Reklama

Przeciwnicy szczepień często pytają: skoro choroby są takim zagrożeniem, to dlaczego nie szczepi się dorosłych, by w ten sposób uchronić dziecko przed zachorowaniem? Pytamy dr. Pawła Grzesiowskiego, pediatrę i członka Pediatrycznego Zespołu ds Szczepień przy Ministrze Zdrowia.

Reklama

Antyszczepionkowcy często pytają: dlaczego obowiązkowo szczepi się dzieci, a dorosłych już nie?

To nieprawda. Szczepienia: błonica, tężec, krztusiec powinno się powtarzać co 10 lat. Szczepienie przeciw żółtaczce (wzw typu B) działa przez całe życie – jeśli ktoś był zaszczepiony, to jest uodporniony na całe życie. Przeciw HiB nie szczepimy dorosłych, bo u dorosłych tego typu zakażenia nie występują.
W przypadku gruźlicy nie szczepimy dorosłych w Europie dlatego, że szczepionka daje zbyt słabą ochronę w stosunku do gruźlicy płuc – tylko około 40-50%. Tak więc są preparaty, które powinni przyjmować dorośli, a są też takie, których podawanie dorosłym po prostu nie ma sensu.

Zalecenie, żeby szczepić się przeciw błonicy, tężcowi czy krztuścowi rzeczywiście jest, ale rzadko który dorosły szczepi się.

Dzieci trzeba chronić, trzeba szczepić, bo zakażenie może być dla nich śmiertelnie niebezpieczne. Dlatego szczepienia dla dzieci są bezpłatne i obowiązkowe.
Dorosły bierze za siebie odpowiedzialność, natomiast dzieci chroni się systemowo, bo każde państwo bierze odpowiedzialność za ich bezpieczny rozwój.
Poza tym zachorowania u dziecka wiążą się z największym ryzykiem. Jeśli dorosły zachoruje na gruźlicę, to najczęściej przeżyje. A jeśli zachoruje niemowlę, to prawie każde ma powikłania po gruźlicy, włącznie ze śmiertelnymi.
Czytaj też: Dlaczego noworodki szczepi się przeciw gruźlicy?

Jeśli na różyczkę zachoruje 50-letnia kobieta, to będzie miała wysypkę, ale wyzdrowieje. Ale jeśli zachoruje kobieta w ciąży, to dziecko może mieć różyczkę wrodzoną i poważne wady wrodzone. Szczepimy dzieci, by uniknąć różyczki w czasie ciąży. To nie jest tak, jak myślą antyszczepionkowcy, że dorosłych nie szczepimy, bo ich się boimy, a dzieci szczepimy, bo jesteśmy doktorami Mengele.

Mówi się teraz o epidemii odry w Rumunii, m.in. spowodowanej tym, że część rodziców nie szczepi dzieci. Czy w Polsce rośnie liczba osób odmawiających szczepienia?

Nie tylko w Rumunii, epidemia odry wcześniej przetoczyła się przez Europę Zachodnią (Francja, Austria, Szwajcaria, Niemcy) a teraz dotarła na południe. Chorowały głównie dzieci niezaszczepione. W Polsce rośnie także grupa rodziców odmawiających szczepień, ale na szczęście nie widzę, by ruch antyszczepionkowy nabierał znaczącej siły. Bardziej niepokoi mnie to, że skołowani internetem rodzice nie mają gdzie wyjaśnić swoich wątpliwości. Do mojej poradni konsultacyjnej przychodzi najwięcej rodziców przestraszonych. Oni potrzebują długiej rozmowy, wyjaśniania, czym są szczepionki i jak działają. Oczekują rozmowy i rozpisania kalendarza szczepień bardziej indywidualnie, czyli np. podania jednej szczepionki podczas jednej wizyty.

Czytaj też:

Reklama
Konsultacja merytoryczna

dr Paweł Grzesiowski

Pediatra, immunolog, prezes Fundacji „Instytut Profilaktyki Zakażeń”, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19, autor wielu publikacji na temat profilaktyki, immunologii i szczepień
Reklama
Reklama
Reklama