Do tak dramatycznych wydarzeń doszło na klatce jednego z bloków na warszawskich Bielanach, przy ul. Broniewskiego 91. Trwa policyjne dochodzenie, komu do tego stopnia przeszkadzał na klatce wózek dziecka, że podpalił go i spowodował tak poważne zagrożenie życia mieszkańców.

Reklama

Wózek stał pod drzwiami kilka godzin

Wózek dziecka stał na klatce raptem kilka godzin, zaraz przy drzwiach wejściowych do ich mieszkania – relacjonują jego właściciele.

Początkowo nie mieli pojęcia, że na ich klatce schodowej pojawił się ogień. Zaalarmował ich dopiero swąd spalenizny unoszący się w mieszkaniu. Sami musieli walczyć z ogniem.

„My tu nie mamy wrogów"

„Mąż z teściem poczuli smród w mieszkaniu, teść otworzył drzwi do mieszkania i wtedy buchnął ogień. Tu się wszystko paliło, do sufitu" – opowiada roztrzęsiona właścicielka wózka. Mężczyźni chwycili za garnki z wodą i zaczęli gasić ogień.

Na razie nie wiadomo, kto dopuścił się takiego czynu. „My tu nie mamy wrogów, mieszkamy tu dopiero 2 lata i nawet nikogo tu nie znamy" – mówi przerażona kobieta.

Zobacz także

„To jest podłość, jak można niszczyć komuś wózki?!"

Mieszkańcy bloku są bardzo mocno poruszeni tym, co się stało. Pożar był bardzo niebezpieczny – ogień na klatce schodowej był ogromny, a w powietrzu unosiły się czarne chmury.

„Wyszłam do kuchni, rozejrzałam się po mieszkaniu i od razu czarna chmura na mnie buchnęła, jak otworzyłam drzwi - miałam czarną twarz. Strasznie tam się paliło" – mówi jedna z mieszkańców.

„To jest podłość, jak można niszczyć komuś wózki?!" – dodaje.

To już kolejny pożar

Policja prowadzi dochodzenie w celu ustalenia sprawcy podpalenia wózka dziecięcego na klatce schodowej.

Warto dodać, że to nie pierwsza taka sytuacja. Mieszkańcy bloku podkreślają, że już raz ktoś doprowadził do pożaru, w dodatku w Wigilię, ale wtedy doszło do niego w piwnicy.

Źródło: radiokolor.pl

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama