W kształcie serca - felieton czytelniczki
Promienie słońca wpadają do pokoju... Budzi się dzień, jestem wypoczęta jak nigdy... Zaraz wstanę i zaparzę pachnącą kawę... Jest pięknie... Dostaję piętą w czoło. Mrugam powiekami i jestem na nogach w trzy sekundy.
- Monika Małyniak
Promienie słońca wpadają do pokoju... Budzi się dzień, jestem wypoczęta jak nigdy... Zaraz wstanę i zaparzę pachnącą kawę... Jest pięknie... Dostaję piętą w czoło. Mrugam powiekami i jestem na nogach w trzy sekundy.
Julian śmieje się do mnie, rozłożony na całym łóżku. Uśmiecham się, witam z synkiem i szybko przypominam sobie plusy samotnego wychowywania dziecka: nie śpię z nieogolonym facetem, który wypił wczoraj pięć piw, ale z najsłodszym i mężczyzną na świecie.
Zaczynamy dzień. Zamiast zrobić sobie kawę, gotuję, oczywiście, zdrowe płatki jaglane na śniadanie dla synka. Zanim siądziemy do stołu, piętnaście razy powtarzam: „Kochanie, uważaj!”, trzydzieści: „Co z tym robisz?”, a pięćdziesiąt: „Śniadanie zaraz będzie, nie jedz tego ciastka”. Znów myślę o plusach samotnego rodzicielstwa: robię śniadanie dla najwdzięczniejszego smakosza pod słońcem, a nie dla faceta, który czepiałby się o za słoną jajecznicę.
Idziemy na spacer i zakupy. Wchodzimy do sklepu. Julian chce wyjść z wózka. Biega. Co minutę muszę brać głęboki oddech, co dwie uśmiecham się przepraszająco do innych klientów. Co trzy minuty udaję, że nie widzę wymownego spojrzenia ochrony. Gdy Julian zrzuca słoik, który rozpryskuje się widowiskowo, szybko szukam jakiegoś plusa samotnego macierzyństwa. Facet pewnie rozbiłby litr wódki.
Wracamy do domu. Próbuję gotować obiad, Julian też. Dostaję drewnianą łyżką w piszczel – biorę głęboki oddech. Julian rozwija papier do pieczenia niczym czerwony dywan – liczę do dziesięciu. Z parapetu spada bazylia w doniczce, ląduje na psie – walę głową w ścianę. Chociaż jeden plus! Szybko! Facet pewnie jęczałby mi nad uchem, że jest już głodny.
Po obiedzie zabawy. Bajki. Książeczki. Czas kąpieli. Gdy napuszczam wodę do wanny, Julian wrzuca do niej wszystko, co ma w zasięgu ręki. Biorę głęboki oddech i proszę, aby tego nie robił. Gdy odwracam się do synka, by go rozebrać, w rączce ma moją nowiutką pomadkę, na którą wydałam o jakieś 100 zł za dużo. Pomadka jest też na Julku, na podłodze i na ścianie. Zamykam oczy. Przez chwilę modlę się, aby to był sen. Facet pewnie czepiałby się, że kosztowała za dużo.
Gdy Julian już śpi, zerkam w lusterko. Na czole mam ślad po porannym kopniaku. Siniaka w kształcie... serca.
Felieton nagrodzony w „Twoim Dziecku” nr 4/2015
Zobacz zasady Konkursu na Felieton w miesięczniku „Twoje Dziecko”