„Nauka w publicznym przedszkolu jest bezpłatna. Nie zamierzam wydawać ani grosza na wyprawkę!” [LIST DO REDAKCJI]
Od września mój trzyletni synek chodzi do państwowego przedszkola. Gdyby było mnie stać na prywatne – zapisałabym go do prywatnego. Okazuje się jednak, że mimo zapewnień o prawie do darmowej nauki – dostałam listę rzeczy do kupienia. To nie czasy PRL, żeby rodzicom mydlić oczy – moja mama wydawała majątek na wyprawkę, ja nie zamierzam.
Pamiętam te wszystkie bibuły, rolki papieru toaletowego, bloki rysunkowe, kredki, farby, pędzelki… Mama nie pozwalała mi tego dotykać, mówiąc, że to do przedszkola. Że przyjdzie czas, to będę malować tymi farbami... A potem w przedszkolu nigdy nie widziałam takich pięknych, nowych farbek! Tylko bure, brudne plakatówki i połamane kredki świecowe. Wtedy myślałam, że ktoś oszukuje moją mamę… A dziś sama czuję się oszukana jako matka: bo wmawia mi się, że muszę wydać masę pieniędzy na „bezpłatną naukę”.
Bezpłatna czy płatna nauka w państwowym przedszkolu?
Nawet nie chcę liczyć, ile to wszystko by kosztowało…
Teczka, piórnik (z wyposażeniem: ołówek, nożyczki, 2 kleje, kredki, gumka), plastelina, bibuła, 1 ryza białego i 1 ryza kolorowego papieru, 1 blok techniczny biały i 1 kolorowy, zestaw pędzli i kubeczek na wodę…
Do tego: kolorowe balony i długie balony do modelowania (serio!), 3 opakowania samoprzylepnych dżetów, papierowe kubeczki i talerzyki, brokaty… Naklejki motywacyjne (co to w ogóle jest?)...
Wspaniałomyślnie na liście nie umieszczono farb (jedynie informację, by ich nie kupować). Znaczy co? Przedszkole może zapewnić z całej tej wyprawki TYLKO FARBY?
Oczywiście na wyprawkę składają się również tzw. artykuły higieniczne:
- 3 opakowania chusteczek wyciąganych,
- 3 opakowania chusteczek nawilżanych,
- ręczniki papierowe (nie napisali ile – może co łaska).
Do tego podręcznik. Te podręczniki już zostały zakupione i teraz żąda się od rodziców zwrotu pieniędzy. Podręcznik dla 3-latków! Ale OK, zapłacę za ten podręcznik.
Samo ministerstwo ogłasza, że to niezgodne z prawem!
Jedyne co nie budzi mojego protestu to: kapcie, zapasowe ubranko i pościel na leżakowanie. I to zamierzam zapewnić dziecku. Pozostałych rzeczy – nie.
Sprawdziłam. Na stronie Ministerstwa Edukacji i Nauki znalazłam informację, że POBIERANIE DODATKOWYCH OPŁAT NA ZAKUP TAK ZWANEJ „WYPRAWKI” LUB ŻĄDANIE ZAKUPU „WYPRAWKI” JEST NIEZGODNE Z PRAWEM. Wygooglujcie sobie, jeśli nie wierzycie.
Ja i mąż pracujemy i płacimy podatki. Uczciwie. Za nasze podatki mamy prawo m.in. do darmowej nauki naszego dziecka. Dlaczego w przedszkolu nikt nie powiedział nam, że żądanie zakupy wyprawki jest niezgodne z prawem, a wręczono nam listę rzeczy do kupienia?
Nie wiem, na jakiej zasadzie ministerstwo dogaduje się z przedszkolami – to ich problem, żeby uzgodnić jedną wersję przekazywaną rodzicom. Bo póki co wszystkim nam tylko mącą w głowach. Jedno jest pewne: wyprawki – zgodnie z prawem – proszę ode mnie nie żądać.
Miłka
Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o: