Reklama

Czasem największe szkody potrafią wyrządzić słowa, które z pozoru brzmią troskliwie. Niby są niewinne, niby mają być oznaką miłości, a jednak tworzą w głowie dziecka mur niepewności. Nadopiekuńczy rodzice nie zawsze krzyczą, nie muszą zakazywać, często wystarczy jedno zdanie powtarzane w różnych sytuacjach, żeby mały człowiek przestał wierzyć w siebie. Z czasem z takich słownych drobiazgów wyrasta dorosły, który wciąż boi się próbować, ryzykować, popełniać błędy.

Poniżej opisuję cztery zdania, które słyszy się z ust rodziców zbyt mocno skupionych na ochronie. Mają dobre intencje, ale ich działanie jest odwrotne do zamierzonego: zamiast wspierać, tworzą niewidzialną klatkę.

1. „Nie rób tego, bo sobie nie poradzisz” – blokada, która zostaje na lata

To jedno ze zdań najczęściej wypowiadanych przez dorosłych, którzy za wszelką cenę chcą uchronić dziecko przed potknięciem. Brzmi troskliwie, ale niesie ze sobą jasny komunikat: nie jesteś wystarczająco dobry. Takie słowa mocno zapadają w pamięć.

Dziecko słyszące to regularnie, zanim w ogóle spróbuje czegokolwiek nowego, zastanawia się, czy ma prawo próbować. Nie chodzi tu o skakanie z dachu czy bieganie po ruchliwej ulicy. Najczęściej dotyczy to zwykłych sytuacji: samodzielnego ubierania, pierwszego występu w przedszkolu, nowej aktywności.

Tymczasem naturalny rozwój wymaga ryzyka. Jeśli młody człowiek nie może sam sprawdzić, jak sobie poradzi, jego poczucie sprawczości nie ma szans się zrodzić. A przecież to jedna z najważniejszych umiejętności, która prowadzi do szczęścia w dorosłości.

2. „Ja zrobię to za ciebie” – niewinna pokusa odbierania samodzielności

Znam wielu rodziców, którzy wypowiadają to zdanie niemal odruchowo. Zamiast czekać, aż dziecko samo zapnie kurtkę albo namaluje trochę krzywy rysunek, dorośli przejmują kontrolę. Chcą pomóc, przyspieszyć, ułatwić.

Tylko że każde takie działanie wysyła do dziecka informację: ty nie zrobisz tego wystarczająco dobrze. W rezultacie maluch zaczyna rezygnować z prób. Gdy widzi, że rodzic i tak wszystko zrobi szybciej i lepiej, po co ma się starać?

Samodzielność rozwija się właśnie dzięki próbom, a nie perfekcji. Dzieci potrzebują czasu, żeby coś wykonać. Potrzebują przestrzeni na błąd, bo to właśnie błąd uczy je najwięcej. A zdanie „Zrobię to za ciebie” zabiera im oba te elementy.

3. „Nie idź tam, coś ci się stanie” – strach, który staje się częścią osobowości

To zdanie ma ochronić, ale w rzeczywistości wpaja dziecku przekonanie, że świat jest niebezpieczny. Maluch zaczyna podejrzewać, że każdy krok poza znaną strefą powinien budzić lęk. Z czasem nie trzeba już go powstrzymywać – on sam zaczyna się ograniczać.

Kiedy słyszy, że „coś mu się stanie”, uczy się, że ryzyko jest czymś nie do przyjęcia. W dorosłym życiu takie osoby unikają wyzwań, nie wierzą we własne możliwości, wahają się, bo w głowie mają zapisany komunikat: świat jest zbyt groźny, żeby próbować.

Oczywiście bezpieczeństwo jest ważne. Ale można o nim mówić inaczej, bez zaszczepiania lęku. Zamiast straszyć, można tłumaczyć: „Zobacz, jak to zrobić, żeby było bezpiecznie”, „Jestem blisko, spróbuj”. To zmienia wszystko.

4. „Poczekaj, jesteś jeszcze za mały” v komunikat, który zatrzymuje rozwój

To zdanie brzmi niewinnie, ale potrafi odsunąć dziecko od wielu doświadczeń, które są dla niego naturalnym etapem dojrzewania. Wypowiadane często buduje w maluchu przekonanie, że „małość” jest przeszkodą, której nie da się pokonać samodzielnie. Zamiast wzmacniać ciekawość i odwagę, tworzy wewnętrzny hamulec.

Nadopiekuńczy rodzice używają tego sformułowania zazwyczaj wtedy, gdy dziecko chce spróbować czegoś nowego: wejść na niewysoki drabinkowy plac zabaw, nalać sobie soku, pójść samo do kolegi piętro wyżej. Nie chodzi o sytuacje realnie niebezpieczne – tylko o takie, w których odpowiednia asekuracja i wsparcie dałyby dziecku poczucie sprawczości.

Słysząc „jesteś za mały”, mały człowiek zaczyna wierzyć, że jego chęć działania nie ma znaczenia. Zamiast rozwijać odwagę, uczy się wycofania. W dorosłym życiu takie osoby często czują, że muszą czekać na „lepszy moment”, „większą pewność”, „czyjąś zgodę”. A przecież dzieci najbardziej potrzebują tego, żeby ktoś pozwolił im rosnąć, a nie zatrzymywał je tam, gdzie stoją.

mama i dziecko
Nadopiekuńczość nie wynika ze złej woli. Zwykle rodzi się z miłości pomieszanej ze strachem, fot. AdobeStock/Lumos sp

Co można powiedzieć zamiast tych zdań? Słowa, które otwierają dziecku świat

Nadopiekuńczość nie wynika ze złej woli. Zwykle rodzi się z miłości pomieszanej ze strachem. Wystarczy jednak kilka drobnych zmian w języku, żeby codzienne komunikaty przestały być ograniczeniem, a zaczęły być wsparciem.

  • Zamiast „Nie rób tego, bo sobie nie poradzisz” można powiedzieć: „Spróbuj, a ja ci pomogę, jeśli będziesz tego potrzebować”.
  • Zamiast „Ja zrobię to za ciebie”: „Pokaż, jak to robisz, masz czas”.
  • Zamiast „Nie idź tam, coś ci się stanie”: „Chodź, zobaczymy to razem i sprawdzimy, jak to zrobić bezpiecznie”.
  • Zamiast „Jesteś za mały”: „Możesz spróbować, a jeśli coś będzie trudne, pomyślimy razem, co zrobić dalej”.

Takie słowa nie odbierają odwagi. Dodają jej. Tworzą w dziecku przekonanie, że świat można poznawać krok po kroku, a nie zamykać się z obawy przed potknięciem.

Zobacz też: Nie wychowuj lenia: jakie obowiązki są odpowiednie dla dzieci w różnym wieku?

Reklama
Reklama
Reklama