„Córka żyje w konkubinacie i nie uznaje sakramentów, ale maluje pisanki i idzie święcić jajka, bo to atrakcja dla dzieci!” [LIST DO REDAKCJI]
Trudno mi pogodzić się z tym, jak moja córka podchodzi do wiary. Od dziesięciu lat żyje na kocią łapę z ojcem swoich dwóch synów. Julek i Leon oczywiście nie są ochrzczeni. Córka utrzymuje, że nie znosi księży i dlatego nie przyjmuje sakramentów i nie chodzi do kościoła… Jednocześnie zorganizowała malowanie pisanek i wizytę w święta w świątyni.
- redakcja mamotoja.pl
Kompletnie nie mieści mi się to w głowie. Traktuje święcenie jajek jak jakąś okolicznościową atrakcję, zabawę, rozrywkę, a nie tradycję ściśle związaną z wiarą. Wiarą, którą wpajałam jej od maleńkości.
Wygodna wiara
Wielkanoc to najważniejsze święto w ciągu całego roku. Rozumiem, jeśli ktoś nie jest chrześcijaninem – wtedy Wielki Tydzień nie ma dla tej osoby znaczenia. Taka osoba nie świętuje. Nie bierze nic ze Świąt ani nie daje nic od siebie. A moja córka – wybiera sobie to, co jej się podoba.
Wydaje się jej, że 10 minut w kościele w Wielką Sobotę czy Niedzielę wystarczy, by czuć się w porządku przez cały rok liturgiczny. I tego uczy dzieci! Że wystarczy założyć odświętny strój i znaleźć przepisy na świąteczne potrawy – by było jak należy. Ja nie każę jej w moherowym berecie chodzić w Wielkim Poście na gorzkie żale i drogę krzyżową. Ale uważam, że w Wielkanoc obowiązkiem każdego katolika jest spowiedź i przyjęcie Komunii. A by przyjąć te sakramenty… należy żyć zgodnie z przykazaniami. Wziąć ślub kościelny i ochrzcić dzieci.
Twierdzi, że nie wierzy w Kościół
Sama wiem, że księża są różni. Tak jak różni są lekarze, nauczyciele, urzędnicy, sprzedawcy czy kosmetyczki. Mimo że często narzeka się, że ktoś wykonuje swoje obowiązki bez serca – nie rezygnuje się z chodzenia do lekarzy czy kosmetyczki. Puszcza się dzieci do szkoły, nawet jeśli człowiek zawiódł się na nauczycielu. Korzysta się z urzędów, sklepów – mimo że spotyka się tam ludzi, którzy są… tylko ludźmi.
Oczywiście wiem, że są osoby, które zupełnie nie ufają np. lekarzom i leczą się sami lub u współczesnych znachorów. To konsekwentne zachowanie. Moja córka – ze swoim stosunkiem do księży katolickich – powinna unikać ich jak ognia, a nie lecieć z koszyczkiem pod kropidło w Wielką Sobotę. Jeśli twierdzi, że nie wierzy w Kościół – niech nie będzie hipokrytką! I niech nie bawi się katolicką tradycją! Niech jej nie spłyca i nie pokazuje dzieciom, że tak można!
Obym była złym prorokiem
Nie chcę nikogo pouczać. Za moją córkę i wnuki czuję się po prostu odpowiedzialna… Proszę ją, by zastanowiła się, jak będzie wyglądał świat, gdy my, starzy, wymrzemy, razem z tą naszą „staroświecką” naiwnością wobec wiary. Czy same zabawy okołoświąteczne, bez duchowego zaangażowania, wystarczą, by kolejne pokolenia będą wiedziały, o co w tym Wszystkim naprawdę chodzi? Wydaje mi się, że nie… ale obym była złym prorokiem.
Marzena
Piszemy też o: