Reklama

Pierwszą córkę urodziłam w wieku 30 lat
Agnieszka, mama Mai (4 lata), Marysi (2 lata), Patryka (10 miesięcy)

Reklama

Gdy wyszłam za mąż, miałam 22 lata. Wszyscy myśleli, że jestem w ciąży, stąd decyzja o ślubie. Trudno się dziwić – wszyscy moi znajomi studiowali i nikt nie myślał o zakładaniu rodziny. My też. Chcieliśmy skończyć studia, znaleźć dobrą pracę, by żyć na własny rachunek, mieszkanie… Zresztą w wieku 22 lat nie byłam gotowa na macierzyństwo. Dzieci mnie denerwowały. Myślałam nawet, że jestem pozbawiona instynktu macierzyńskiego. Jednak z biegiem lat coraz częściej zaglądałam do dziecięcych wózków, życzliwiej patrzyłam na biegające maluchy, aż wreszcie poczułam, że jestem gotowa. Po siedmiu latach zdecydowaliśmy się z Łukaszem na dziecko. Czuliśmy, że nie zagrozi ono naszej wolności, bo już z niej skorzystaliśmy. Podróże, znajomi, czas tylko dla siebie… Staliśmy się też sobie bardzo bliscy. Zdałam sobie sprawę, że mogę wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka, że jestem wyciszona, spełniona...
Jestem osobą, która robi plany. Skoro zdecydowałam się na dziecko, chciałam się do tego przygotować jak najlepiej. Wizyta u ginekologa, badania, kwas foliowy, dieta… Zawsze marzyłam o trójce dzieci. Planowałam, że będę je miała do 35. roku życia, by różnica między nimi była jak najmniejsza. Ba! Zaplanowałam nawet, kiedy chciałabym urodzić pierwsze dziecko – na przełomie marca i kwietnia, by urlop macierzyński wypadł na letnie miesiące. Oczywiście myślałam o tym, czy w ogóle mogę mieć dzieci. Czy to, że czekałam na nie tak długo, nie okaże się dla mnie zgubne. Dużo czytałam o ciąży, macierzyństwie. Wiedziałam, że mam rok, półtora roku na próby. Że dopiero po tym czasie powinnam zacząć się denerwować. Nie zdążyłam, bo po czterech miesiącach okazało się, że będę miała dziecko. Druga ciąża też była planowana, choć wypadła wcześniej, niż zamierzaliśmy. Najpierw miało być nurkowanie w Egipcie, a dopiero po urlopie chcieliśmy starać się o dziecko. A trzecie? Pojawiło się spontanicznie, ale było chciane i wyczekiwane.
Przyjście na świat pierwszego dziecka zawsze jest trudne dla kobiety. I jej wiek nie ma tu nic do rzeczy. Tak samo czułabym się zagubiona, mając mniej czy więcej lat. Mimo że sporo wiedziałam o życiu i o sobie, niewiele wiedziałam o opiece nad dzieckiem. Dlaczego ono płacze, jeśli jest nakarmione i ma sucho? Dlaczego nie przybiera na wadze?
W nocy nie spałam, bo nosiłam małą na rękach. Patrzyłam na uśpione miasto i czułam się bardzo samotna. Miałam warżenie, że prawdziwe życie toczy się tam za oknem. Miałam poczucie izolacji, ale z drugiej strony nie byłam w stanie oddalić się od dziecka na dłużej niż na pięć minut Przy kolejnych dzieciach było łatwiej. W sumie wychowanie trójki maluchów to ciężka praca, bez wolnych sobót i niedziel. Całe szczęście, że moi znajomi mają dzieci w podobnym wieku. Nikogo nie dziwi, że się spóźniam na spotkanie, bo dziecko akurat spało. W gronie bezdzietnym staram się nie mówić o moich maluchach, by nie potwierdzać stereotypu, że z młodymi matkami nie da się porozmawiać o niczym innym. Interesuję się wieloma rzeczami. Pomaga mi w tym to, że chodzę do pracy. To taka odskocznia, dzięki której utrzymuję równowagę. Zresztą za każdym razem wracałam do niej po sześciu, siedmiu miesiącach po porodzie. Nie bałam się, że ją stracę, miałam dobrą pozycję, spore doświadczenie… Wiedziałam, że na mnie czekają.
[CMS_PAGE_BREAK]
Urodziłam w wieku 26 lat
Ula, mama Wojtka (3 lata)

Myśleliśmy o dziecku, ale dopiero po ślubie. I to co najmniej trzy lata. Najpierw chcieliśmy poszaleć, pobyć ze sobą, pojeździć po świecie… Dziecko pokrzyżowało nam plany, bo w ciążę zaszłam trzy dni przed ślubem! Na początku był szok, ale później ogarnęła nas wielka radość. Co z tego, że miało być za trzy lata? Jest teraz i już.
Dziecko zmieniło moje życie. Zdałam sobie z tego sprawę, gdy jeszcze byłam w ciąży. Już wtedy czułam się odizolowana od towarzystwa. Nie mogłam spędzać czasu tak jak inni. Żal mi było tego życia: imprez, kina, spotkań ze znajomymi. Jeszcze się tym nie nacieszyłam. Ale z drugiej strony, marzyłam o dzieciach, które będę tulić, całować. Moja starsza siostra ma dwójkę, którą uwielbiam, widziałam, jaka jest szczęśliwa. Chciałam mieć taką samą rodzinę jak ona. Wiedziałam, że muszę dojrzeć. Miałam przecież być odpowiedzialna za drugiego człowieka.
W sumie to był dobry moment na dziecko. Miałam stabilną sytuację w pracy, szefowa zapewniała mnie, że mogę wrócić w każdej chwili. Czułam, że sprostam wyzwaniom. Moja mama i teściowa bardzo mnie wspierały. Siostra też służyła pomocą. Przynosiła mi książki, gazety dla młodych rodziców. Mogłam do niej zadzwonić w każdej chwili. Do pracy wróciłam po macierzyńskim. Lepiej zarabiałam, więc to było jasne, że mąż zajmie się synkiem. Później za jego radą założyłam firmę.
Zaczęliśmy „epidemię” ciąż wśród znajomych. Byliśmy pierwsi i z tego powodu nam „dokuczali”. Żałowali, że nie będziemy mieć tyle czasu co kiedyś. Ale teraz wszyscy mamy dzieci. Znowu trzymamy się razem. Czy myślę o drugim dziecku? Tak. Wojtuś ma trzy lata, nie wymaga już takiej uwagi jak kiedyś. Powoli zapominam o trudach pierwszego roku. Dlatego staramy się intensywnie rozwijać firmę, by spokojnie wprowadzić w życie plan „Czas na drugie dziecko”. Nie ma na co czekać, zwłaszcza że nie robię się młodsza.

Dziecko miałam w wieku 38 lat
Basia, mama Eryka (3 lata)

Dużo podróżowałam, szukałam swojego miejsca. W takim życiu nie było czasu na dziecko. Trudno mi było podjąć decyzję o powiększeniu rodziny, skoro ciągle coś mnie gnało. Zresztą nigdy nie spotkałam odpowiedniego mężczyzny, z którym mogłabym mieć dziecko. Ale wróciłam do Polski i zakochałam się po uszy. Pomyślałam wtedy, że z tym mężczyzną chcę mieć dziecko. Po prostu poczułam się gotowa. Oczywiście, że bałam się o zdrowie maleństwa, i tego, że mogę nie zajść w ciążę. Przecież miałam 37 lat! I co? I zaszłam w ciążę od razu! To był cud. Na początku nie byłam pewna, że jestem w ciąży. Myślałam nawet, że mam raka. Źle się czułam. W końcu zrobiłam test i… przeraziłam się. Bo co teraz będzie? Ale byłam tak znudzona swoim życiem, że chciałam mieć poważne wyzwanie – wychowanie dziecka.
Ciążę zniosłam fantastycznie. Miałam mnóstwo energii. Gdy urodził się synek, był to najpiękniejszy moment w moim życiu. Nic mnie wtedy nie przerażało. Zarwane noce? Płacz? To nieważne. Tak bardzo chciałam tego dziecka, że nie zwracałam uwagi na codzienne trudy. Co z tego, że zwolniono mnie z pracy, dzięki synkowi stałam się bardziej pewna siebie, dał mi wiarę w to, że sobie poradzę. Nie, nie mam poczucia, że coś straciłam, bo miałam swój czas. Choć jest jeden minus posiadania dziecka – jestem mniej dyspozycyjna niż kiedyś i ciągle coś mnie gna do synka.
[CMS_PAGE_BREAK]
Urodziłam w wieku 33 lat
Iwona, mama Michała (15 miesięcy)

Jesteśmy małżeństwem od trzech lat, a razem od ośmiu. Mój mąż, który jest młodszy ode mnie o pięć lat, pewnie poczekałby jeszcze z dzieckiem, ale ze względu na mój wiek zdecydowaliśmy się na nie wcześniej. Byłam po trzydziestce i czułam, że z tą decyzją nie mogę zwlekać. Musiałam dojrzeć do macierzyństwa. A gdy dojrzałam, okazało się, że mam niewiele czasu. A do tego kłopoty mojej znajomej. Jest młodsza ode mnie i nie mogła zajść w ciążę. Pomyślałam, że jak ona ma takie problemy, to co dopiero ja? Bałam się, że nie zajdę w ciążę. W drugim miesiącu prób okazało się, że będę mamą! Chciałabym mieć drugie dziecko, ale nie od razu. Niech Michał podrośnie. Jednak z drugiej strony, muszę pamiętać o tym, że im będę starsza, tym większe będę miała obawy, czy dziecko urodzi się zdrowe. Jestem przez to jak w pułapce. Bo nie czuję się na swój wiek, ale wiem, że wiek nie służy ciąży. No i nie chcę mieć dziecka po 40. Ot, taka łamigłówka. I jeszcze ten brak czasu. Dla siebie, dla męża. Trudno się do tego przyzwyczaić.
Praca? Nie chciałam robić kariery. Nie zależało mi na niej. Pracowałam w jednej firmie 10 lat, od roku byłam kierownikiem. Zastanawiałam się, co będzie, gdy urodzę dziecko. Ale to, czy będę mogła do niej wrócić, nie miało żadnego znaczenia. Zresztą nie przedłużyli ze mną umowy.
Większość moich znajomych od dawna ma dzieci. I to duże. Siedem, a nawet 14 lat! Zaletą późnego macierzyństwa jest to, że mogę zwrócić się o pomoc do wielu osób, bo większość znajomych już przez to przeszła.

Pierwsze dziecko urodziłam w wieku 20 lat
Olga, mama Wiktorii (2 lata) i Oskara (10 miesięcy)

Reklama

Mam 22 lata i dwójkę dzieci. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to samo. Bo gdy maluchy podrosną, ja będę ciągle młoda. Moja dziesięcioletnia córka będzie miała trzydziestoletnią mamę! Wczesne macierzyństwo ma też inne zalety – maluchy mają młodych dziadków. Jedna babcia ma 38 lat. Mają też prababcie w wieku 60 lat. I praprababcię! Który maluch ma tak wielką rodzinę? I to teściowa i babcia są moimi autorytetami. Podpowiadają mi, jak opiekować się dziećmi.
To prawda, że Wiktoria nie była planowana, ale synek już tak. Chcieliśmy mieć dzieci rok po roku, by była między nimi niewielka różnica wieku. Aby mogły wychowywać się razem. Choć wiedziałam, że na początku będzie ciężko. Ale zawsze chciałam mieć dzieci. Może dlatego, że wychowywała mnie babcia? I miałam wielkie pragnienie posiadania rodziny? Nie, nie czułam się niedojrzała. Ja już pracowałam. Chciałam być niezależna, mieć swoje pieniądze. To dlatego zrobiłam sobie przerwę od nauki. Ale gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, natychmiast zapisałam się do szkoły. Nie chciałam, by moje dziecko miało niewykształconą matkę, która nie może zdobyć dobrej pracy. Nie najlepiej znosiłam ciążę, zwłaszcza pierwszą. Porody też były ciężkie. Miałam cesarskie cięcie, choć marzyłam, by rodzić naturalnie. Po urodzeniu Wiki miałam wysoką gorączkę, schudłam 14 kg, leżałam półprzytomna.
Czy szkoda mi dawnego życia? Nie! Choć moje koleżanki żałowały, że nie będę mogła chodzić na imprezy. Ale ja już się naimprezowałam i mam ważniejsze rzeczy na głowie. Nie przeszkadza mi to, że muszę siedzieć z dziećmi w domu. Zresztą jakież to ja miałam życie? Praca, praca, praca… Dzieci nadały mu sens. Dały mi siłę, by powalczyć o swoje. Mam dla kogo żyć.

Reklama
Reklama
Reklama