Reklama

Z badań wynika, że nawet co 3. kobieta w ciąży sięga po alkohol. To prawda, że ginekolodzy prowadzący ciążę nawet nie pytają o picie?

Niestety tak. 20 proc. lekarzy wprost deklaruje, że nie będzie nawet pytać kobiety o picie w ciąży, bo... to narusza jej intymność! To o czym mówimy? Ciemnogród i tyle!

Reklama

W jaki sposób lekarz powinien o to pytać? Kobieta przecież się do tego nie przyzna. Wszyscy wiedzą, że picie w ciąży szkodzi dziecku.

To na pewno trudne, jednak trzeba zapytać w taki sposób, żeby kobieta odpowiedziała szczerze. Nie pytać: „Czy pani pije alkohol w ciąży”, tylko porozmawiać: jak przebiega ciąża, jak kobieta radzi w partnerstwie, w pracy, z trudnymi emocjami, w jaki sposób stara się zmniejszyć napięcie, zredukować stres. Może się okaże, że wymieni alkohol - obok innych rzeczy. Trzeba jej wtedy powiedzieć i zaoferować inne sposoby wsparcia, by nie musiała sięgać po alkohol. Zainteresować się jej życiem, a nie jej piciem. To musi być kontakt przyjazny, nieoceniający.
Czytaj też: Rozmawiajmy o życiu, nie o piciu

W Polsce co roku rodzi się ok. 1500 dzieci z FAS (płodowym zespołem alkoholowym), a nawet 7,5 tysięcy rocznie uszkodzonych przez alkohol. Jak wygląda dla nich pomoc?

Jest niewiele ośrodków, które diagnozują FAS. Czasem robią to pojedynczy pediatrzy. Nie ma jednak systemu, dzięki któremu najpierw diagnozuje się, a potem wspiera dziecko z FAS. Nie wystarczy dziecko zdiagnozować, trzeba mu też pomóc.
Te dzieci często są "leczone" z powodu ADHD albo np. zaburzeń emocji. Ale perspektywa alkoholu nie jest brana pod uwagę.
Czytaj też: To nie ADHD, tylko... największy temat tabu dotyczący dzieci

Lekarze nie potrafią rozmawiać z matkami, a matki zaprzeczają, bo picie budzi wstyd, poczucie winy. Nie chcą być obiektem ataku, oceny.
Diagnozą FAS są zainteresowani rodzice zastępczy i adopcyjni, bo oni nie są zawstydzeni, jeśli dziecko ma taką diagnozę. Ale też spotkałem się z nieprzyjaznymi opiniami dotyczącymi rodzin zastępczych, z mówieniem, że wymyślają FAS, by usprawiedliwić siebie, gdy nie radzą sobie z dziećmi, a dzieci nie mają żadnego FAS, tylko są nieukami. A więc w Polsce często nie pomagamy biologicznym rodzicom, a tym, którzy ich zastępują, rzucamy kłody pod nogi.

Jak dzieciom z FAS pomaga się na świecie?

Na świecie dobrze sprawdza się model kanadyjski, który opiera się o tzw. pracownika kluczowego, koordynatora. Organizuje on pomoc wokół dziecka: pediatryczną, rehabilitacyjną, edukacyjną. Jest on takim asystentem, edukatorem, rzecznikiem. Pomaga rodzinie, która nie wie, gdzie pójść z dzieckiem, które ma problemy albo np. nie potrafi sobie poradzić ze wstydem.

Dlaczego takiego systemu nie ma w Polsce?

Nie wiem. Nikt nie jest tym zainteresowany. Napisałem na ten temat artykuł, był nawet prezentowany na jednej z konferencji, wysłałem go do kilku ważnych profesorów, ale... żaden z nich nawet nie odpowiedział mi na list.
Część osób uważa, że w ogóle nie ma problemu, nie ma żadnego FAS, że ludzie zawsze pili i będą pić.

Czy próbował pan zainteresować tym problemem Ministerstwo Zdrowia?

Skierowałem taki list do prezesa agencji oceniającej technologie medyczne, pytając, dlaczego dzieci z FAS nie podlegają procedurom diagnozowania i leczenia. Odpowiedział, że nigdy nie zwrócił się do niego w tej sprawie żaden krajowy specjalista z zakresu neonatologii, pediatrii, neurologii, psychiatrii. Pytałem też ordynatora oddziału psychiatrycznego dzieci, czy diagnozują FAS. Odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo u nich wszystkie dzieci są dziećmi alkoholików.

Dzieci z FAS spotykają się z niezrozumieniem w szkole…

Bardzo często nauczyciele zawstydzają je przy kolegach, bywa, że wykpiwają ich zachowania, stawiają jedynki. Rodzice próbują te dzieci chronić. Trzeba zaprzyjaźnienia rodzica i nauczyciela, którzy razem poprowadzą dziecko, z szacunkiem. Będą jego sojusznikami. I swoimi sojusznikami: dzielą się swoimi trudnościami, problemami, wątpliwościami.
Rodzic takiego dziecka powinien pomagać nauczycielowi, a nauczyciel - mieć więcej zrozumienia dla rodzica. Jeśli oboje będą grali w tej samej orkiestrze, coś się uda zmienić.
Rodzic z rodziny zastępczej lub adopcyjnej to profesjonalista zajmujący się dzieckiem - i tak powinien być przez nauczyciela traktowany. Jako ktoś, kto poświęcił swoje życie, swoje ambicje, by wychowywać trudne dziecko. To jest pedagog leczniczy. Jeśli tak zobaczyłyby nas ośrodki pomocy i szkoły, to dzieciom byłoby lepiej. Nauczyciel często mówi rodzicowi: „Niech pan powie dziecku, żeby było grzeczne”. A ono nie może być grzeczne, bo jeśli ma nadwrażliwość na bodźce dotykowe, czuciowe, słuchowe, to będzie grzeczne, gdy zostaną mu stworzone warunki grzeczności, czyli np. będzie mniej rozpraszane, albo bardziej angażowane niż inne dzieci.
Szkoła powinna być gotowa do współpracy z rodzicem, a nie do jego rozliczania. A rodzic powinien być w szkole przyjaznym domownikiem, a nie gościem na wywiadówce.

Archiwum prywatne

Dr Krzysztof Liszcz jest psychiatrą, od lat angażuje się w działania wspierające rodziców zastępczych i adopcyjnych oraz w rozwiązywanie problemów związanych ze szkodami poalkoholowymi u dzieci. Adoptował czworo dzieci, z których troje ma FAS.

Reklama

Artykuł powstał w ramach akcji: „W ciąży nie piję!” „Mamo, to Ja” i Babyonline.pl

kolaż BW
Reklama
Reklama
Reklama