Sześcioletni Marcin spod Włocławka rozpalał z braćmi grilla w ogródku, kiedy wiatr zdmuchnął na niego płonącą podpałkę. Oparzeniu uległa jedna trzecia powierzchni ciała, poza tym drogi oddechowe i płuca, bo chłopiec zachłysnął się i wciągnął do nich ogień. Z kolei Rafał (9 lat) stał obok taty, kiedy ten podlewał podpałką brykiet na rodzinnym pikniku podczas meczu w Krzyżkowicach. Butelka z podpałką buchnęła ogniem, mężczyzna odruchowo odrzucił ją od siebie, spadła tuż obok chłopca. Zajęły się ręce, nogi, tułów. Albo Szymon z Morawicy. Rozpalał grilla na balkonie w domu: w którymś momencie ogień zassało do butelki z podpałką, wybuchła mu w rękach. Dziewięcioletnia dziewczynka z Pęczniewa na rodzinnej imprezie przyglądała się rozpalaniu grilla. Oparzenie objęło u niej 40 procent ciała.

Reklama

Ogień na RODOS

Oparzenia zupą czy gorącą herbatą to uraz całoroczny, ale mniej więcej od początku maja zaczynają pojawiać się u nas oparzone dzieci po działkowych ogniskach czy rodzinnych grillach – mówi dr Jerzy Wassermann z SOR-u ze Szpitala Dziecięcego przy ul. Niekłańskiej w Warszawie. Dodaje, że nieszczęśliwe wypadki mogą zdarzyć się każdemu i wszędzie, ale to naprawdę nie jest banał, że sprzyja im rozluźniona atmosfera i alkohol. Nie chodzi tu o upijanie się w sztok i zostawianie dzieci samopas przy płonącym ogniu. Wystarczy jedno piwo i rozluźniamy się na tyle, żeby np. pozwolić proszącemu kilkulatkowi, by samodzielnie podlał benzynową podpałką palące się za słabo węgle czy drewno.
– Typowe dla ogniskowych oparzeń będą oparzenia stóp i dłoni, rzadziej buzi u dziecka – mówi dr Wassermann.
Oparzenia dłoni mogą powstać gdy np. maluch potknie się i odruchowo, padając, wyciągnie przed siebie rączki, by ochronić się przed upadkiem na twarz. Albo gdy z patyka spadnie mu opiekana kiełbaska i dziecko postanowi szybko ją podnieść. Z kolei do oparzeń stóp (często bardzo głębokich) często dochodzi już po zakończeniu ogniska.
– Trafiają do nas dzieci, które np. za zgodą rodziców biegały po gorącym palenisku, gdzie pod piaskiem tlił się jeszcze żar – mówi Grażyna Malecka, pielęgniarka z oddziału chirurgii w szpitalu przy Niekłańskiej.

Fotolia (kolaż SN)

Paradoksalnie groźniejsze od ognisk są grille, a ściślej mówiąc benzynowa podpałka do grilla. Według lekarzy używanie podpałki to jak zabawa odbezpieczonym granatem. Co roku prosto z Rodzinnych Ogródków Działkowych trafiają do szpitali działkowicze, którym podczas zapalania grilla podpałka buchnęła ogniem prosto w twarz albo wybuchła w rękach.
– Mieliśmy kiedyś pacjenta, który miał oparzone obie nogi: od połowy ud do połowy łydek – mówi Grażyna Malecka. – Rozpalał grilla, podlał ogień benzyną, płomień poszedł prosto na niego. Tam, gdzie pod syntetycznymi dresami miał bawełniane slipy i skarpetki, oparzenia były niewielkie, ale na znacznej powierzchni nóg doszło do głębokiego uszkodzenia skóry. To, jak ubieramy się na ognisko czy grilla, też ma duże znaczenie w razie ewentualnego wypadku.

Zobacz także

Słońce też parzy

Nie planujesz w długi weekend ani ogniska, ani grilla? To w takim razie uważaj na zwykłym spacerze. Oparzenia I stopnia mogą powstać na skórze dziecka już po kilkunastu minutach przebywania na ostrym słońcu. Zresztą oparzenia słoneczne to jeszcze nie wszystko, co grozi dziecku w upał. W szpitalu przy Niekłańskiej pamiętają kilkuletnią dziewczynkę, która wyszła z babcią na spacer. Kiedy dziecko zgłodniało, babcia przysiadła z nim na ławce, żeby dać mu serek albo jogurcik. Już w szpitalu tłumaczyła, że sądziła, iż płacz wnuczki wynika z tego, że nie smakuje jej serek, tymczasem prawdziwa przyczyna była taka, że dziewczynka usiadła na rozgrzanym od słońca metalowym nicie, łączącym deski w ławce. Oparzenie, choć nie obejmowało dużej powierzchni ciała, było bardzo głębokie. Czytając o takich sytuacjach, łatwo oceniać dorosłych opiekunów, ale powiedzmy sobie szczerze, komu z nas przyszłoby do głowy, że siedzenie na ławce w parku może doprowadzić do dramatu i szpitala?

Jak leczyć oparzenia?

– Przede wszystkim trzeba oparzone miejsce jak najszybciej schłodzić, ale trzeba to robić według pewnych zasad – mówi Grażyna Malecka. I dodaje: – Najlepiej polewać oparzone miejsce przez 15 minut zimną wodą, ale uwaga: nie lodowatą, bo to mogłoby jeszcze bardziej zaszkodzić oparzonemu dziecku. Tak samo szkodliwe będzie obkładanie oparzonego miejsca lodem albo zamrożonym okładem żelowym. Tu nie ma zasady: im zimniejsze, tym lepsze. Warto podać dziecku lek przeciwbólowy z paracetamolem: często o tym nie myślimy, a przecież oparzenia są jednymi z najbardziej bolesnych urazów.

Obejrzyj film: Pierwsza pomoc podczas oparzenia

Co bardzo ważne, nawet jeżeli dziecko oparzy się przez ubranie (np. wyleje na siebie wrzątek), nie zdejmujemy z niego ubrania, zanim nie ochłodzimy oparzonego miejsca. Lepiej np. wtedy będzie włożyć je pod prysznic w koszulce i spodniach i polewać je zimnym prysznicem, a dopiero po 15 minutach (w tym czasie powinna dotrzeć już do nas karetka) ostrożnie rozciąć ubranie, tak, by nie doszło do dodatkowego uszkodzenia skóry.
– Zdejmowanie ubrania tuż po oparzeniu często prowadzi do zerwania powstałych na skórze pęcherzy, tymczasem one działają jak jałowy opatrunek – wyjaśnia Grażyna Malecka. – Nie wolno ich przekłuwać. Najlepiej w ogóle ich nie dotykajmy.
– Warto też pamiętać, że oparzenie to nic innego, jak rana i tak samo jak każdą ranę trzeba chronić je przed zakażeniem – dodaje dr Wasserman. – Przed przyjazdem do szpitala warto je osłonić jałową gazą z samochodowej apteczki albo np. owinąć całe dziecko czystym bawełnianym prześcieradłem. Dzisiaj, dzięki opatrunkom z dodatkiem srebra, oparzenia umiemy leczyć dużo lepiej i łatwiej niż jeszcze kilka lat temu, choć nadal często, szczególnie w rozległych oparzeniach, kuracja trwa bardzo długo. Dlatego co roku apelujemy o to samo: uważajcie. A szczególnie uważajcie na dzieci – dodaje.

Pierwsza pomoc - kurs video na Babyonline

Zobacz także: Co robić, gdy dziecko się oparzy?

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama