7 czerwca w Warszawie 1,5-roczny chłopczyk uciekł ze żłobka „Okruszek i Maluszek” na Białołęce. Do tej niebezpiecznej sytuacji doszło, gdy maluchy wróciły z zabawy na dworze. Powstało zamieszanie, w wyniku którego uchylone drzwi do żłobka nie zostały zamknięte. Otwarta była także furtka. Maluch wykorzystał panujące zamieszanie i wyszedł z budynku.

Reklama

Dziecko znalazła rowerzystka

Jedna z rowerzystek zauważyła dziecko na ulicy. Powiadomiła policję. Z relacji kobiety wynika, że panie ze żłobka nie zdawały sobie sprawy z zaistniałej sytuacji i nie szukały dziecka poza budynkiem.

„Powiadomiona została policja, ale to, co mnie najbardziej zszokowało – panie ze żłobka nie szukały dziecka poza budynkiem” – relacjonowała w mediach społecznościowych kobieta, która znalazła chłopczyka.

„Maluch przebywał poza placówką ok. pół godziny. Znalazłam go na skrzyżowaniu, ok. 200-300 metrów od żłobka” – dodała.

Oświadczenie wydane przez żłobek

Placówka na swoim profilu na Facebooku odniosła się do całej sytuacji. W oświadczeniu przedstawiono własną wersję wydarzeń. Wyjaśniono również, w jakich okolicznościach doszło do wymknięcia się chłopca: „Stało się to w wyniku zamieszania wynikającego z faktu, iż w tym czasie, gdy dzieci były w szatni, jeden z rodziców przyprowadził dziecko, a drugi wychodził z dzieckiem i przez tę krótką chwilę drzwi wejściowe do żłobka, jak i bramka, były otwarte”.

Zobacz także

W oświadczeniu czytamy również, że opiekunki od razu po wejściu do sali zorientowały się, że brakuje chłopczyka: „Nieobecność dziecka dostrzeżono po powrocie do sali (ok. 10 minut po wyjściu z placu). Dwie osoby z personelu zaczęły szukać dziecka w pomieszczeniach żłobka, bo nie podejrzewały, że dziecko, które było w szatni, mogło wyjść poza palcówkę. Później szukano także dziecka na zewnętrznym placu zabaw”.

W wydanym oświadczeniu żłobek przeprosił za zaistniałą sytuację: „Dziecku nic się stało, co nie zmienia faktu, że to niedopuszczalne, iż doszło do takiej sytuacji. Czujemy się za to w pełni odpowiedzialni. Jesteśmy zdruzgotani i świadomi, że wina leży po naszej stronie. Wiemy też, że nadszarpnęliśmy zaufanie rodziców i pragniemy zapewnić, że była to dla nas bardzo bolesna lekcja, z której wyciągniemy wnioski i nigdy więcej nie pozwolimy, by którekolwiek z naszych podopiecznych zostało kiedykolwiek narażone na niebezpieczeństwo”.

Źródło: kobieta.onet.pl, Facebook

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama