Decyzja o cesarskim cięciu mogła uratować zdrowie matki i dziecka, niestety nikt jej nie podjął. Mimo próśb rodzącej personel szpitala Szpitalu Uniwersyteckiego w Krakowie kazał jej rodzić siłami natury. Ta decyzja zaważyła na zdrowiu matki i dziecka. Choć sprawa działa się 5 lat temu, wciąż nikt nie odpowiedział za jej dramatyczne konsekwencje. Proces wciąż się toczy. Pierwsi biegli oceniający sprawę nie dopatrzyli się nieprawidłowości!

Reklama

To była trzecia ciąża 32-letniej mieszkanki podkrakowskiej wsi. Czy ktoś mógł podejrzewać, że kobieta urodzi 6 kilogramowe dziecko? Lekarka wykonująca USG na początku porodu nie była w stanie określić wagi dziecka, gdyż głowica USG "dziecka nie obejmowała". Mimo braku wiedzy o dokładnej wadze dziecka w dokumentacji pojawił się wpis: "płód waży 4100 gramów". Odczyt z USG okazał się być bardzo niedokładny, noworodek zamiast przewidywanej wagi 4100 hg ważył aż 6 kg!

Poród przebiegał dramatycznie. Dziecko zaklinowało się barkami w kanale rodnym. Obok rodzącej pojawiali się kolejni lekarze. W pewnym momencie na sali oprócz rodzącej znajdowało się jeszcze 10 osób. Przedłużający się poród i pojawiające się komplikacje nie skłoniły żadnego z lekarzy do podjęcia decyzji o cesarskim cięciu.

"Lekarze uciskali jej brzuch, a położna ciągnęła za dziecko" - zapisano w pozwie przeciwko szpitalowi.

Ciężka zamartwica, brak akcji serca i brak oddechu – w takim stanie urodziła się 6 kilogramowa dziewczynka. Jej serduszko zaczęło bić dopiero po 8 minutach reanimacji w trakcie, której pękła noworodkowi wątroba, nastąpiło krwawienia do otrzewnej oraz górnych dróg oddechowych.

Zobacz także

Rodząca nie tylko poniosła straty psychiczne, ale i cierpienie fizyczne, w trakcie porodu rozeszło się jej spojenie łonowe.

Rodzina żąda od szpitala 450 tys. zł zadośćuczynienia dla dziecka, 140 tys. zł dla matki i 100 tys. zł dla ojca. Domaga się również renty dla dziewczynki w wysokości 1400 zł miesięcznie.

- Matka i dziecko jakoś przeżyły ten poród - forsowany do końca siłami natury (...) dziewczynka cierpi na całkowite porażenie splotu barkowego. Jest to najcięższe uszkodzenie. Rokowania są złe. Nie odzyska pełnej sprawności ręki. Proces o zadośćuczynienie i rentę dla dziecka jest w toku, ale dotychczasowy jego przebieg pokazuje, jak wiele w sprawach o błąd medyczny zależy od opinii biegłych, i jak krańcowo odmiennie może być oceniona przez ekspertów powołanych przez sąd ta sama sytuacja i leczenie – opowiada na łamach wyborcza.pl mecenas Jolanta Budzowska, pełnomocnik rodziny.

Proces trwa tak długo, gdyż pierwsi biegli powołani w tej sprawie nie widzieli w działaniach lekarzy nieprawidłowości. Na prośbę rodziców powołano innych biegłych, którzy w czerwcu uznali, że niepodjęcie decyzji o cesarskim cięciu było błędem.

Rzecznik prasowy szpitala oświadczyła, że do czasu ogłoszenia wyroku sądowego sam szpital nie będzie komentował sprawy.

Słyszałyście o przypadkach porodów, w których zbyt długo odwlekano decyzje o cesarskim cięciu? Napiszcie w komentarzu.

Zobacz też: Nigdy nie sądziła, że będzie to najgorszy i najlepszy dzień w jej życiu

Reklama

Źródło: wyborcza.pl

Reklama
Reklama
Reklama