Reklama

Koniec z przekąskami
Ninka stała się niejadkiem, gdy miała niespełna roczek – była tak zafascynowana poznawaniem świata i umiejętnością samodzielnego przemieszczania się, że po prostu nie miała czasu na jedzenie. Poza tym było w tym wszystkim troszkę mojej winy… Próbowałam karmić ją na siłę, ale wtedy mała na widok jedzenia zaczynała wpadać w histerię! Znajoma psycholog poradziła mi, abym przestała robić z jedzenia wielką sprawę. Ustaliłam więc stałe pory posiłków i przestałam Ninkę zmuszać do jedzenia, ale też nie dawałam jej już w międzyczasie żadnych przegryzek. Na początku korzystała z wolności, ile mogła. Przez pierwsze dni nie jadła niemal nic! Trzeciego dnia okazało się, że moją metoda skutkuje. Mała wcięła w końcu całe śniadanie, obiad i kolację. I wcale nie musiałam biegać za nią z łyżeczką czy z kanapką! Julia, mama 18-miesięcznej Ninki

Reklama

Zostałam przemytnikiem
Joasia nie znosi zapachu mięsa, ryb i jajek, dlatego czasem muszę się nieźle nagłówkować, by skomponować jej wartościowy posiłek. Wiem jedno: jeśli podam córeczce po prostu jajko albo kurczaka, to jedzenie skończy się w ciągu chwili. Nauczyłam się więc przemycać te produkty w zupkach, kluseczkach, dobrze doprawionych np. aromatycznym majerankiem, pulpecikach. Aby zabić zapach ryb, przyrządzam je w śmietankowym sosie, a kurczaka podaję zmiksowanego z ziemniaczkami. Takimi drobnymi oszustwami powoli przyzwyczajam moją małą do nowych smaków. To działa! Krystyna, mama 11-miesięcznej Joasi

Grajmy w kolory
Gdy skończyłam karmić piersią, zaczęły się problemy z karmieniem Robusia. Nie chciał pić soczków, wypluwał zupki. Gdzieś przeczytałam, że kolory mogą pobudzać apetyt, np. zielony i czerwony. Ułożyłam więc na talerzu kopczyk duszonej marchewki, purée z ziemniaków, zmiksowany szpinak i pokruszone żółtko. Synek był tak zachwycony, że zjadł po troszku z każdej kupki. Teraz też nie je zwykłych kanapek, ale „uśmiechnięte buzie” z ogórków i pomidora, a zamiast surówek – warzywne tęcze. A gdy trudno mi wymyślić fantazyjne danie, wyjmuję nasz odświętny talerzyk. Robuś wcina w mgnieniu oka, by odsłonić dno z Puchatkiem. Anna, mama półtorarocznego Roberta

Ja karmię ją, a ona mnie
Alusia na sam widok talerzyka zaczynała płakać. Nie dlatego, że jakieś danie jej nie smakowało, tylko dlatego, że nie umiała się przestawić z mleka na potrawy o innej konsystencji. Na początku wydawało mi się, że wystarczy przeczekać i podawałam jej zupki przez smoczek. Ale kiedy miała prawie roczek i nadal nie jadła niczego z grudkami, wiedziałam, że muszę wymyślić coś nowego. Moja mama poradziła mi, abym pokazała córeczce, że jedzenie jest pyszne. Nałożyłam więc na talerzyk trochę purée z marchewki i zaczęłam się nim delektować na oczach córki. A ona wtedy postanowiła mnie nakarmić! Podzieliłyśmy więc role: ja karmiłam ją, a ona drugą łyżeczką mnie. Była tak zajęta nową zabawą, że nawet nie spostrzegła, kiedy spałaszowała większość swojej porcji. Od tego dnia wspólne jedzenie stało się naszym zwyczajem. Mała nauczyła się w końcu przełykać stałe pokarmy, a ja na dziecięcej diecie zgubiłam resztę poporodowych kilogramów! Justyna, mama 15-miesięcznej Ali

Łyżeczka do rączki
Szymek chętnie jadł mięso i białe bułeczki, nie tykał warzyw ani kasz. Próbowałam wszystkiego: gotowałam, piekłam i dusiłam, miksowałam warzywa z kurczakiem, robiłam farsze do naleśników. Ale synek nie dawał się podejść. Sięgnęłam więc po metodę ostatniej szansy i… oddałam mu łyżeczkę. Początki były trudne. Po posiłku kuchnia była pobojowiskiem, bo jedna łyżeczka trafiała do buzi, pięć innych na podłogę i ścianę. Po dwóch miesiącach okazało się, że miałam rację. Szymek je teraz wszystko: makaron, warzywa, a nawet kaszę gryczaną! Agnieszka, mama rocznego Szymka

td_dopisek.gif

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama