Jak pielęgnować miłość?
To nie jest łatwe zadanie. Zapytaliśmy o to trzy pary. Każda z nich ma inną receptę na długi i udany związek.
- Edipresse
Zapytaliśmy o to trzy pary. Każda z nich ma inną receptę na długi i udany związek.
Gosia Młodzian i Bartek Łukasik są ze sobą ponad 9 lat i wcale nie zamierzają się pobierać.
– Po co nam papier? – wzrusza ramionami Bartek. – Czy wpis w Urzędzie Stanu Cywilnego zagwarantuje nam dozgonną miłość? Będziemy ze sobą niezależnie od formalności. A jeśli mielibyśmy się rozstać, kwit niczego nie zmieni.
Poznali się na studiach i już po kilku miesiącach zamieszkali razem. Wtedy też „na spółkę” kupili mieszkanie, co było dość ryzykowne. Ale właśnie w tej decyzji widzą sukces swojego związku. – Gdybyśmy tylko spotykali się w weekendy, wzajemne poznanie trwałoby znacznie dłużej. A tak, od razu okazało się że Gosia jest uparta i lepiej czasem jej ustąpić, niż denerwować się bez potrzeby – podkreśla Bartek.
Różni ich wszystko. On jest domatorem, ona uwielbia włóczęgi i podróże. Gosia lubi fotografować, Bartek zdjęć nienawidzi. Ona lubi pierogi, on ich nie znosi. Gosia uwielbia koty, on psy. On jest punktualny, ona spóźnialska, roztrzepana...
– Wydawałoby się, że dzieli nas wszystko, a jednak wciąż jesteśmy razem. Chyba dlatego, że szanujemy nawzajem własne światy i nie wkraczamy na terytorium partnera – mówi Gosia. I choć Bartek w swojej dziewczynie najbardziej ceni niezależność i zaradność życiową, nigdy nie pozwolił jej zapłacić za cokolwiek w kinie czy restauracji. – Jego maniery dżentelmena dają mi poczucie bezpieczeństwa. Bo choć Bartek akceptuje moją niezależność w pracy, w domu mogę być „małą kobietką” – dodaje Gosia.
Z pracą, jak to w życiu, różnie bywało: raz Bartek lepiej zarabiał, raz Gosia.
– Nie miałem wtedy kompleksów – mówi Bartek. – To właśnie w takich sytuacjach miłość się sprawdza. On nie szuka w Gosi wad, akceptuje ją taką, jaka jest. – Najważniejsze, że jest. Po prostu – dodaje. – Co bym zmienił w jej charakterze? Wszystko. Ale oczywiście tego nie robię. Nie wierzę, że ktoś się może zmienić dla kogoś. To zwykła fikcja.
Gosia twierdzi, że ich związek wciąż trwa, bo każde z nich jest wolne. – Dajemy sobie dużo swobody, pozwalamy sobie nawzajem realizować pasje, spełniać marzenia, spotykać się, z kim chcemy. – A jednocześnie wracamy do domu, który jest naszym azylem i wtedy po prostu jesteśmy razem. Nie rozmawiają o pracy. Zawód, plotki, służbowe znajomości to sprawa każdego z osobna – twierdzą. W ich domu nie ma też podziału na prace męskie i żeńskie. Na przykład Gosia zajmuje się pilnowaniem ekipy remontowej, a Bartek gotuje. Choć ostatnio Gosia upiekła mu szarlotkę. Oboje wciąż są w rozjazdach. – Nie jestem zazdrosny – zapewnia Bartek. Ufam Gosi w stu procentach. Zresztą dzwonimy do siebie, piszemy maile. I tęsknimy. Zwłaszcza jak nie widzimy się tydzień – mówi Bartek. – Ale to nie jest powód, by drzeć szaty. Przecież wiadomo, że kiedy wrócę, Gosia będzie czekała. A w czasie, gdy mnie nie ma, zajmie się swoimi sprawami. [CMS_PAGE_BREAK]
Agata i Tomasz Strąk mają dwójkę dzieci: 8-letnią Ewę i 11-letnią Monikę. Znają się od liceum, mieszkali w tym samym bloku. Są razem prawie 20 lat.
– Aż tyle? Kiedy to się stało? – dziwi się Tomasz. – To znaczy, że nie jest z nami tak najgorzej – śmieje się Agata. Pobrali się bez wcześniejszych „sprawdzianów”. Przed ślubem nie mieszkali długo razem. – Z małżeństwem jest jak z samochodem. W końcu jakoś zaskoczy– mówi Tomek. – Tym bardziej, że nie ma gwarancji ani możliwości zwrotu towaru – dodaje po chwili. Ale na początku nie zawsze było łatwo. W sytuacjach konfliktowych Agata reagowała impulsywnie, krzykiem. – Gdy wyrzuciłam wszystko z siebie, Tomek niezależnie od tego, czy był winny czy nie, przepraszał mnie i przytulał. To zupełnie mnie rozbrajało – wspomina Agata. Gdy na świat przyszły dzieci, zaczęła czytać książki o wychowaniu. A przy okazji nauczyła się, jak mówić do męża, aby go nie ranić. Tomek natomiast nauczył się szukać argumentów dla swoich racji. Teraz już wiedzą, że rzeczowa dyskusja rozwiązuje wszelkie problemy.
Oboje są też zgodni, że to dzieci wzbogaciły ich związek. One nadały ich życiu większy sens.
– Cóż jest bardziej fascynujące niż wspieranie dzieci w rozwijaniu ich talentów, zdobywaniu wiary w siebie? – pyta Agata. Oboje często rozmawiają na temat wyboru szkoły, dodatkowych zajęć dla dziewczynek, wyjazdów na wakacje, zakupu akcji na giełdzie i drzew do ogrodu. – Każde z nas chce jak najlepiej i nie ma o co się kłócić – dodaje Tomek. Dzięki temu przetrwali okres budowy własnego domu i urządzanie go. A przecież, twierdzą, dla niektórych par to wystarczający powód do rozwodu. Odkąd są rodzicami stali się odpowiedzialni. – Nie ma już czasu na zastanawianie się: „dlaczego moja żona jest taka, a nie inna” – mówi Tomasz. Nigdy nie pomyśleli nawet o rozstaniu. Każdy problem muszą rozwiązać sami. Mają różne temperamenty, często inne poglądy i zainteresowania, ale dom, samochód, konto w banku i w biurze maklerskim mają wspólne...
Wszyscy, łącznie z dziewczynkami, zajmują się domem. Oboje, Tomek i Agata trochę gotują, chociaż, zdaniem Agaty, mąż robi to lepiej. Na szczęście mogą liczyć na pomoc rodziców, którzy często przywożą im coś smakowitego. – Nawet nie wiem jak działa bankomat. To Tomek płaci rachunki – mówi Agata. Także poza domem starają się wieść życie rodzinne. Kiedy jedna z córek chciała nauczyć się skakać do wody, cała rodzina zaczęła chodzić na basen, a Tomasz, choć nie lubi pływać, też chodził na pływalnię. – Tyle lat razem! – powtarza Tomek. – Kiedy to zleciało? – Teraz nie mamy czasu, by o tym myśleć. Ale pomyślimy na emeryturze – zapewnia Agata. [CMS_PAGE_BREAK]
Wanda i Adam Łukasikowie to prawdziwi rekordziści w małżeństwie: wspólnie przeżyli 36 lat. Wanda zajmuje się domem, Adam zarabia na życie. Ona nigdy nie pracowała, bo nie było takiej potrzeby.
– Mogę powiedzieć, że spełniły się moje marzenia. Tak właśnie wyobrażałam sobie małżeństwo. Wanda wie, że jest szczęściarą.
Jej się w życiu udało. Jesteśmy z mężem jak jeden organizm – mówi Wanda. Dom to jej królestwo. Wszystko jest pedantycznie poukładane, wysprzątane, wyprasowane. Kiedy Wanda jedyny raz wyjechała bez męża na leczenie do Konstancina, w soboty przyjeżdżała do domu i przygotowywała obiad na cały tydzień, żeby mąż mógł sobie odgrzać. Z ulgą usłyszała od lekarzy, że ją wypisują.
– I całe szczęście, bo kiedy mnie nie było, mąż nie wiedział, gdzie jest jego ubranie, więc wszystko mi w szafach poprzekładał. W końcu to ja przez 30 lat szykowałam mu ubranie na kolejny dzień – mówi Wanda. Adam przyznaje, że bez żony dom był obcy, taki pusty. Nie mógł sobie znaleźć w nim miejsca.
Każdego dnia Wanda wstaje wcześniej, żeby zrobić mężowi śniadanie i czeka na niego z obiadem. Kiedy mąż ma ochotę oglądać film dokumentalny, ona siada przed telewizorem razem z nim, nawet jeśli na innym kanale „leci” jej ulubiony serial.
Mąż ufa mi całkowicie i nie rozlicza z każdej złotówki – opowiada Wanda. – Nigdy nie pyta, ile wydałam
na jedzenie czy ubrania. – Kiedy więc chcę kupić sobie coś ekstra, wystarczy, że przyoszczędzę z domowego budżetu. – Mój świat, kręci się wokół męża. Lubię mu się podobać. Jeśli on nie lubi jakiejś bluzki, sukienki czy czapki, nigdy więcej już tego nie założę – mówi Wanda. To właśnie dla męża obcięła włosy, bo mąż nie lubi długich. Ponieważ Adam zgodził się tylko na jedno dziecko, Wanda czuwała, by nie zajść ponownie w ciążę, bo to mogłoby nadwyrężyć jego zaufanie do niej.
Adam jest z żony bardzo dumny.
– Jej zalety? Wanda jest skromna, posłuszna, opiekuńcza, zaradna, nie wymądrza się, jest zadbana. I nie chodzi po domu w lokówkach i podomce – wylicza jednym tchem. Każdą decyzję konsultują ze sobą, również w sprawie ich dorosłego
już dziś syna. – Ale ostateczne słowo ma zawsze głowa domu – twierdzi Wanda. – Wiadomo, że to ja jestem w tym związku „szyją”, która tą głową kręci – śmieje się Wanda. – Staram się zawsze przekonać męża, że będzie lepiej, jak podejmie decyzję, biorąc również pod uwagę moje zdanie – mówi po chwili. I dodaje, że w razie potrzeby potrafi czekać nawet miesiącami. Na przykład na remont łazienki, nowe okna, zakup firanek...
– W końcu wcześniej czy później i tak wyjdzie na moje... Ale ja za to nie wtrącam się w zawodowe sprawy męża i szanuję jego pasję, którą jest motoryzacja – wyjaśnia Wanda.
Łukasikowie twierdzą, że miłość z czasem dojrzewa, ewoluuje.
Dziś już mniej liczą się w ich związku porywy serca, za to bardziej stabilizacja, bezpieczeństwo i zaufanie. I to, że ludzie są razem mimo wszystko – dodają po chwili. – Nam się to udało, bo nigdy nie wywlekaliśmy swoich spraw na zewnątrz.
Wszystkie problemy rozwiązywaliśmy między sobą. Nie zwierzaliśmy się ani rodzicom, ani rodzeństwu, ani przyjaciołom – twierdzą małżonkowie.
– Teraz boję się tylko jednego – mówi Wanda. – Żebym nie została sama. Jeśli to mąż pierwszy odejdzie, mój świat się zawali. Nie wiem, jak bym sobie poradziła po jego śmierci. Bo choć byłam bardzo młoda wychodząc za Adama, nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Cały czas kocham męża tak samo jak w dniu ślubu.
Czy istnieje recepta na miłość? – mówi dr Barbara Bartel psychoanalityk, seksuolog z Lecznicy Profesorsko–Ordynatorskiej „Alfa” w Warszawie:
Nie ma uniwersalnego przepisu na trwały związek. Jedyny sposób, aby być razem, to nieustanna chęć obdarowywania drugiej osoby uczuciami, których ona potrzebuje. Tak, by czuła się kochana, akceptowana i bezpieczna. Nie oznacza to jednak rezygnacji z siebie, z własnej tożsamości. Obie strony muszą tak samo angażować się w pracę nad umacnianiem związku. Istotna jest także wspólna hierarchia wartości. Z moich obserwacji wynika, że trwałe związki to takie, w których oboje partnerzy stawiają miłość i szczęście rodzinne na pierwszym miejscu. Czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Katarzyna Bonda/ VITA
fot. : Tomek Boniecki, stylizacja: Karina Galus, Ida Karpińska