Reklama

10-letni Gavin Klebs spędzał wakacje z rodzicami i młodszą siostrą, 8-letnią Caroline. Gdy chłopiec zaczął się źle czuć, mama podała mu leki i położyła do łóżka. Podejrzewała, że to grypa – siostra Gavina już wcześniej skarżyła się na ból głowy. Niestety, to, co wzięła za chorobę, okazało się zatruciem tlenkiem węgla. Chłopca nie udało się uratować.

Reklama

Tlenek węgla – cichy zabójca

Gavin przebywał z rodzicami i siostrą w domku letniskowym w okolicach miejscowości Big Lake na Alasce w USA. Gdy zaczął wymiotować, jego mama, Sarah, zaczęła podejrzewać, że zaraził się od młodszej siostry. Niepokojące objawy grypy pojawiły się również u Sary. Podejrzewając, że wszyscy zarazili się wirusem, położyli się do łóżka.

Kilka godzin później do domku przyjechała zaniepokojona przyjaciółka rodziny. Gdy przyjechała na miejsce, znalazła Sarę i dzieci – wszyscy leżeli w łóżkach, nieprzytomni. Od razu wezwała pogotowie. Mimo interwencji lekarzy Gavin zmarł. Okazało się, że rodzina zatruła się tlenkiem węgla ulatniającym się ze starej lodówki zasilanej propanem. Gdyby w domku był zainstalowany czujnik tlenku węgla, tej tragedii można by uniknąć.

Zrozpaczeni rodzice Gavina zorganizowali zbiórkę w serwisie GoFundMe. Ostrzegają innych rodziców przed niebezpiecznym tlenkiem węgla i apelują, by zawsze sprawdzać instalacje i montować czujniki. Gdyby sami zrobili to wcześniej, być może ich syn wciąż byłby z nimi...

Zobacz także: 1,5 roczny chłopczyk śmiertelnie zakrztusił się jabłkiem!

Reklama

Źródło: independent.co.uk, gofundme.com

Reklama
Reklama
Reklama