Tatuś zapłacił - felieton Antoniny Kozłowskiej
Mamy w rodzinie takie powiedzonko: "Tatuś tyle zapłacił, a ty nie chcesz się kąpać? Marsz do wody!". Wraca z każdym wakacyjnym wyjazdem i byłoby zabawne, gdyby nie to, że odkąd usłyszeliśmy je pierwszy raz na plaży w Łebie, wpadło nam w uszy wielokrotnie na różnych innych plażach, od Costa del Sol po Rodos i od Darłówka po Ruciane.
Jesteśmy w Europie, bogacimy się, więc na plażach całego świata słychać najtrudniejszy podobno ze wszystkich język polski. Może i dobrze, że trudny, bo gdyby zagraniczny turysta chciał nauczyć się czegoś na plaży ze słuchu, przyswoiłby krótkie, wyszczekane poirytowanym tonem przez rodziców komendy i pogróżki.
Do dziecka, wiadomo, trzeba krótko. Rozmowa z bachorem to niedopuszczalna dyskusja, a to już podpada pod mityczne "wychowanie bezstresowe". Jeśli dopuścimy dyskusję, zwaną też pyskowaniem, to jest spora szansa, że nasza pociecha za lat kilka, jak w starym kawale, przyklei towarzyszowi podróży gumę do żucia na czole. Wykrzykujemy więc: – Chodź no tu! Marsz do wody! Poparte groźbami: – Nigdzie nie pójdziesz!
Oj, bo w tyłek dostaniesz! Bo nie kupię ci loda!
O dziecku mówimy pieszczotliwie, zamieszczając jego zdjęcia na Facebooku czy Instagramie: "Mój najdroższy Skarb" albo "Ukochane Słoneczko". Na wakacjach, gdy wirtualni znajomi nie podsłuchują, używamy prywatnych zdrobnień i czułych przezwisk: gnojku, bachorze, ofiaro losu – jak w zdaniach: "Zostaw to, gnojku, bo jak ci przyłożę...", "Jak kopiesz, ofiaro, w piłkę nie umiesz trafić?", "I co się tak gapisz jak cielę?".
My, polscy rodzice, wiemy najlepiej co dla naszych dzieci najlepsze. Nie dopuszczamy do fanaberii. Jak w nadmorskiej pizzerii, gdzie ośmiolatek domagał się pizzy z brokułami. – Z brokułami? A kto to potem zje? – zirytował się ojciec. – Bo chyba nie ty! – dołożyła mamusia. – Ty nie znosisz brokułów! – Ale chciałem spróbować... – bronił się mały. – W domu sobie spróbujesz, a teraz bierz z szynką albo nic nie dostaniesz! – zarządził tata. Mały wziął z szynką. I tak nie zjadł połowy. Nie przypuszczam, by...