Jestem właśnie na urlopie w Ustce. Przyjechaliśmy całą rodziną pociągiem, mieszkamy w malutkim pensjonacie, codziennie chodzimy na plażę, na gofry, gramy w piłkę albo budujemy z piasku. Zabawa jest przednia. Moje dzieci są jeszcze małe, ale potrafią docenić zabawę na powietrzu i morskie kąpiele. Patrzę na te moje kochane pociechy i mam nadzieję, że nigdy nie przestaną się cieszyć tak szczerze, jak teraz. Dlatego tak bardzo mi żal tych wszystkich dzieci, które widujemy tu codziennie.

Reklama

Właściwie rzadko się zdarza, żeby dziecko spotkane w drodze na deptak albo na plażę nie trzymało telefonu w ręku. A w knajpach to już norma! Jak nie telefon, to tablet. W pociągu to samo – były dzieci, które przez trzy godziny podróży nie wyściubiły nosa z telefonu. To takie smutne! Te dzieci zupełnie tracą kontakt z rzeczywistością, nie wiedzą, gdzie są i po co. Co one zapamiętają z wakacji?

Najgorsze chyba jest to, że rodzice robią to z wygody. Tak jakby dziecko im przeszkadzało i chcieli je „wyłączyć”. W głowie mi się to nie mieści. Przecież obowiązkiem rodziców jest zajęcie się własnym dzieckiem i zorganizowanie mu czasu. A ci rodzice, których tu widujemy, w ogóle nie dbają o wspólną więź z dziećmi ani o ich rozwój. Proszę, napiszcie mi, że nie przesadzam.

Bo ja naprawdę zupełnie tego nie rozumiem, przecież maluszkowi można dać książeczkę, jest mnóstwo fajnych zabawek, gier, w które można razem pograć. A starszak może poczytać normalną książkę, puszczać latawce...

Tego właśnie uczę swoje dzieci, przynajmniej nie zamienią się w bezmyślne cyborgi.

Zobacz także

Monika

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama