Moje dziecko płacze. Tak, płacze. Nie tylko płacze, ale jeszcze: jęczy, krzyczy, zawodzi, wrzeszczy, biadoli, lamentuje, czyli ogólnie: drze paszczę.

Reklama

Nie był to problem, gdy miało miesiąc – wtedy słyszałam od dobrych dusz, że noworodki tak mają. Że muszą się wypłakać, bo przez dziewięć miesięcy żyły sobie w bezpiecznym brzuszku mamy i teraz przystosowują się do nowej rzeczywistości. Nie był to problem, gdy synek miał dwa miesiące – nasłuchałam się wtedy, że musi sobie popłakać, bo to dla niego jedyny sposób, żeby uświadomić wszystkim, że jest mu źle. Nie był to problem, gdy miał trzy miesiące – jeszcze sobie z tym radziłam. Wtedy słyszałam, że pierwsze trzy miesiące życia dziecka to czwarty trymestr ciąży, że nadal przystosowuje się do życia poza bezpieczną przystanią brzucha mamy.

Gdy dzieć skończył cztery miesiące i poprawa wciąż nie majaczyła nawet na horyzoncie, zaczęłam się bać! Drżałam, że robię coś źle. Zaczęłam przeszukiwać internet, biegać po lekarzach, pytać doświadczonych mam – nic nie znalazłam, nic nie pomogło, nic się nie zmieniło. Mijał czwarty miesiąc, a ja obawiałam się, czy wytrzymam. Nastał piąty miesiąc. Niby wierzyłam, że teraz na pewno będzie lepiej, ale gdzieś podświadomie wiedziałam, że nic się nie zmieni. Może nastawienie to klucz do sukcesu, ale po nieprzespanych nocach, brudnych pieluchach, milionach prań, ciągłym ścieraniu tego, co chlusnęło z brzuszka, nie kipiałam optymizmem. Tak, piąty miesiąc to nadal była walka o przetrwanie. Pół roku, magiczna data, na którą czekają rodzice. Bo wtedy dziecko jest już „duże”: interaktywne, rozumne, uśmiechnięte, podnoszące się, nie plujące w dal marcheweczką. No, ogólnie: reagujące. A czasem nie.

Zamiast uśmiechniętego lica naszego potomka – lico wrzeszczące, oczy lejące krokodyle łzy, a z gardła wydobywa się przeciągłe „łeee”. A teraz apel do rodziców, którzy nie wiedzą, o czym piszę. Do tych, którzy nie chodzą w 16. miesiącu ciąży (bo dziecko nieodkładalne), nie wiedzą, jak to jest żyć bez porannej toalety, nie usłyszeli nigdy w kolejce do kasy: „Pani, dajże mu smoczka! Kto to widział, żeby dziecko tak wrzeszczało!”. Drodzy rodzice, jako mama wymagającego dziecka apeluję o niemówienie do mnie i podobnych mi rodziców: „Moje X to przesypiało noce już po dziesięciu dniach” lub „Moje X potrafi zająć się samo sobą, a ja mogę to i tamto”. Nie wpędzajcie nas w jeszcze głębszą otchłań. Wszyscy kochamy nasze dzieci tak samo, a karma jest przewrotna!

Reklama

Felieton nagrodzony w „Twoim Dziecku” nr 10/2015
Zobacz zasady Konkursu na Felieton w miesięczniku „Twoje Dziecko”.

Zobacz także
Reklama
Reklama
Reklama