Casey Lessard to strażak, który wykorzystał swój rodzicielski instynkt na miejscu wypadku. To, co zrobił dla małego chłopca, który ucierpiał w samochodowej kraksie nie wymagało od niego wiele, a sprawiło, że dziecko zachowało spokój.
Do wypadku doszło obok miejscowości D'Iberville w stanie Missisipi. Z drogi wypadł samochód, w którym znajdowało się 5 dziećmi. Jedyną dorosłą osobą w aucie był kierujący pojazdem. Jak informuje Sun Herlad kierowca prawdopodobnie stracił panowanie nad kierownicą i doszło do dachowania. Na miejscu zjawili się strażacy, którzy sprawnie zajęli się poszkodowanymi. Jeden z nich postarał się szczególnie mocno.

Reklama

Update: Mom, 5 kids recovering after Saturday SUV crash in D'Iberville http://t.co/vCf6yDbv8Q pic.twitter.com/H2hxOr3ZBT
— Sun Herald (@sunherald) wrzesień 9, 2015

Bohaterski czyn, czy rodzicielski odruch?

Chłopiec czekał na specjalnych noszach, aż będzie można go umieścić w ambulansie. Leżał sam przerażony na drodze. Wtedy zdecydował się wkroczyć Casey Lessard. Położył się obok malucha i szybko wyciągnął z kieszeni telefon, na którym puścił dziecku bajkę o śpiewających pingwinach, tak, by ten mógł się uspokoić. Podziałało błyskawicznie.
Kapitan lokalnej straży pożarnej powiedział, że w przypadku dzieci bardzo ważne jest, by zająć ich uwagę i je uspokoić.
Wypadek to przerażające zdarzenie dla każdego dziecka. Widok zmasakrowanych pojazdów, poszkodowanych osób napawa olbrzymim strachem. Dlatego zdaniem psychoterapeutki tak ważne jest nie pozostawienia dziecka samego na miejscu katastrofy nawet na chwilę.
– Jeśli dziecko jest uczestnikiem wypadku bezwzględnie należy przy nim być – uważa psychoterapeutka Marlena Zasadzka-Moskwa (www.ko-relacje.pl). - Najważniejsze, by nie zostało samo ze swoimi lękami, czy strachem. Każdemu dziecku, nawet maluchowi, można również próbować opisać sytuację – oczywiście stosownie do jego wieku. Opowiedzieć mu, co się dzieje, co się za chwilę stanie np. że przyjedzie karetka na sygnale i zabierze poszkodowanych do szpitala.

Byliście świadkami podobnych zdarzeń?

Ta sytuacja pokazuje, że naprawdę czasem nie trzeba wiele, żeby pomóc. Wystarczy odrobina empatii, dobrych chęci i pomysłowość. Kiedyś byłam naocznym świadkiem wypadku. Wracaliśmy z nart. Podobnie jak rodzina jadąca autostradą przed nami. W pewnym momencie nad nami poszybowała jedna z opon ich auta. Samochód jadący z dużą prędkością wypadł z drogi. Zjechaliśmy za nimi na pobocze. Gdy dotarliśmy do ich samochodu ten zaczął płonąć. Z przodu siedzieli rodzice, którzy oboje zaklinowani szarpali się z pasami bezpieczeństwa. Z tyłu płakały przerażone dzieci. Rodzice prosili, by najpierw wydostać dzieci z płonącego auta. Tak też zrobiliśmy. Dziewczynki przed wypadkiem spały w fotelikach, więc były totalnie wystraszone, zdezorientowane i nie do końca ubrane (bez butów i w koszulkach a na dworze był mróz). Zanieśliśmy je do naszego samochodu. Na tylnym siedzeniu siedział nasz syn. Wytłumaczyłam dziewczynkom, co się stało i poprosiłam syna, by poczęstował je ciepłą herbatą. Podczas gdy ja zagadywałam je wypytując o wyjazd mój mąż wrócił pomóc rodzicom. Potem moja jedna z przyjaciółek zapytała, skąd wiedziałam co robić? Nie wiedziałam. I jak się potem okazało popełniłam kilka błędów. M.in użyłam foli okrywając rannych niewłaściwą stroną. Ale to nie miało znaczenia. Robiłam dokładnie to, co chciałabym, żeby ktoś zrobił dla moich dzieci, gdybyśmy my znaleźli się w podobnej sytuacji. Po prostu...

Źródło: Sun Herald

Zobacz także

Polecamy: Bohaterstwo, czy ludzki odruch, czyli jak ocenić postawę policjanta?

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama