Jak podaje „Super Express”, kilka chwil wcześniej pani Natalia wybiegła z płonącego domu. Tak jak spała – w koszulce i majtkach. Pobiegła do pobliskiego zakładu, krzycząc do dyżurującego tam ochroniarza, że się pali i że w płonącym domu jest jej dziecko.

Reklama

Dziewczynka spłonęła żywcem

Pani Natalia mieszkała z córeczką sama w małym domu na peryferiach miasta. Były same, bo tata Hani i reszta rodziny mieszkają za granicą. To był dom odziedziczony po rodzicach, wcześniej mieszkali tam dziadkowie pani Natalii.

Kobieta nie miała stałej pracy, ale starała się, jak mogła, by jak najlepiej dbać o córkę i dom. Zarabiała, robiąc piękne zdjęcia, w maju miała kilka zleceń na wykonanie kilku komunijnych sesji.

W tragicznym pożarze nie odniosła żadnych fizycznych obrażeń, ale jej stan psychiczny był wystarczającym powodem, by trafiła do szpitala.

Na zawsze w sercach

Z domu zostały zgliszcza. Trudno zrozumieć, jakim cudem ocalały nadpalony miś przytulanka, para bucików, pudełko po zabawce z serii „Psi Patrol”… Sąsiedzi do dziś nie mogą uwierzyć w to, co się stało.

Zobacz także

Pan Ryszard, który pełnił rolę przyszywanego dziadka Hani, jeszcze w piątek rozmawiał z dziewczynką. Przyniosła mu galaretkę… W rozmowie z dziennikarzami powtarza, że widoku jej ciałka wynoszonego przez strażaków nie zapomni nigdy.

Dlaczego wybiegła sama?

Sąsiedzi pani Natalii nie mają wątpliwości, że matka, wybiegając z domu, chciała po prostu jak najszybciej sprowadzić pomoc. Nie mogła wiedzieć, że pożar będzie rozprzestrzeniał się w takim tempie. Że ściana ognia nie pozwoli na akcję ratunkową.

Jeszcze nie wiadomo, co było przyczyną pożaru. Póki co wykluczono, że źródłem ognia był piec na ekogroszek. Sprawą zajmują się policja i prokurator.

Źródło: KPP SP w Kole, „Super Express”

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama