„Na rodzinnym grillu wszyscy pili, a moje dziecko złamało nogę. Musiałam prosić o pomoc sąsiadów, myślałam, że spalę się ze wstydu” [LIST DO REDAKCJI]
Musiałam spalić się ze wstydu, żeby raz na zawsze zapamiętać zasadę, że jeden rodzic przy dziecku zawsze musi być trzeźwy! Też naiwnie myślałam, że wszystko będzie w porządku...
- redakcja mamotoja.pl
Piękna pogoda sprzyja rodzinnym spotkaniom. Razem z Tomkiem, moim mężem, postanowiliśmy urządzić u siebie rodzinnego grilla. Zaproszeni byli tylko nasi najbliżsi – moi rodzice, siostra z mężem i dziećmi oraz dwóch braci mojego męża. Tomek zajął się przygotowaniem mięsa na grilla i oczywiście alkoholem – było sporo piwa i winko dla kobiet. Ja zrobiłam pyszne sałatki i przekąski. Wieczór zapowiadał się naprawdę dobrze, a ja tak bardzo cieszyłam się z tego spotkania i z faktu, że wreszcie trochę odpocznę, wyluzuję się w towarzystwie osób dorosłych.
Rodzinny grill
Na co dzień zajmuję się naszymi córeczkami – Zosia ma 7 lat, a Amelka 3. Jak każda mama ponad wszystko kocham swoje dzieci, ale miałam już poczucie, że powoli odzwyczajam się od przebywania z dorosłymi. Ten grill był więc świetnym pomysłem. Zresztą nie tylko ja się cieszyłam, bo dzieci już wcześniej ciągle dopytywały, kiedy przyjadą dziadkowie, ciocie itd.
Gdy nadeszła wyczekiwana sobota, wszystko przebiegało naprawdę świetnie, nikt się nie kłócił (co nie jest wcale takie oczywiste!), wszyscy żartowali, a ja w głowie już planowałam kolejne takie spotkania. Jedliśmy pyszne jedzonko, piliśmy piwko lub winko. Każdy skusił się na trochę alkoholu, bo już wcześniej był plan, że rodzinka u nas nocuje. Mamy piękny, duży dom, więc dlaczego z tego nie skorzystać? My się w końcu wszyscy nagadamy, a dzieciaki wręcz szalały z radości, że będzie „piżama party”.
Każdy wypił trochę alkoholu...
Powoli zaczynało się ściemniać, ale w ogóle nam to nie przeszkadzało. Było miło, a alkohol powodował, że rozmowy toczyły się bez końca. Ja razem z moją mamą i siostrą wypiłyśmy na spółkę wino, natomiast panowie popijali sobie piwo. Dzieci szalały, biegały, bawiły się, ale w pewnym momencie Zosia się przewróciła. Usłyszałam krzyk i głośny płacz mojego dziecka. Od razu z mężem podbiegliśmy do niej. Zanosiła się od płaczu i ciągle powtarzała, że strasznie boli ją noga. Wyprzytulałam ją, próbowałam rozmasować nóżkę, ale to wszystko na nic. Ona nie mogła w ogóle stanąć, bo przy samej próbie chodzenia pojawiały się łzy.
Z Tomkiem zgodnie stwierdziliśmy, że noga pewnie jest złamana i trzeba jechać na pogotowie. Popatrzyliśmy zakłopotani na siebie: „tylko jak?”. Chyba oboje pomyśleliśmy dokładnie to samo – przecież każdy z nas pił alkohol. W dodatku mieszkamy ponad 30 km od Warszawy. Próbowałam zamówić taksówkę, ale o godzinie 21 w sobotę to jest po prostu niewykonalne.
Nawet sobie nie wyobrażacie, jak potwornie się czułam, jakie miałam wyrzuty sumienia. Przecież wiem, że nie tak powinniśmy się zachować. Jest zasada, że jeden rodzic zawsze musi być trzeźwy! Właśnie na wypadek takich kryzysowych sytuacji. Wiedziałam o tym, ale... byłam przekonana, że nic się nie stanie. Głupio liczyłam na szczęście.
Pomoc sąsiada i mój wstyd
Ustaliliśmy z Tomkiem, że poprosimy o pomoc naszego sąsiada – pana Krzysia. Mieszka tuż obok nas, a w oknie paliło się światło. Poszłam do niego zapytać, czy nam pomoże. Czułam się strasznie. Pan Krzyś to dyrektor pobliskiej szkoły, bardzo ułożony, zawsze miły, pełen klasy. A ja przychodzę do niego, jak kobieta z jakiejś patologii, bo wszyscy u nas musieli się napić i nie ma kto zawieźć dziecka do szpitala. Myślałam, że spalę się ze wstydu.
Zapukałam do drzwi. Sąsiad otworzył jak zwykle z uśmiechem. Opowiedziałam całą sytuację. Powiedział, że oczywiście pomoże, od razu zaczął wkładać buty i szukać kluczyków od samochodu. Ale ja widziałam w jego oczach... potępienie, niezrozumienie. On nie skomentował tej sytuacji ani słowem, nie mówił, że jesteśmy nieodpowiedzialni, ale to wymowne milczenie było jeszcze gorsze. W dodatku wyszła też jego żona – również przemiła, mądra kobieta. Gdy dowiedziała się o całej sytuacji, powiedziała tylko, że „czasami jednak warto zrezygnować z alkoholu”. O Boże, czułam się jak idiotka i w dodatku zła matka. Ale wiedziałam, że ta kobieta ma rację.
Pojechaliśmy do szpitala, noga rzeczywiście była złamana. Wszystko skończyło się dobrze, a ja obiecałam sobie, że zawsze jedno z nas, mąż albo ja, musi być całkowicie trzeźwe! I nie ma odstępstw od tej reguły. I w gruncie rzeczy tak naprawdę wcale nie chodzi o poczucie wstydu przed sąsiadem, tylko o dobro i bezpieczeństwo naszych dzieci.
Alicja
Piszemy też o:
- „Znajoma zabrała 7-latkę na wesele. A wcześniej do kosmetyczki i na solarium. Czułam się przy niej jak szara myszka!” [LIST DO REDAKCJI]
- 6-latek zmarł w czasie wakacji w Egipcie, jego tata walczy o życie. Jak do tego doszło?
- Musiała wybrać: skazać na śmierć jedno z bliźniąt lub ryzykować życiem obydwu. Żadna matka nie chciałaby być zmuszona do takiego wyboru