Tym razem będzie o wielkim zamieszaniu, poszukiwaniach odpowiedniej sukni i czapeczki oraz słodkim śnie małej w czasie jej chrztu.

Reklama

Zamieszania z organizacją chrzcin jest niemal tyle, co ze ślubem. Trzeba się umówić w kościele, przygotować obiad, zaprosić gości. Małgosia jest tak przejęta, że między nami co chwilę iskrzy.
A Agatka? Nie za bardzo wie, co się dzieje. – Będziemy cię chrzcić, kochanie – mówię do niej. – Aguu? – odpowiada. I uśmiecha się. Ostatnio uśmiecha się już tak słodko, że co chwilę miękną mi kolana.
Wybieramy wariant skromny – zapraszamy tylko najbliższą rodzinę i garstkę przyjaciół. Wbrew narodowej tradycji oznajmiam, że nie będzie mocnego alkoholu. Po lampce wina na głowę. W końcu to święto naszego dziecka, więc dlaczego mamy przy nim pić alkohol? Trzeba też zorganizować jakieś noclegi dla części rodziny. Wszystko to jednak malutki drobiażdżek przy problemie najistotniejszym: jak ubrać Agatkę.

Piękna i nieświadoma
Nie mogłem się nadziwić, jak można się przejmować ciuszkami dla dziecka, skoro ono i tak nie rozróżnia eleganckiego sweterka od spranego śpiocha. Najważniejsze, moim zdaniem, powinno być jedno kryterium: żeby małej było wygodnie. Ale nikt się ze mną w tej kwestii nie zgadzał. A już na pewno nie moja żona i mama chrzestna. Zorganizowały ze trzy wyprawy do sklepów, żeby wybrać dla Agatki strój. Ale przyznam szczerze, jak już wybrały... to serce mi zamarło. Piękny sweterek zapinany na guziczki, cieniutka spódniczka z woalu, a na główkę dziergana czapeczka. Córka wyglądała szałowo! Choć nadal nie sądzę, by to dostrzegła.

Słodki aniołek
W kościele Małgosia była dumna jak paw. Z trójki chrzczonych tego dnia dzieci tylko Agatka nie płakała. Pewnie dlatego, że prawie cały czas spała. Trzymałem ją na rękach, a ona drzemała w swojej ulubionej pozycji – z głową na mojej piersi. Lekko przebudziła się, gdy ksiądz polał ją święconą wodą.
Zaryzykowałbym nawet taką tezę, że Agatka nie zauważyła swoich chrzcin. Dostrzegła za to, że pewnego dnia wieczorem mamusia nagle... zniknęła![CMS_PAGE_BREAK]
Dla Małgosi to miał być pierwszy wieczór z koleżankami od kilku miesięcy. Zachowywała się tak, jakby wychodziła z więzienia po wieloletnim wyroku. No, może trochę przesadzam, ale rozumiem ją doskonale. Każdy potrzebuje chwili wytchnienia.
– O nic się nie martw – dałem Małgosi buziaka i delikatnie wypchnąłem za drzwi.
Mała była wykąpana, przewinięta, nakarmiona i, co najważniejsze, głęboko spała. Co więc złego mogło się stać? Rzuciłem się na sofę i włączyłem telewizor – cały wieczór miał być mój. A przynajmniej te godziny. Bo później Agatka obudziła się i zaczęła płakać. I to płakać tak strasznie głośno, jak chyba jeszcze nigdy. – Kochanie, to ja, wój tatuś. Przecież jestem przy tobie, nic ci nie grozi – szeptałem jej do uszka. – Buuuuu!!!!!! – odpowiadała mi niezmiennie.

Wrzeszczący diabełek
Kołysałem, lulałem, przytulałem, nosiłem z pokoju do pokoju i cały czas głaskałem małą po główce. W końcu zacząłem z niepokojem myśleć o sąsiadach. Bo jeśli dziecko płacze tak długo, to niechybnie znajdzie się wśród nich ktoś, kto pomyśli, że robię mu krzywdę. I wezwie policję...

Zacząłem śpiewać kołysankę o dwóch kotkach szaroburych. Choć słowo „śpiewać” jest może trochę na wyrost, Agatce chyba się to spodobało. Ucichła, uspokoiła się i położyła głowę na mojej piersi, a po kilku chwilach wreszcie zasnęła. Ale gdy tylko próbowałem ją od siebie oderwać, od razu otwierała oczy. Poszliśmy więc na kompromis. Położyłem się w ciuchach do łóżka, a Agatka spała wtulona we mnie.
Po godzinie wróciła moja kochana żona i spokojnie przełożyła Agatkę do łóżeczka.

Zobacz także
Reklama

Tomasz Sakowski

Reklama
Reklama
Reklama