Byłam ostatnio u mojej fryzjerki i rozmowa zeszła na dzieci. A jak na dzieci, to oczywiście też na poród. A jak na poród – to na cesarskie cięcie, bo jak się okazało, moja fryzjerka właśnie w ten sposób urodziła swoje dziecko. Wskazaniem do cesarki był jej strach przed porodem naturalnym – strach, z którym nie umiała sobie poradzić (więcej o tokofobii, czyli strachu przed porodem przeczytasz na stronie Fundakcji Rodzić po Ludzku, czyli tutaj).

Reklama

Siedziałam na tym fotelu i przez 15 minut słuchałam, jak się usprawiedliwia przede mną – albo przed samą sobą:

  • że wie, że cesarka to gorzej dla dziecka, ale że nie miała innego wyjścia;
  • że zdaje sobie sprawę z dobrodziejstw porodu naturalnego;
  • że to naprawdę nie była cesarka na życzenie;
  • że naprawdę nie jest egoistką...

Jakbym słyszała samą siebie kilka lat temu. Po pierwszym porodzie, który zakończył się nieoczekiwanym cesarskim cięciem, przez kolejne kilka lat – a właściwie do następnego porodu (naturalnego) – miałam poczucie winy za moją cesarkę. Chociaż nie miałam żadnego wpływu na decyzję lekarzy (wskazaniem było ułożenie twarzyczkowe mojej córki), to i tak się czułam jak matka gorszego sortu.

Za każdym razem, gdy ktoś mnie pytał o mój poród, to zanim coś powiedziałam, układałam sobie w głowie odpowiedź – tak, żeby te dwa słowa: "cesarskie cięcie" powiedzieć lekko i mimochodem. Bo miałam nadzieję, że wtedy nikt ich nie usłyszy i że nie będzie drążył, i że nie będę musiała opowiadać,​czemu jednak nie rodziłam naturalnie i czy to bardzo dziwne uczucie: dostać znieczulenie w kręgosłup, a jeszcze dziwniejsze – mieć parawanik na brzuchu i widzieć, jak za tym parawanikiem lekarze wyjmują ci dziecko z brzucha.

Fotolia

Otóż moi drodzy, tak, to są bardzo dziwne uczucia. Ale jeszcze dziwniejsze jest to poczucie winy i porażki, które towarzyszy wielu mamom po cesarskim cięciu.

Zobacz także

Skąd się ono bierze? – nie mam pojęcia, wiem za to, że nie powinniśmy mu się poddawać. Zamiast rozmyślać, co mogłyśmy zrobić inaczej, jak mogłyśmy uniknąć cesarki, zamiast roztrząsać, gdzie kończy się strach przed porodem, a zaczyna egoizm – lepiej będzie, jeśli uwierzymy w to, że każda z nas zrobiła to, co w tym momencie było najlepsze dla niej samej i dla jej dziecka.

Ja się tego nauczyłam dopiero po drugim porodzie, jednak trzymam kciuki za inne mamy, by udało im się przepracować te uczucia szybciej i łatwiej.

Pamiętajcie, cesarskie cięcie to też jest poród. Wcale nie lżejszy, wcale nie łatwiejszy – i wcale nie gorszy niż poród siłami natury.

Fotolia
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama