A ja rosnę i rosnę...
Prezenterka i dziennikarka telewizyjna, Katarzyna Burzyńska, niedługo zostanie mamą. Jak czuje się w ciąży i jak przygotowuje się do nowej roli? O tym tylko dla nas napisała w felietonie!
- Katarzyna Burzyńska-Sychowicz
Obecnie w siłę i kilogramy, ale od początku… Bo początek był najtrudniejszy. Mimo, że ciąża była zaplanowana w najdrobniejszej kresce termometru, to kiedy zobaczyłam je dwie na teście, zaczął się prawdziwy dramat marzeń. Pierwsze, co mi towarzyszyło to niezgoda na ten stan. Zostałam sam na sam z CIĄŻĄ – jej cieniami i strachami; zmarła moja beztroska i zdolność wyobrażania sobie korzystnych dla mnie zdarzeń. Zostałam sama z MACIERZYŃSTWEM, do którego – zdiagnozowałam się szybko, podlewając moją diagnozę suto łzami – jestem przecież niezdolna! A wokół wszyscy się cieszą: Mąż, Rodzina… I ja sama na środku tego karnawału… Później, gdy rozmawiałam z innymi kobietami – wspólniczkami w tych rozczarowaniach, zdziwieniach i wątpliwościach, okazało się, że zdarzyło się to większości z nich. Dlaczego więc do cholery nie mówi się o tym i nie pisze? Żadna sexy mama nie zająknęła się na ten temat… Do diabła z nimi!
Któregoś dnia jednak – zupełna zmiana tonacji uczuć – przyszło zadowolenie, błogość i spokój. A zaraz po nim jego konkurent – turbodoładowanie: chcę więcej, szybciej, już, na teraz! Chcę wszystko, bo mogę wszystko przecież! Jak tę energię wykorzystać, jak spożytkować? Można na przykład upiec wieniec drożdżowy o północy.
Ja dodatkowo stałam się społecznikiem. Jak te marudne babcie, które upominają Cię na poczcie, że za głośno rozmawiasz przez telefon albo wytykają Ci, ze parasolką moczysz ławkę na przystanku autobusowym. Czaiłam się przy miejscu parkingowym dla inwalidów i robiłam awantury tym, którzy zajmowali je bezprawnie. Robiłam też chryje palaczom w toaletach pociągowych. Oberwało się nawet kelnerce w restauracji, która zamiast kremu pomidorowego podała mi zupę pomidorową. Stałam się nieznośna. Na szczęście miałam tego świadomość. Miałam też świadomość, że to daje mi szczęście.
Kolejna sprawa: skłonność do melancholii – nie tylko oglądałam z dziwnie rozochoconym okiem, ale PŁAKAŁAM na „Tańcu z gwiazdami”! Czułam do tych ludzi mnóstwo serdeczności. Ciąża to demoniczny atak na rozum, przetoczenie krwi logice i tortura dla zdrowego rozsądku. Tak.
Wkurzał mnie brzuch, wstydziłam się go, nie podobał mi się, nie polubiliśmy się. Gdy zobaczyłam go ukradkowo wieczorem w lustrze w szafie, zastanawiałam się przerażona, co to za kobieta grasuje o tej porze po mojej sypialni.
No i płakałam, kiedy nie zmieściłam się w ulubioną sukienkę. W tę drugą w kolejności i trzecią też.
Teraz łapię się na tym, że czasem bezwiednie go dotykam i głaszczę, uśmiechając się z pieszczotliwą słodyczą…
Wieczorami mam uczucie rozpychania, jakby to pod osłona nocy On (brzuch) powiększał się, by rano przywitać mnie bardziej okazałym. Jakby był nieśmiały i nie chciał tego robić przy świetle dziennym. Udaje mu się mnie zaskoczyć za każdym razem. I choć nie lubię niekonsultowanych niespodzianek, to te zaczęły mi się podobać.
No i kwestia kolejek: jestem na zakupach, chyba kupię buty. Chociaż… czy ja ich potrzebuję? Nie no, kupię. Wprawdzie są trochę za duże, ale nie ma mniejszych. Jeszcze raz przymierzę. Ok. Biorę! Staję w kolejce. Gdy trafiam do kasy, słyszę: „Ależ Pani nie musiała stać w tej kolejce!”. Zdziwiona zastanawiam się, dlaczego? Jak się kupuje na wyprzedaży, to nie trzeba tu odczekać swojego? A może jak się kupuje za duże buty, to zapraszają od razu do kasy, żeby się przypadkiem nie rozmyślić? Okazuje się, że powód jest znacznie bardziej banalny: CIĄŻA, moja przyjaciółka na zakupach.
Kiedy byłam u innej przyjaciółki, zapytała mnie, czy dziecko już się rusza. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie. "Kaśka, to chyba niedobrze, na tym etapie już powinno. Może coś jest nie tak?". I nagle … kopnęło po raz pierwszy, a potem jeszcze 4 razy. Ewidentnie po to, żeby mnie uspokoić i zapewnić, że wszystko w porządku. Wtedy, jak każda matka o swoim dziecku, pomyślałam: „ Boże! To jest geniusz!” Na takim właśnie etapie jesteśmy.
Dziś na co dzień jestem skopana, dziecko błąka się we mnie marzycielsko, wtedy i ja marzę, zatracona w zapomnieniu, zapale i ożywieniu, które tryska mi z oczu i uśmiechu.
Mówi się, że twarz kobiety w ciąży się zmienia. Mnie też mówią, że coś się stało z moją. Nasycenie szczęściem ją rzeźbi i modeluje, to pewne.
Czy wpadam w słodką histerię? I owszem. Czy mój mąż uważa ją za słodką? Nie jestem pewna…
Czy w funkcjonowaniu mojego umysłu coś nie gra? Tak. Nierzadko postępuję jak wariatka. Ale kocham tę ciążę. Kocham ją za jej nierealność, bo rzeczywiście czasem sama w nią nie wierzę, a czasem mam jej świadomość bardzo wyraźną. Wszystko u mnie jest momentalne, gwałtowne i nieciągłe. I to jest piękne!
Czy ciąża mnie obciąża? Nie. Tylko badanie glukozy.
Zajrzyj też na: wybierzstrone.com.pl