
Cena macierzyństwa
Rzadko mówi się o tym, za jaką cenę kobiety stają się matkami. Nie chodzi o poświęcanie się, ale o konieczną zmianę, jakiej wymaga wychowywanie dziecka. Mężczyzna z powodu ojcostwa nie rezygnuje z pracy, rzadko traci znajomych jako „nudny ojciec”, nie odczuwa presji bycia wzorowym rodzicem, który nigdy się nie złości, nie zasypia ze świadomością, że właśnie minął kolejny dzień w roli gosposi i opiekunki. On ma swoje dotychczasowe pasje i zainteresowania, spotyka znajomych.
Samotna w domu
Przed porodem dla wielu kobiet źródłem siły, poczucia wartości i pewności siebie jest praca zawodowa. Kiedy zaczynają spędzać czas z dzieckiem, mają poczucie jałowienia, wrażenie, że niczego nie dokonują, że dni przeciekają im przez palce, że żyją w nieprzewidywalnym chaosie. Żeby jakoś sobie z tym poradzić, zaczynają wkładać więcej wysiłku i energii w prace domowe i opiekę nad dzieckiem. Zaspokajają w ten sposób ambicje, ale jednocześnie znacznie komplikują swoją sytuację. Stając się wzorowymi matkami i gospodyniami, szukają w tych zajęciach sensu bycia w domu i rezygnacji z dotychczasowego (lub innego) scenariusza na życie. Z czasem czują się w tym niezastąpione, wiedzą, że „bez nich wszystko się zawali”. I rzeczywiście, trudno je wyręczyć, bo trudno je zadowolić. I tak powoli przeobrażają się w samotne perfekcjonistki, które czują żal, że nikt nie domyśli się, kiedy trzeba im pomóc.
Szkodliwe stereotypy
W sytuacji, gdy wszystko funkcjonuje z pozoru idealnie, mężczyzna może poczuć się bezwolny, a jeśli ma skłonności do rozleniwienia i zalegania na kanapie, to chętnie im ulegnie, pozwalając się obsługiwać i rozpieszczać jak kolejne dziecko. To bardzo zmienia relacje małżeńskie, bo wzmacnia stereotypowe myślenie o podziale ról. Wielu mężczyzn zaczyna uważać, że skoro żona „nic nie robi”, tylko „siedzi z dzieckiem”, to może obsługiwać ciężko pracującego męża: podać obiad i po nim pozmywać, pozwolić czytać gazetę, gdy dziecko zaprasza do zabawy, a przede wszystkim zapewnić święty spokój. Kobiety, niestety, na to przystają. Czują się zapędzone w kozi róg – w sytuacji bez wyjścia, bez możliwości zmiany czegokolwiek. Taka postawa bardzo oddala od siebie bliskich dotąd ludzi. Przestają skutkować wypracowane wcześniej sposoby wspierania się w trudnych chwilach. Brakuje też czasu, by usiąść i spokojnie porozmawiać. Zresztą „nie ma o czym”. Tak naprawdę jest o czym: właśnie o tym oddaleniu, o niedzieleniu się obowiązkami i odpowiedzialnością za dom i dziecko, o złudnych oczekiwaniach, że druga strona wszystkiego się domyśli, o zaniku wzajemnej atrakcyjności seksualnej. Rozmowa to często pierwszy, najlepszy krok, by wyjść z błędnego koła. Kobiety mogą zacząć mówić o własnych potrzebach i spróbować kształtować swój nowy wizerunek matki.
Czytaj także: macierzyństwo - co możesz zyskać