10 zwrotów, których nie wolno mówić dziecku. Uczą bezradności i życia w lęku
Czasem jedno zdanie rzucone mimochodem działa jak kropla na skałę. Niby nic, a po latach widać, co w dziecku utrwaliło się na dobre – lęk, poczucie winy, wyuczona bezradność.

Nie musi wcale dojść do wielkich dramatów, żeby w człowieku urosło przekonanie, że świat jest przeciwko niemu. Wystarczą powtarzane codziennie zdania, drobne docinki, niby niewinne komentarze. Dzieci łapią je jak gąbka, a potem noszą pod skórą dużo dłużej niż nam się wydaje.
Nie chodzi o to, żebyśmy teraz bali się każdego słowa. Wychowanie to żywa relacja, pełna emocji, potknięć, przeprosin. Chodzi o uważność na komunikaty, które wtłaczają dziecko do roli kogoś słabszego, gorszego, skazanego na porażkę.
Słowa, które podcinają dziecku skrzydła
„Zawsze wszystko psujesz.”
To zdanie wpycha dziecko do pudełka z napisem „nieudacznik”. Nawet jeśli były to tylko nerwy po rozlanej herbacie, ono usłyszy wyrok na swoją osobę, nie ocenę sytuacji.„Nic z ciebie nie będzie.”
Dla dorosłego to czasem skrót myślowy w złości. Dla dziecka – informacja, że nie ma sensu próbować. Po co się starać, skoro wynik jest z góry przesądzony.„Ty się do tego nie nadajesz.”
Zamiast pomóc znaleźć sposób, odbieramy odwagę do eksperymentowania. A przecież dzieci uczą się właśnie przez próby i błędy.„Inni potrafią, tylko ty nie.”
Porównanie boli bardziej niż zakaz. Nawet jeśli mówimy to „motywacyjnie”, dziecko dostaje przekaz: jest gorsze od reszty świata.„Co z tobą jest nie tak.”
To pytanie nie otwiera rozmowy, tylko zawstydza. Pod spodem siedzi sugestia, że problemem jest ono, nie sytuacja.„Przestań się mazgaić.”
W ten sposób uczymy, że emocje są niewygodne i trzeba je chować. A potem dorosły człowiek nie umie powiedzieć, że jest mu smutno lub trudno, więc dusi to w sobie.„Nie przesadzaj, to nic takiego.”
Dla nas „drobiazg”, dla dziecka ważna sprawa. Unieważnianie emocji podcina zaufanie do własnych odczuć: „Skoro mama mówi, że nic się nie stało, to może ja przesadzam w każdej sytuacji”.„Taki już jesteś.”
Brzmi łagodnie, ale jest jak stempel. Zamykamy dziecko w stałej roli: nieśmiałego, bałaganiarza, marudy.„Nie rób wstydu.”
Wstyd to jeden z najsilniejszych hamulców rozwoju. Dziecko zaczyna żyć pod ocenę innych i boi się być sobą.„Jak nie zrobisz, to zobaczysz.”
Groźba wisi w powietrzu jak ciężka chmura. Zamiast uczyć odpowiedzialności, uczymy lęku przed karą.
Wiem, że czasem te zdania same wylatują z ust. Też mi się zdarzyło je powiedzieć, a potem gryźć w język z poczucia winy. Tylko że wychowanie nie jest o byciu idealnym. Jest o zauważaniu, naprawianiu i uczeniu się nowych sposobów mówienia.
Jak mówić, żeby dziecko czuło się bezpieczne i sprawcze?
Zamiast wielkich deklaracji warto sięgać po proste zamienniki. One nie brzmią jak psychologiczny wykład, a działają jak miękka poduszka po potknięciu.
- Zamiast „Zawsze wszystko psujesz”, powiedzcie: „Tym razem coś nie wyszło, spróbujmy inaczej.”
- Zamiast „Nie przesadzaj”, powiedzcie: „Widzę, że to dla ciebie ważne, opowiedz mi.”
- Zamiast „Inni potrafią”, powiedzcie: „Każdy uczy się w swoim tempie.”
- Zamiast „Nie rób wstydu”, powiedzcie: „Rozumiem, że się denerwujesz, jestem przy tobie.”
To są małe zmiany w języku, ale w głowie dziecka robią ogromną różnicę. Ono słyszy wtedy, że ma prawo próbować, popełniać błędy, czuć i szukać wsparcia. A to jest fundament odporności psychicznej.

Co robić, gdy te słowa już padły?
Najgorsze, co możemy zrobić, to udawać, że nic się nie stało. Dzieci świetnie wyczuwają napięcie. Jeśli chcemy je uczyć odpowiedzialności, pokażmy ją w praktyce.
Gdy wyrwie wam się coś raniącego, wróćcie do tego po chwili. Powiedzcie spokojnie: „Poniosły mnie nerwy. Nie miałam racji. Przepraszam. Chodziło mi o to, że…”. Tyle. Bez usprawiedliwień, bez długich wykładów. To nie osłabia autorytetu, tylko go wzmacnia. Dziecko widzi, że relacje da się naprawiać, a emocje da się nazywać.
I jeszcze jedno: jeśli macie w sobie echo tych zdań z własnego dzieciństwa, to nie znaczy, że musicie je powtarzać. Wiem, jak trudno zmienić język, który mamy wdrukowany od lat. Ale da się. Wystarczy zatrzymać się na sekundę przed wypowiedzeniem ich z automatu i zapytać samą siebie: „Co moje dziecko usłyszy o sobie po tym zdaniu?”. Ta jedna sekunda potrafi odmienić rozmowę.
Zobacz też: Ten nawyk rodzica podcina skrzydła bardziej niż docinki kolegów. Robimy to nieświadomie