Reklama

Dorota Gardias jest jedną z najpopularniejszych polskich prezenterek telewizyjnych, ma także swój autorski program na antenie dzień Dobry TVN (Projekt Mama). Obecnie pracuje nad formatem swojego nowego programu poświęconego macierzyństwu i wychowaniu dziecka. Rozmawiamy z nią o baby bluesie, stereotypie Matki Polki i o tym, że przed narodzinami bobasa warto nastawić się na hardkor.

Reklama

A gdzie mała Hania? Została w domu z nianią?

Z tatą. Niani jeszcze nie mamy, ale pewnie już za miesiąc będziemy musieli ją znaleźć, bo niedługo wracam do pracy. Za jakiś czas planuję też zapisać Hanię do klubiku malucha.

Kiedy?

Myślę, że gdy skończy roczek.

Moja córka w takim wieku poszła do żłobka i pamiętam, że wtedy strasznie płakałam z poczucia winy.

Ja też na pewno będę płakać, ale teraz na razie patrzę na to z dystansem i myślę, że klubik to dobra decyzja. Kiedy rozmawiam ze znajomymi rodzicami, którzy zdecydowali się na ten krok, to wszyscy są zdania, że dzięki kontaktom z rówieśnikami ich dzieci rozwijają się fantastycznie.

Ja spotykałam się jednak też z takimi opiniami, że krzywdzę dziecko.

Stereotyp Matki Polki wciąż się u nas dobrze trzyma. Ja z kolei niedawno spotkałam się z bardzo „ciekawym” komentarzem, kiedy powiedziałam w szerszym gronie znajomych, że chcę codziennie godzinę czy dwie poświęcać na swoje sprawy. Usłyszałam kąśliwe: „No cóż, skoro chcesz być korespondencyjną mamą...”

Dwie godzinny dziennie to niedużo – po ich odjęciu pozostaje jeszcze bite 22 godziny z dzieckiem.

Które są dla mnie bardzo przyjemne! Przez ostatnie lata bardzo dużo pracowałam, więc teraz opieka nad Hanią i samo przebywanie z nią jest dla mnie niesamowitą zabawą, odpoczynkiem, słowem: wszystkim, co najlepsze. Na pewno w dużej mierze to zasługa Hani. To bezproblemowe dziecko. Jasne, ma lepsze i gorsze dni, ale generalnie – żadnych kolek, żadnych pobudek w nocy, oczywiście oprócz tych na karmienie. A nawet mimo nich się wysypiamy, bo ustaliliśmy z Piotrem (Piotr Bukowiecki, partner Doroty Gardias – przyp. red) dyżury. Jednej nocy on wstaje do Hani, drugiej ja.

Przed porodem deklarowała pani: "Wszystko przy Hani będę robić sama, nikogo nie dopuszczę".

I tak było. Do momentu, kiedy nawet nie tyle przez zmęczenie fizyczne, co przez ciągłe napięcie psychiczne zaczęłam się strasznie źle czuć. Kręciło mi się w głowie, czułam apatię i w końcu pomyślałam, że nie mogę dalej tak ciągnąć. Musiałam usiąść, przemyśleć wszystko na nowo i odpuścić sobie trochę.

Czy nocne dyżury taty Hani znaczą, że pożegnała już pani karmienie naturalne?

Przez całą ciążę nawet nie brałam pod uwagę, że mogę nie karmić piersią. Nie było takiej opcji. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona, zresztą naczytałam się, że chcieć to móc... Ale już tydzień po porodzie zaczęło mi brakować pokarmu. Całe dnie siedziałam na przemian: z Hanią i z laktatorem; do tego dieta, i relaks, bo podobno wszystko zaczyna się w głowie, i herbatki laktacyjne – i nic. I się nie udało. Muszę powiedzieć, że to był dla mnie ciężki temat i zresztą nadal jest. Ale jestem dowodem na to, że chęci nie zawsze wystarczają, i myślę, że warto jednak o tym głośno mówić. Wiem, jak ważne jest karmienie piersią, ale pewnych rzeczy nie jesteśmy w stanie przeskoczyć.

Cofnijmy się trochę: jak pani wspomina ciążę?

Początek to były strasznie wielkie emocje. I płacz, i śmiech, i wielka radość, i wzruszenie. Nie będę udawać, że nie czułam czasem przerażenia, w stylu: "czy ja sobie poradzę?". Z natury jestem odpowiedzialną osobą i bałam się, że nie dam sobie rady. Ale jako że jestem typem zadaniowca, starałam się przygotować do narodzin Hani na wszystkie możliwe sposoby. Na przykład obejrzałam chyba ze 100 porodów na Youtube....

100 porodów na Youtube?!

Tak. I te naturalne, i przez cesarskie cięcie. Mój partner też się dziwił: "Jak ty to możesz oglądać?", ale dla mnie to było oczywiste: "Jak to jak? Muszę przecież wiedzieć, co będzie się działo z moim ciałem".

[CMS_PAGE_BREAK]

I udało się pani przygotować? Jak wyglądały pierwsze dni po porodzie?

Niestety, złapałam potężnego baby bluesa. W pierwszej dobie po porodzie nie było ode mnie szczęśliwszej osoby na świecie, ale już w następnej to poczucie odpowiedzialności i strach o Hanię przygniotły mnie. Potem doszły płacze, nie wiadomo z jakiego powodu. Mama pytała mnie: "Ale dziecko, boli cię coś, martwisz się czymś?", a ja po prostu czułam się bardzo szczęśliwa, zachwycona Hanią, ale jednak przede wszystkim zagubiona w tym wszystkim. Trzymało mnie to przez około tydzień. Zdaniem koleżanek, to i tak bardzo krótko, bo czasem mamy mają obniżony nastrój nawet przez pół roku po porodzie. Dla mnie jednak i ten tydzień to było za długo. W ciąży naczytałam się poradników dla rodziców, naoglądałam zdjęć uśmiechniętych mam z dzidziusiami... Człowiek, widząc same różowe obrazki, nastawia się na to samo i kiedy po porodzie nie odnajduje w sobie jednak tej euforii, to myśli, że to z nim jest coś nie tak. Mam żal do tych poradników i portali dla rodziców, że mnie nie przygotowały na to, co mnie spotkało. Moim zdaniem za mało się mówi i pisze o prawdziwej rzeczywistości po porodzie, przez co młode mamy wstydzą się swoich uczuć.

Czytaj więcej: Wszystko o baby blues i depresji poporodowej.

A gdy pokonała pani baby blues, było już łatwiej?

Łatwiej się zrobiło dopiero, gdy w końcu wrzuciłam na luz. Po powrocie ze szpitala przerosły mnie moje ambicje: chciałam, żeby znowu w domu było czyściutko, żeby było poukładane w szafkach, uprane na czas, uprasowane, obiad ugotowany. A po porodzie tak się nie da. Zanim się do tego przyzwyczaiłam, to bardzo się męczyłam. Teraz już jest ok. Kotów z kurzu nie ma, ubranka poprasowane, ale brudne kubki stoją w kuchni i po prostu staram się ich nie zauważać (śmiech).

Hania nie choruje? Urodziła się tuż przed sezonem chorobowym.

Na razie małe katarki, nic poważnego. Z poważniejszych rzeczy miała łojotokowe zapalenie skóry, które w dodatku nie zostało od razu dobrze zdiagnozowane. Jej ówczesna lekarka rzuciła okiem i od razu zawyrokowała, że to atopowe zapalenie skóry wywołane alergią. Nastraszyła mnie, że teraz to trzeba Hanię karmić bez mleka, że trzeba zmienić mieszankę. Wyszłam od niej na drżących nogach, oczywiście od razu zmieniłam mieszankę, ale na wszelki wypadek jeszcze umówiłam się do alergologa. I bardzo dobrze zrobiłam: alergolog powiedział, że żadnego uczulenia tu nie widzi. Że to tylko łojotok, o wiele łatwiejszy do wyleczenia niż atopia. Dermatolog też potwierdziła jego diagnozę. I na podstawie tych doświadczeń mam radę dla mam: nie wierzcie na ślepo jednemu lekarzowi. Jasne, komuś ufać trzeba, ale gdy widzimy, że lekarz stawia diagnozę bez dokładnego obejrzenia dziecka, to warto wtedy jeszcze poszukać konsultacji. Hani pomogła zwykła maść cynkowa i maść cholesterolowa. Zapalenie skóry nie wróciło, nawet gdy znów zaczęła pić zwykłą mieszankę.

Skoro mowa już o maściach – jakie kosmetyki pani stosuje w pielęgnacji Hani?

Najprostsze i najtańsze. Oczywiście tuż po porodzie, ambitna mama, kupiłam wszystko co najdroższe, ale na Hanię nie działały wcale dobrze! Zwykły Linomag na pupę, maść cholesterolowa na ciało, chusteczki z supermarketu. W razie odparzenia: kąpiel z nadmanganianem potasu, taka jaką robiły nasze mamy.

Co jeszcze się nie sprawdziło?

Wanienka ze stojakiem. Moim zdaniem niestabilna, no i poza tym gdzie to ustrojstwo stawiać?! Po pierwszej kąpieli Hani pojechałam do sklepu i kupiłam plastikową wanienkę za 35 zł.

A co okazało się przydatne?

W ciąży – poduszka-rogal do spania. Dzięki niej przestały mnie boleć plecy. Teraz bardzo przydaje mi się przewijak. Mam taki duży, z dwoma wysuwanymi koszami na pieluszki, pieluszki tetrowe, ręczniki. Staję przy nim, wszystko co potrzebne, mam pod ręką dzięki czemu przewijanie trwa minutę. Z poradników dla rodziców polecam książki Pawła Zawitkowskiego z serii "Mamo, Tato, co Ty na to?", które pokazują jak obchodzić się z noworodkiem. Co jeszcze? Mnóstwo rozwijających zabawek: Hania nie ma ich dużo, ale wszystkie kupuję po namyśle.

Paweł Zawitkowski radzi, co robić, by dziecko rosło zdrowo – koniecznie przeczytaj!

Proszę jeszcze na sam koniec: rada od pani dla przyszłych mam.

Powtórzę to, co sama usłyszałam w ciąży od bardzo mądrej kobiety: „Przed narodzinami dziecka nastaw się na hardkor, a nie na metafizykę. Ona przyjdzie, ale trochę później. Nie daj się oszukać ślicznym zdjęciom matek z dziećmi: macierzyństwo to piękna, ale i ciężka praca”. Chociaż, aby już dalej nie straszyć, powiem też, że po tym pierwszym trudnym okresie potem wszystko jest naprawdę super…

Reklama

Wywiad został opublikowany w „Mamo, To Ja” 03/2014 – sprawdź, co w najnowszym numerze „Mamo, To Ja”!

Reklama
Reklama
Reklama