Mamo, nie piewaj! – felieton Katarzyny Skrzyneckiej o wakacjach mamy i córki
„Moje nowe seksowne klapki na szpilkach na rodzinny spacer po nadmorskiej promenadzie? Nie wytrzymają argumentu: Mamusiu weź mnie na opa, zmencione nuśki mam” – czytaj felieton Katarzyny Skrzyneckiej o córeczce i rodzinnych wakacjach!
- Katarzyna Skrzynecka
Wreszcie wakacje! Z ukochanym mężem i ukochaną córeczką. Nasze małe radosne słoneczko, niespełna trzyletnie. Była motywacja, aby pracować do upadłego i odłożyć na bajecznie egzotyczne wakacje, podróż naszych marzeń!
„Egzotyczne”, hmm… Oczywiście na tyle, aby warunki nie stanowiły zagrożenia dla zdrowia dziecka. Zatem pakujemy walizki i… I dlaczego ten piankowy pływaczek do nauki pływania dla maluszków zajmuje tak dużo miejsca?!
Rozmarzona, wybierałam wśród zacisznych, romantycznych hoteli, aby w końcu zdecydować się… na taki z placem zabaw, aquazjeżdżalniami i opcją zdrowych posiłków dla najmłodszych.
Moje nowe seksowne klapki na szpilkach na wieczorny spacer z rodziną promenadą nadmorską? Nie wytrzymają argumentu: „Mamusiu weź mnie na opa, zmencione nuśki mam!”.
Piękna biała sukienka z gołymi plecami? Mąż tak mnie w niej lubi. Owszem, jest biała, ale tylko przez kilka minut – do pierwszych lodów malinowych małej damy: „Mamusiu śpjubuj!”. Upsss!
Torebka z egzotycznej słomki? – pamiątka z podróży na Seszele, idealna tylko na lato, pasująca do zwiewnych sukienek, kształtna i malutka? Krótka ocena sytuacji: butelka z „dzióbkiem”, akcesoria „bejbikosmetyczne”, mokre chusteczki, bluza z rękawkiem (gdyby wiało...), pluszowy piesek i kotek, koniecznie samolot i…? Duuuża torba na ramię.
Na plaży pluskanie, chlapanie, gonienie, ewentualnie fikanie. Budujemy zamek z fosą i nalewamy wodę, ale z konewką i wiaderkiem biega po wodę głównie mama! Opalone? Tylko moje plecy w wyniku pozycji kucno-towarzysko-asekuracyjnej.
Tawerna na dobrą kolację o zachodzie słońca, gdzie serwują wyśmienite frutti di mare. Jasne, ale tylko taka, gdzie przygotują też najprostsze „klusie” lub biały ryż z groszkiem albo kukurydzą dla małej panienki!
Mój smartfon robi piękne zdjęcia o zachodzie słońca, ale… jest zajęty. Oglądana jest bajka „Clifford – wielki pies” lub układane elektroniczne puzzle z nauką zwierzątek, bo rodzice za długo jedzą i trzeba grzecznie posiedzieć przy stole.
Zwiedzamy wieczorne miasteczko, urokliwe uliczki (tylko te, gdzie przejedzie wózek), kafejki i sklepiki. Sklepiki służą również do tego, żeby wymieniać w nich banknoty na monety dwuzłotowe na polskich wakacjach lub 1 euro na zagranicznych. Trzylatek empirycznie udowadnia, że można spożytkować absolutnie każdą liczbę dwuzłotówek na bujane autka, helikopterki, samoloty, ciuchcię… A gdy monety się kiedyś kończą, robi się oczka kotka ze „Shreka”, rozbrajający uśmiech i zadaje się kultowe pytanie: „Maś jeście pieniąśka?”. „Już nie mam, kochanie, niestety”. „To idź tam, mozie pani mieni?” Wobec takiej argumentacji przehulałyśmy właśnie bardzo ładne kolczyki z muszlą.
Po pełnym zdobywania świata dniu piękna, gorąca noc i cykady. Pocałunki i romantyczne westchnienie miłości w ramionach męża i… słodki głosik smacznie „śpiącej” obok w aneksie do naszego pokoju
w swoim łóżeczku córeczki: „Mamo, nie piewaj! Jest noc, wsiści pią!”.
Gdy spacerowaliśmy z mężem cztery lata temu tylko we dwoje, za rękę, wzdłuż pięknych plaż gdzieś na świecie, tu czy tam, z oczami pełnymi miłości mówiliśmy sobie, że już bardziej szczęśliwym chyba być nie można… Otóż można!!! Po stokroć bardziej, pełniej, radośniej! I nie zamienilibyśmy tego na żadne inne światowe wojaże.
Felieton Katarzyny Skrzyneckiej został opublikowany w „Party” nr 17 (2014 r). Elektroniczne wydanie „Party” dostępne na Czytamy-magazyny.pl