszej pomocy - w żadnym wypadku! Dla nich jest to świetna zabawa. Gdy pytam - "bawimy się w ratowanie?" - dziewczynki krzyczą - "tak, tak!" i od razu dzielą kto ratuje, a komu mama robi rany. Jest przy tym mnóstwo śmiechu, zabawy ale i nauki!

Dokładnie tak samo jest na zajęciach w przedszkolu czy najmłodszych klasach szkoły podstawowej. Dzieciaki chętnie naklejają plasterki na namalowane rany, schładzają oparzenia, opatrują rany na głowie, a przy okazji opowiadają o swoich wypadkach. Dzięki takim zajęciom najmłodsi nie tylko uczą się pierwszej pomocy ale również oswajają się z urazami, którym mogą ulec. Dla moich córek rozbite kolano nie jest niczym strasznym, a kolorowy plasterek to najlepszy opatrunek.

Zobacz także

A dorośli? Dorośli boją się udzielać pierwszej pomocy. Gdy pytam moich kursantów dlaczego tak jest, jedni odpowiadają że boją się odpowiedzialności, a inni że swojej niewiedzy. Prawda jest taka, że wielu z nas swój ostatni kurs pierwszej pomocy miało kilkanaście lat temu - w liceum lub na kursie prawa jazdy i od tamtego czasu nie odświeżali tej wiedzy. Co najgorsze duża część społeczeństwa nie widzi potrzeby nauki udzielania pierwszej pomocy - bo przecież ani mi, ani moim najbliższym nic się nie stanie. Nie raz usłyszałam przed rozpoczęciem zajęć, które organizowali dla swoich pracowników pracodawcy "po co mnie tu przysłali – mogę w tym czasie zrobi to czy tamto", "to będą zmarnowane godziny".

Udzielanie pierwszej pomocy nie jest niczym trudnym i warto "bawić się" w to z dzieciakami już od najmłodszych lat. Dzięki temu wykształcimy w nich wrażliwość na ludzką krzywdę i nauczymy odpowiedniego postępowania w sytuacjach kryzysowych. Spróbujcie sami! Wystarczy czerwona pomadka, gaza, bandaż i plaster! A wszystkich rodziców zachęcam do udziału w kursach czy warsztatach dotyczących udzielania pierwszej pomocy. Poszukajcie, bo w wielu miejscach w Polsce takie zajęcia są darmowe

Jak ratować a jak nie? Czytaj więcej na blogu Katarzyny Klepacz: Dzieciaki Ratują - polecamy!

Reklama

Czytaj wywiad z Kasią Klepacz, ratowniczką medyczną, blogerką i mamą dwóch córek.

Reklama
Reklama
Reklama