"Halo tato" Konrada Kruczkowskiego to niby historie jakich wiele. Na przykład: ojciec opiekuje się synem, który ma zespół Aspergera. Albo inna: małżeństwo postanawia założyć rodzinę zastępczą. Albo: głuchej parze rodzi się dziecko… Konrad Kruczkowski, bloger i reporter, umie jednak z każdej z tych niby zwykłych historii wydobyć piękną przypowieść o życiu. Posłuchajcie, co mówi o swojej nowej książce – i o swoim ojcostwie.

Reklama

Konrad Kruczkowski jest autorem wielokrotnie nagradzanego bloga haloziemia.pl i autorem książek: wydanej w 2016 r. "Halo człowiek. Rozmowy o tym, co ważne" i "Halo tato. Reportaże o dobrym ojcostwie", która ukazała się 10 maja 2017 r. Za zamieszczony w "Halo tato" reportaż "Jesteśmy Głusi" otrzymał nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej.

Sylwia Niemczyk: Na premierze Twojej książki "Halo tato. Reportaże o dobrym ojcostwie" , Mariusz Szczygieł powiedział, że ojcostwo raczej nie jest tematem, od którego reporterom spadałyby buty z nóg. Ale Tobie, jak widać, spadają?

Konrad Kruczkowski: Reporterzy za Małgorzatą Szejnert powtarzają jak mantrę, że reportaż musi być o czymś i o czymś jeszcze. W "Halo tato" ojcostwo jest tylko pretekstem do pokazania różnych zjawisk społecznych. Wbrew pozorom książka nie jest o tym, jak być dobrym tatą; raczej o tym, że wszyscy jesteśmy dziećmi naszych rodziców i warto się temu przyjrzeć.

Dobrze, że to mówisz, bo właśnie chciałam Cię zapytać, czy mam traktować "Halo tato" jako podręcznik dla młodych ojców?

– Jeśli ktoś kupi książkę z intencją, że to poradnik, to miło się zdziwi. Pierwsi czytelnicy "Halo tato" pisali albo dzwonili i mówili, że owszem, myślą o własnych dzieciach, ale przede wszystkim inaczej patrzą na własnych rodziców. Cieplej.

A Ty? Też dopiero po jej napisaniu zacząłeś inaczej patrzeć na swojego tatę? Mówi się, że zaczynamy naszych rodziców rozumieć wtedy, kiedy sami zostajemy rodzicami.

– Urodziny dziecka nie zmieniły moich relacji z tatą. Praca nad tą książką – tak. Złościło mnie, że tata jest lepszym dziadkiem niż był ojcem. Myślałem: "Gdzie byłeś 20 lat temu?" Pisząc "Halo tato", uświadomiłem sobie, że to nieuczciwe. Złe wspomnienia, szczególnie te dzieciństwa, mają właściwość dominacji nad dobrymi.

Zobacz także

Podobno pamięć działa inaczej. Podobno właśnie wypieramy z niej złe wspomnienia i budujemy w głowie sielankowy obraz rodzinnego domu.

– Moje własne doświadczenie i doświadczenie wielu moich znajomych jest odwrotne. Kiedy rozmawiam z ludźmi o ich ojcach, to na początku wszyscy mówią to samo: że byli nieobecni, szorstcy. A jeśli rozmowa jest długa, to w pewnym momencie otwierają się szufladki pamięci. Okazuje się, że ten szorstki i nieobecny ojciec czasem brał na barana, innym razem opatrzył kolano. Nawet jeśli to są mikromomenty, to uczciwie jest o nich pamiętać. One pokazują, że miłość ojcowska, nawet jeśli skrajnie niedoskonała, to była. A to mocny fundament: wiedzieć, że byłem kochany.

Mocny fundament dla nas, dorosłych dzieci.

– Jako dziecko nasiąkłem przekonaniem, że na akceptację i miłość należy zasłużyć. Najlepiej szczególnymi osiągnięciami. Z jednej strony to determinowało moje zawodowe sukcesy, z drugiej – za każdy z nich płaciłem cenę większą, niż to konieczne. Dzisiaj wiem, że to nie była intencja moich rodziców, tylko niefortunny wypadek przy pracy. Przeszłość nie jest czarno-biała. Nasi rodzice też nie.

Co, poza lepszym zrozumieniem własnego ojca, dała Ci Twoja książka?

– Wyrzuty sumienia, bo nie mógłbym zostać bohaterem własnej książki. Paradoksalnie, pisząc książkę o dobrych ojcach, sam stałem się ojcem nieobecnym. Każda rozmowa z tymi mężczyznami budziła we mnie poczucie winy. Oni mówili, co wspaniałego robią ze swoimi dziećmi, a ja za każdym razem, kiedy ich słowa rzeczywiście się potwierdzały – a sprawdzałem to bardzo dokładnie – myślałem: "K..wa, robię coś ważnego, ale jestem tutaj, w drodze, a w domu trzyletnie dziecko".

Czemu dałeś swojej nowej książce podtytuł: "Reportaże o dobrym ojcostwie", a nie: "Reportaże o trudnym ojcostwie"? Ojcowie z Twojej książki nie mają w życiu z górki.

– Ale nie ma ojcostwa, rodzicielstwa, o którym można powiedzieć "z górki"! Dorosłość jest trudna.

Jak jesteś zdrowy i pełnosprawny, i masz zdrowe i pełnosprawne dziecko to jakoś z tej górki masz. Ty za to opisujesz niesłyszącego ojca albo ojca autystycznego syna, albo ojca zastępczego dla dzieciaków obarczonych ciężkim bagażem życiowym.

– Mam takie zwichrowanie wewnętrzne – ale też temu w ogóle służy taki gatunek dziennikarski jak reportaż – żeby zajmować się wykluczonymi i pokazywać ich społeczeństwu. Wykluczonymi z różnych powodów. Na przykład takiego, że są głusi. Zwykle współczujemy głuchym ludziom, tymczasem bohaterowie mojego reportażu "Jesteśmy Głusi" zdecydowali się, że ich dzieci też będą głuche.

Jak to: zdecydowali się?

– Nie zgodzili się, żeby ich dzieciom wczepiono implant ślimakowy.

…Nie wydaje ci się to egoistyczne?

– Wydawało, ale pisząc o nich reportaż, przekonałem się, że wcale tak nie było. To jest tym gatunku ujmujące, że można zrozumieć innego. Okazało się, że ich decyzja była ze wszech miar mądra. Mamy tendencję do ocenianie ludzi przez pryzmat własnych doświadczeń i wyobrażeń. Jeśli po moim reportażu "Jesteśmy Głusi" ktoś ma więcej zrozumienia dla decyzji tych rodziców – cudownie. Albo przynajmniej jeśli ma pytania i wątpliwości.

Kluczem Twojego doboru bohaterów było więc tylko wykluczenie?

– Nie tylko. W "Halo tato" jest też historia o ojcu, wychowującym syna z Zespołem Aspergera. Bardzo nie chciałem, żeby to był reportaż o Aspergerze, bo takich jest sporo. Sebastian, bohater tekstu, w pewnym momencie stwierdził: "Moje dziecko nie będzie narażone na stres". A więc to reportaż o wyrzekaniu się przemocy. Gdybym miał powiedzieć, czym kierowałem się w doborze bohaterów, to różnorodnością: chciałem pokazać, że życie nie jest równe; życie ojców też nie. I jeszcze, że dobry tata to nie jest tata od linijki.

Reklama

Książkę „Halo tato” Konrada Kruczkowskiego wydało wydawnictwo Zielona Sowa.

mat. prasowe
Reklama
Reklama
Reklama