Tak się czyta dzieciom! Oto Obamowie i ich miny
Uczmy się od nich poczucia humoru i dystansu do siebie. A także tego, jak... czytać dzieciom książki (i w ogóle czytać). Oto wzór do naśladowania – państwo Obamowie i ich brawurowe wykonanie. Zresztą sami zobaczcie.
Musieli wiedzieć, że będą fotografowani, a mimo to nie mieli oporów, by w czytanie dzieciom włożyć całe serce. Efekt? Miny i grymasy, których nie powstydziłby się Jim Carrey. Tylko że aktorowi za te miny płacą, a prezydencka para zrobiła to spontanicznie, bo przecież z definicji powinni być uosobieniem godności i szacunku, więc jak to tak? Ano tak! Bo co jak co, ale Barackowi Obamie i jego żonie, Michelle, poczucia humoru i dystansu do siebie nie brakuje.
Wielkanocna tradycja
Żeby nie było – prezydenckie miny nie są zarezerwowane dla nielicznych, wręcz przeciwnie. Czytanie dzieciom odbyło się na corocznej imprezie Easter Egg Roll, organizowanej od 1878 roku (!). Obejrzałam zdjęcia archiwalne (www.whitehouse.gov/eastereggroll), by przekonać się, czy zwyczaj wspólnego czytania obowiązywał od początku wielkanocnych spotkań na trawnikach Białego Domu – wszędzie tylko jaja i dzieci. Jednak od wielu lat to główny temat relacji z Easter Egg Roll. Być może to reakcja prezydenckiej pary na to, że Amerykanie nie sięgają po książki i że czytelnictwo spada na łeb i szyję? Może w ten sposób chcą zachęcić swoich obywateli, by czytali dzieciom (i w ogóle czytali)? Bo jeśli robi to prezydent, jego żona i córki, to może i my powinniśmy? A tak sobie "gdybam"...
Podoba mi się ta prezydencka inicjatywa. Dla mnie to sygnał, że jeśli głowa państwa zajmuje się literaturą dla dzieci, przyznaje się do swoich ulubionych książek (o tym dalej), to jest to równie ważne, co polityka zdrowotna, obronna, czy czym tam Obama zajmuje się na co dzień. Podoba mi się też stosunek Obamów do lektury: czytanie to okazja do zabawy, wygłupów, śmiechu, a nie tylko nudny obowiązek.
Ulubiona książka Obamy
Co czyta Barack Obama dzieciom podczas Easter Egg Roll? Swoją ulubioną książkę z dzieciństwa, do czego głośno się przyznaje, czyli "Tam, gdzie żyją dzikie stwory" Maurice'a Sendaka!! Czytał ją dwa lata temu, rok temu, sięgnął po nią także w tym roku. Trzeba przyznać, że tegoroczne czytanie (razem z żoną) było brawurowe (zresztą sami zobaczcie)! Gdybym była współczesnym dzieckiem, któremu tak by czytano, z miejsca zakochałabym się nie tylko w książce Sendaka (którą uwielbiam!), ale w książkach w ogóle. I być może nie przeraziłby mnie raport Biblioteki Narodowej, według którego w ubiegłym roku tylko 37 proc. Polaków miało w ręku przynajmniej jedną książkę, bo reszta nie miała żadnej.
Jedna z ważniejszych książek obrazkowych
A teraz o książce "Tam, gdzie żyją dzikie stwory" Maurice'a Sendaka, bo to kultowa i jedna z ważniejszych książek obrazkowych (na całym świecie sprzedano jej ponad 19 mln egzemplarzy). Po raz pierwszy wydano ją w USA w 1963 roku, w Polsce – dopiero pół wieku później (przez wydawnictwo Dwie Siostry). To historia Maxa, małego chłopca, który uwielbia bawić się w dzikie stwory i przebrany za wilka szaleć po domu. Gdy raz przebrała się miarka, za karę został odesłany bez kolacji do swojego pokoju.
Tu, zły, wręcz wściekły, zaczął bujać w obłokach, a dzięki wyobraźni stworzył świat wypełniony dzikimi stworami, którym zaczął przewodzi jako król, najdzikszy z najdzikszych. Szybko mu się nudzi, odsyła więc poddanych do łóżka... bez kolacji i rezygnuje z tronu, by wrócić do swojego pokoju, w którym czeka już na niego ciepła jeszcze kolacja. Słów tu niewiele, ciut powyżej trzysta, ważne są ilustracje, które świadczą o sile dziecięcej wyobraźni podsycanej gniewem. Co sprawiło, że "Tam, gdzie żyją dzikie stwory" stały się kultowe?
Dzieci dostały prawo, by wyrażać złość i gniew
W czasach, gdy książka "Tam, gdzie żyją dzikie stwory" powstała, mało kto zajmował się tym, co gra w dziecięcej duszy, a tym, że kilkulatek ma prawo do złości i gniewu, to już w ogóle. Sendak dał dzieciom głos, dał im prawo do emocji, których wcześniej nie mogły okazywać (przynajmniej na kartach książek dziecięcych). Pozwolił swojemu bohaterowi skonfrontować się ze swoją dziką naturą. I na tym polegała rewolucyjność tej książki, która w pierwszych latach po publikacjach budziła spore kontrowersje – takie, że zakazano ją w bibliotekach. Dorosłych przekonał do niej dopiero entuzjazm dzieci, które mimo ograniczeń z radością sięgały po "Tam, gdzie żyją dzikie stwory".
Barack Obama miał dwa lata, gdy ukazała się książka. Stał się jej czytelnikiem, gdy zaczęła święcić triumfy.
ZOBACZ TEŻ: Dlaczego warto czytać dzieciom wiersze