Po nagłośnieniu historii 30-latki z Pszczyny, która zmarła w 22. tygodniu ciąży, do mediów dotarła także informacja o tragedii, do której doszło w szpitalu w Świdnicy. Ciężarnej kobiecie kazano rodzić martwe dziecko. Doszło jednak do wstrząsu septycznego, w którego efekcie pani Anna zmarła.

Reklama

Śmierć ciężarnej pacjentki w szpitalu

13 i 14 czerwca 2021 r. w szpitalu „Latawiec” w Świdnicy w woj. dolnośląskim zmarła ciężarna kobieta. W niedzielę wieczorem Pani Anna dostała lekkiej gorączki. Czuła się coraz gorzej. Razem z mężem przyjechała do szpitala.

„Ok. godziny 23 byliśmy już na oddziale ginekologicznym. Podczas przyjęcia, po badaniach, lekarz stwierdził, że dziecko nie żyje” - powiedział w rozmowie z Onetem mąż pani Anny. Małżeństwo było zaszokowane, ponieważ cztery dni wcześniej byli na prywatnej wizycie u ginekologa prowadzącego ciążę, który nie zauważył żadnych nieprawidłowości. Wyniki USG były dobre, a serce maluszka nadal biło.

„W szpitalu stan Ani pogarszał się, miała 40 stopni gorączki. Było jasne, że wiąże się to z sepsą. Personel szpitala wiedział o tym, mimo wszystko kazali jej rodzić martwe dziecko. Podali leki na wywołanie porodu” – relacjonuje pan Łukasz, mąż zmarłej kobiety.

Z wypowiedzi męża kobiety wynika, że pani Anna była wszystkiego świadoma – wymieniała z nim wiadomości, rozmawiała także ze swoją siostrą. Ból jednak nie ustępował, a niedługo stan kobiety stał się jeszcze gorszy. Pacjentka zmarła tego samego dnia, kilkanaście godzin po przyjęciu do szpitala.

Zobacz także

„Dlaczego nie robili cesarki, gdy życie mojej żony było zagrożone?”

W rozmowie z Onetem pan Łukasz zastanawia się, dlaczego lekarze nie zareagowali w innym sposób: ”Dlaczego nie robili cesarki, gdy życie mojej żony było zagrożone? Nawet na wypisie napisali, że przyjęto ją z podejrzeniem wstrząsu septycznego. Dlaczego kazali jej rodzić martwe dziecko?”.

„Jak próbowano pomóc żonie? Zastosowano tylko rutynowe leki. Ania z rozwijającą się sepsą leżała tracąc zdrowie. Chcieli ją przetrzymać do rana, bo wtedy przychodził z urlopu jej lekarz prowadzący. Ale niestety organizm nie wytrzymał. Straciłem żonę i córkę” - dodał mąż zmarłej kobiety.

Oświadczenie szpitala

Głos na temat śmierci pani Anny zabrał także szpital, w którym doszło do tragedii. Poinformował on, że „wdrożono szeroką diagnostykę i leczenie”, gdy pacjentka została przyjęta na oddział.

„Pomimo intensywnych działań nad ranem doszło do nagłego pogorszenia stanu pacjentki. Niestety działania podejmowane przez lekarzy i pielęgniarki nie przyniosły efektu i pacjentki nie udało się uratować” – brzmi treść oświadczenia.

„Pacjentka nie oczekiwała na udzielenie pomocy w SOR, ani w żadnym innym miejscu, a niezwłocznie po zgłoszeniu się pacjentki do szpitala przystąpiono do udzielania jej świadczeń, w zgodzie z obowiązującymi procedurami”- dodano.

Aktualnie sprawą zajmuje się prokuratura. Została zabezpieczona dokumentacja medyczna. Niemożliwe jednak okazało się dokonanie sekcji zwłok, ponieważ ciało pacjentki zostało skremowane.

Źródło: wiadomosci.onet.pl

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama