Reklama

Dramatyczną sytuacją w jednym z wrocławskich przedszkoli zainteresowały się lokalne media. Uczęszczający do przedszkola nr 147 przy ul. Jackowskiego we Wrocławiu 6-letni chłopiec był ofiarą przemocy i dyskryminacji ze względu na swoje pochodzenie.

Reklama

„Niepotrzebnie się urodził”

6-latek padł ofiarą przemocy rówieśniczej. Jak się okazało, do tej samej grupy uczęszcza chłopiec, który jest agresywny wobec innych dzieci. Niestety, jako „kozła ofiarnego” upatrzył sobie małego Ukraińca. Za jego przykładem i przy aprobacie nauczycielek inne dzieci zachowywały się wobec niego niedopuszczalnie. „Dzieci mówiły do niego, że niepotrzebnie się urodził. Że robi wszystkim problemy. Zapytał mnie, czy w ogóle go kocham. Dowiedziałam się wtedy, że polskie dzieci nie integrują się z dziećmi z Ukrainy i Białorusi. Mój syn potrafił wrócić z przedszkola posiniaczony i podrapany”, relacjonuje pani Anna Rembacz, mama chłopca na łamach wyborcza.pl.

„Nie dali mu nawet dokończyć posiłku”

Brak reakcji i aprobata agresywnego, dyskryminującego zachowania dzieci wobec chłopca to niejedyne przewinienia personelu przedszkola. Mama 6-latka wylicza: „Spolszczały ukraińskie imiona, a kiedy mój syn wrócił do domu głodny, dowiedziałam się, że przedszkolanka zabrała mu obiad i oddała innemu dziecku. Personel utrzymywał, że moje dziecko nie chciało jeść, ale ja dobrze wiem, że synek uwielbia rybę. Nie dali mu nawet dokończyć posiłku. (…) Dostał gorączki po zabawie, podczas której dzieci się przebierały w różne stroje. Syn chciał być policjantem, więc dali mu cienki kostium i pozostał w nim do momentu odbioru z przedszkola. Na dworze było zimno, nogi miał całe czerwone. Dlaczego nikt na to nie zwrócił uwagi?”.

Przedszkole nie widzi problemu

W sprawę włączył się jeszcze jeden rodzic, którego córka również padła ofiarą agresywnego chłopca. Jednak mimo skarg do dyrekcji i interwencji w Urzędzie Miasta i kuratorium niewiele udało się zmienić. Dyrekcja zamiata problem przemocy rówieśniczej pod dywan, a inni rodzice też zdają się nie zauważać sytuacji. Problem jednak realnie istnieje. „Przedszkole sprawiło, że stał się zlękniony, nadwrażliwy i nieśmiały. Panie w przedszkolu wysyłały go do psychologa i psychiatry, którzy nie stwierdzili nieprawidłowości. W domu czyta, pisze, liczy. Mówi nawet lepiej po polsku ode mnie. Teraz odżył i nie może się doczekać, aż pójdzie do szkoły”, pani Anna opowiada dziennikarce „Gazety Wyborczej”. „Jednak agresji, jakiej doświadczył w wieku 6 lat, nic mu nie zrekompensuje”, kończy ze smutkiem.

Na szczęście agresywny 6-latek został objęty opieką poradni psychologicznej. Mamy nadzieję, że więcej takich sytuacji nie będzie miało miejsca.

Źródło: wroclaw.wyborcza.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama