Anyżowa warownia - recenzja książki dla dzieci
Pewnie już jesteście po lekturze Dwóch małych czarownic, a może nawet Atramentowej trylogii. Teraz proponuję coś równie fajnego, zabawnego i ze szczęśliwym zakończeniem.
- Babcia Zosia
Dla Igerny, bohaterki tej powieści, Anyżowa Warownia, w której przyszło jej mieszkać z rodziną, to najnudniejsze miejsce pod słońcem. Codziennie te same zajęcia, do których należało karmienie węży, odkurzanie czarodziejskich ksiąg, zdrapywanie mchu z grzyw kamiennych lwów, co było nawet zabawne, bo potężne lwy mruczały z zadowoleniem.
Dziewczynce podobał się także zamek, bo był naprawdę bajeczny, ale nie podobało to, że tylko raz w roku odbywał się turniej rycerski. Co robić w takim nudnym miejscu? Nudnym i bezpiecznym, bo warowni anyżowej broniły tylko kamienne lwy i kamienne maszkarony, które na widok obcych stroiły miny. Niby wojny od dawna nie było, więc wystarczyła taka ochrona, ale coś złego wisiało w powietrzu.
Akurat zdarzyło się to przed 10. urodzinami Igerny. Najpierw w prosięta zamienili się rodzice, gdy chcieli wyczarować jakiś niezwykły prezent dla swojej jubilatki, potem przybył ktoś, kto chciał się stać właścicielem zamku i wejść w posiadanie śpiewających ksiąg. Tego już było za wiele, Igernę czary przecież okropnie nudziły. Ona chciała zostać szlachetnym rycerzem.
Nie jest to oczywiście książka tylko dla dziewczynek. I nie jest to tylko książka o córce czarowników, która bardzo się nudzi. To przede wszystkim opowieść o marzeniach. Pomarzcie razem z Igerną.
Anyżowa warownia
Autorka: Cornelia Funke
Tłumaczka: Małgorzata Słabicka
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia