Marzenia o dziecku pojawiły się u nas zaraz po ślubie, jednak, by zacząć je realizować musieliśmy poczekać aż 5 lat. Tyle zajęło nam poukładanie sobie życia, kupno mieszkania, znalezienie stałej pracy i chyba przekonanie samych siebie, że jesteśmy już gotowi temu wyzwaniu sprostać. Zaopatrzyłam się więc w internecie w pokaźny zapas testów owulacyjnych oraz ciążowych i zaczęliśmy działać. Szybko się jednak przekonaliśmy, że nie zawsze chcieć = móc.
Sprawdź: Kiedy test ciążowy powie ci prawdę?

Reklama

Starania o dziecko

Na samym początku obiecaliśmy sobie, że podejdziemy do tego na luzie, ale jak to mówią „obiecanki cacanki”... Po każdym stosunku leżałam z nogami do góry przez pół godziny, bo naczytałam się, że to ułatwia plemnikom dotarcie do komórki jajowej :) Chciałam zajść w ciążę jak najszybciej i nie potrafiłam odpuścić. Co miesiąc robiłam po kilkanaście testów, najpierw testy owulacyjne, żeby wiedzieć, że to na pewno ten moment, bo miesiączki miałam bardzo nieregularne, a potem ciążowe. Tak bardzo pragnęłam zobaczyć te dwie kreski i w końcu je zobaczyłam, dwie bladziuchne czerwone upragnione kreseczki. Byłam wtedy sama w domu, mąż już zdążył wyjść do pracy. Musiałam cieszyć się w samotności, bo nie chciałam takiej wiadomości przekazywać mu przez telefon. Pojechałam więc do pracy i siedziałam tam, jak na bombie, odliczając tylko godziny do wyjścia. Mieć taką informację i nie móc się z nikim podzielić to była dla mnie wielka katorga.
Przeczytaj: Jak powiedzieć facetowi o ciąży

Wiadomość o ciąży

Gdy tylko wróciliśmy z pracy od razu powiedziałam mężowi o ciąży. Zapytał czy jestem pewna i zaproponował, żebym może zrobiła jeszcze jeden test ciążowy dla pewności. Poszłam więc do łazienki i kiedy zobaczyłam, co zrobiłam wcześniej, moja radość rozpadła się na kawałki. Robiąc test rano, pomyliłam ciążowy z owulacyjnym! Byłam bardzo rozczarowana, ale humor bardzo szybko mi wrócił, jak pomyślałam o moim dniu w pracy, że przesiedziałam go całego z myślą, że jestem w ciąży, jak się sama z sobą obchodziłam jak z jajeczkiem, że nawet kawy nie wypiłam, żeby nie szkodzić dziecku.
Poznaj: 10 produktów zakazanych w ciąży

Obliczanie daty zapłodnienia

Dzięki mężowi nie załamałam się tylko obróciłam całą tą sytuację w pewnego rodzaju żart i zrozumiałam, że trochę powinnam mniej się tym stresować, przecież to był dopiero 7. miesiąc starań. Los trochę ze mnie zażartował wtedy, ale szybko się zrehabilitował. Miesiąc później byłam już naprawdę w ciąży, a testy robiłam uważnie, jak nigdy :) Podczas wizyty u lekarza dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży 6 tygodni i 3 dni. Obliczyłam więc sobie szybciutko, kiedy doszło do zapłodnienia i do dziś jest to dla mnie zagadką, jak to się stało, ale w tym okresie byłam wtedy w kilkudniowej delegacji zagranicznej :) a męża przecież nie zdradziłam. Nasza wyczekana córeczka ma obecnie 2 lata i przymierzamy się powoli do drugiego dziecka, z tym że teraz muszę uważać, bo koleżanki już mi zapowiedziały, że jak znowu wrócę z delegacji i oznajmię, że spodziewam się dziecka, to już na pewno mi nie uwierzą, że to dziecko mojego męża ;)

Reklama

Praca nadesłana przez Joannę K. na konkurs: Udało się! Jesteśmy rodzicami!

Zobacz także
Reklama
Reklama
Reklama