„Jestem mamą, więc opiekuję się dzieckiem w wakacje, a nie odsyłam do dyżurnego przedszkola jak zbędny balast” [LIST DO REDAKCJI]
Wczoraj na placu zabaw rozmawiałam ze znajomymi mamami. Okazało się, że w wakacje wszystkie wysyłają swoje dzieci do przedszkola dyżurnego. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wszystkie te mamy pracowały zawodowo. Kiedy powiedziałam, że nie wpisałam córeczki na listę wakacyjnych przedszkolaków, popatrzyły na mnie jak na kosmitkę.
Uznałam, że dalsza rozmowa na ten temat nie ma sensu. Ale cały czas o tym myślę. Jak można odsyłać dziecko do dyżurnego przedszkola, siedząc, za przeproszeniem, na tyłku w domu? I traktować własne dziecko jak jakiś zbędny balast?
Jak można być tak leniwą egoistką?
Rozmowę zaczęła mama, która jest nauczycielką nauczania początkowego. Przeciągając się rozkosznie, powiedziała: „Uwielbiam wakacje”. Rozumiem, że ma prawo być zmęczona po całym roku szkolnym i chcieć odpocząć od dzieci. Ale Jolka chce również odpocząć od własnego dziecka! Z dumą ogłosiła, że już ustaliła z mężem, że nawet nie będzie rano wstawać, tylko on będzie „ogarniał” syna i odwoził do przedszkola. Bo ona zamierza się wyspać. Za to bierze na siebie opiekę popołudniową i wieczorną, wtedy mąż ma „wolne”. A jak położy dziecko spać – będzie nocami czytać i oglądać seriale, a potem spać do południa.
Jak można być tak leniwą egoistką? Ustalać z mężem jakieś wakacyjne grafiki opieki nad dzieckiem, jakby chodziło o to, czyja kolej wyprowadzić psa.
Wakacje od wszystkiego
Dwie inne mamy nie pracują. Niby chciały wrócić do pracy, jak tylko ich dzieci pójdą do przedszkola, ale jakoś im nie wyszło. Obie zgodnie przyznały, że w wakacje olewają szukanie pracy, bo to sezon urlopowy i nie ma sensu wysyłać CV. Swoje dzieci do przedszkola dyżurnego oczywiście wysłały. Nie wiem, co będą robić całymi dniami, ale w ich wakacyjnych planach najwyraźniej nie ma miejsca na dzieci. No tak, jak wakacje to wakacje… Od szukania pracy, od dzieci, od wszystkiego. I znów – jakby te dzieci były obowiązkiem, który uniemożliwia relaks od trosk.
Jestem mamą „nawet” w wakacje
Dla mnie decyzja od początku była oczywista. Zuzia w wakacje nie chodzi do przedszkola. Po pierwsze dlatego, że nie pracuję. Do zawodowego życia wracam powoli, czasem biorę jakieś pojedyncze zlecenie (jestem graficzką komputerową). Czyli mogę i chcę opiekować się córką w wakacje. Nie wyobrażam sobie, że rano wyprawiam ją do przedszkola i siedzę cały dzień ze świadomością, że mogłybyśmy robić razem coś fajnego.
Pewnie, że bywam zmęczona hałasem i zamieszaniem, gotowaniem i sprzątaniem, wiecznym praniem i układaniem upranych rzeczy w szafach. Ale nie mam 8 lat, żeby robić sobie wakacje. Jestem dorosła, decydując się na dziecko, wiedziałam, że będzie hałasować, robić zamieszanie, brudzić ciuchy i wszystko dookoła. Wiedziałam też, że będzie potrzebować naszej miłości i uwagi. Naszego CZASU.
A gdyby te leniuchy musiały dopłacić?
I jeszcze jedno. Mimo że mąż ma dobrą pracę, nie stać nas na prywatne przedszkole. Z grona mam, które znam, tylko dwie mają dzieci w prywatnym przedszkolu. To przedszkole pracuje normalnie przez całe wakacje, z 2-tygodniową przerwą. Koszt to ok. 1500 zł za miesiąc. Ciekawe co by było, gdyby niepracujący rodzice musieli dopłacać, choć po 100 złotych do pobytu w państwowym przedszkolu za lipiec i sierpień. Bo tak, to do ich wakacji dokładają się podatnicy… Ale co to obchodzi matki, które myślą tylko o sobie?
Aga
Piszemy też o: