Dzieci są kochane, to wszyscy wiemy. Ale są też czasem nieznośne, marudne i nieposłuszne. Gdy już nie pomagają prośby, ani groźby, wtedy zaczynamy krzyczeć na nie. A potem ... mamy ogromne wyrzuty sumienia.

Reklama

Pewna mama doszła do wniosku, że nie potrafi czasem zapanować nad wariującymi dziećmi. Zauważyła, że zaczyna krzyk traktować jako metodą wychowawczą. Było jej z tym bardzo źle, więc postanowiła przeprowadzić eksperyment. Tydzień bez pokrzykiwania na dzieci! To jest wyzwanie...

Jak poradziła sobie z zadaniem?

1. Kiedy byłam spokojna, moje dzieci słuchały mnie bardziej

Na początku były bardzo zaskoczone. Ja zresztą też. Patrzyły na mnie wyczekująco i szukały ukrytej kamery w pokoju. Widok mamy, nie ciskającej gromów z oczu, to dla nich nowość, ale zdecydowanie bardziej zaczęły słuchać tego, co do nich mówiłam.

2. Musiałam mówić do siebie w myślach

Musiałam sama siebie uspokajać w myślach, by nie krzyczeć. Dziecko, które zakłada buty przez 15 minut, bawiąc się przy tym wszystkim dookoła, jest szalenie irytujące.

3. Kiedy prosiłam o posprzątanie zabawek, nikt nie był smutny

Może dlatego, że nie pulsowała mi gigantyczna żyła na czole?

Zobacz także

4. Moje krzyki zamieniłam na dziwaczne tańce i szalone odgłosy

Kiedy czułam, że mam już dość i zaraz zacznę krzyczeć, znalazłam na to sposób. Zaczęłam biegać dokoła pokoju wydając dźwięki jak kurczak. To był mój taniec frustracji, który dzieciom bardzo się podobał. I co najważniejsze, zachowałam się super, byłam miła i zabawna.

5. Moje dzieci szybko wybaczają

Mamo, jest ok! Po prostu następnym razem zapytaj nas o coś normalnym głosem :-) Czy to nie słodkie?

Zobacz także: Sprawdź jaką jesteś mamą!

6. Wzięłam tyle głębokich oddechów, że mogłabym spokojnie dopłynąć do Anglii i z powrotem

7. Zniżałam się do poziomu ich wysokości

Kiedy czułam, że będę krzyczeć, klękałam obok nich, patrzyłam im głęboko w oczy i wyjaśniałam spokojnie o co mi chodzi. A oni mówili, że mam brązowe oczy i piegi ;-)

8. Cały czas liczyłam do 10, a czasem dłużej :-)

Liczyłam do 10. Czasem nawet do 20. Czasami nawet dzieci liczyły ze mną :-) Czasem liczyłam spokojnie, czasem ostro. Czasem jak ktoś nawiedzony, albo jak ktoś, kto stracił zmysły. Liczyłam dotąd, aż się uspokoiłam, albo już nie mogłam dłużej.

9. Wychodziłam z pokoju, by się uspokoić

10. Eksperyment zbliżył mnie i dzieci do siebie

Może to zabrzmi staromodnie, ale tak właśnie było. Kiedy zamieniłam się w spokojnego misia, dzieci zaczęły chętniej się do mnie przytulać.

Nie krzyczeć na dzieci- to bezustanna praca. Na pewno wymaga ogromnego samozaparcia, ale jak już się nauczymy panować nad emocjami, dostrzeżemy jak miło jest ... nie krzyczeć!

Reklama

Przeczytaj także: Jak być najlepszą nieidealną mamą?

Reklama
Reklama
Reklama