Reklama

Do redakcji Babyonline.pl przyszedł list czytelniczki, która prowadzi własną działalność gospodarczą i opisuje swoje doświadczenia z różnymi instytucjami państwowymi z ZUS-em.

Reklama

Zachowaliśmy oryginalny styl czytelniczki.

List czytelniczki

Ciąża nie była dla mnie zaskoczeniem – planowałam ją. Większym zaskoczeniem była dla mnie niewiedza mojej księgowej, która na rzucone hasło "ciąża i ZUS" niewiele miała do powiedzenia.

Działalność gospodarczą prowadzę od 5 lat, o etacie już dawno zapomniałam. Księgowa nie pomogła, więc od czego są przyjaciele. Dzwonię do przyjaciółki. Dostaję przyśpieszony kurs przeliczania zasiłku macierzyńskiego, podnoszenia składek zdrowotnych itp.

Niestety ta wiedza z trudem wchodzi mi do głowy (czyżby mój mózg również był w ciąży?). Przyjaciółka nie komentuje, sama niedawno rodziła, więc doskonale mnie rozumie.

Po jej szkoleniu idę do ZUS-u. Muszę się upewnić, czy to, co usłyszałam jest zgodne z wykładnią urzędniczek. Miłe panie informują mnie, że mogę dostać z ZUS-u dokument potwierdzający, że nie zalegam ze składkami, ale muszę we wniosku zaznaczyć, że to informacja dla banku. Na moje nieśmiałe sugestie, że to nie będzie zgodne z prawdą, słyszę, że inaczej nie da rady. Jednocześnie pani urzędniczka – z miłym uśmiechem – dodaje, że dla ZUS-u ten dokument nie ma znaczenia, bo – cytuję – "to że mam dokument potwierdzający niezaleganie ze składkami nie znaczy, że nie zalegam" (sic!). W formularzu znajduję dwa błędy ortograficzne.

Tu muszę wyjaśnić. Aby otrzymać zasiłek macierzyński, muszę udowodnić, że mam czyste konto w ZUS-ie (tj. nie zalegam ze składkami). Jednak, jak widać z powyższej historii, dla ZUS-u ZUS nie jest wiarygodny.

Te dziewięć miesięcy ciąży minęło bardzo szybko. Ja jednak mam kolejny problem – muszę urodzić przed 10. dniem miesiąca. Dlaczego? Bo prawo do zasiłku macierzyńskiego przysługuje po 30 dniach od zapłacenia pierwszej wysokiej składki ZUS-u, ale by nie płacić kolejnej wysokiej składki ZUS należy urodzić dziecko przed kolejnym 10. dniem następnego miesiąca. Ok. Będę próbowała trzymać się w terminie, ale moje dziecko może mieć inne plany.

Udało się. Zmieściłam się w terminie – nadal jednak nie wiem, czy to przypadek, czy pomoc zaprzyjaźnionej lekarki, która podczas porodu przebiła pęcherz płodowy. Okazuje się jednak, że zasiłek dostanę dopiero za 1,5 miesiąca. Dlaczego? Bo ZUS wypłaca pieniądze do 8. dnia miesiąca, więc kobiety, które urodziły po 10. dniu miesiąca wchodzą w kolejny miesiąc rozliczeniowy. Ok. Wytrzymam w końcu to nie rok. Tylko dlaczego – do cholery! – nikt mi o tym wcześniej nie powiedział. Dlaczego pojedyncza jednostka nie jest dla urzędników podmiotem do rozmowy!

Jeśli ktoś myśli, że to już koniec problemów, to się myli. Kolejne hasło "działalność gospodarcza a urlop wychowawczy". Miłe panie w ZUS-ie nie potrafią pomóc, ale wiedzą, gdzie szukać... w internecie. Poza tym muszę udowodnić, że jestem mamą. To jest muszę przyjść z dzieckiem... nie wystarczy komplet dokumentów. To oczywiście nie przepis, ale "takie są zasady". Dyskutować? Oczywiście mogę, ale wtedy nic już tutaj nie załatwię. To mi się po prostu nie opłaca.

Czekam trzy godziny (i tak jestem ekspresowo "załatwiana"). Dowiaduję się, że urlop wychowawczy można przerwać trzy razy (nie ma niestety na to formularza), ale pismo muszę złożyć i tak. Po co o tym piszę? Ponieważ nie widzę w Polsce żadnego systemu prorodzinnego. Matka jest wrogiem i problemem, nie warto jej informować o przysługujących jej prawach. Bardzo łatwo wpędzić się z tego tytułu w kłopoty. Trzeba otwarcie i wprost mówić o kłodach pod nogi rzucanych młodym matkom. Aż boję się pomyśleć, co by było gdybym zaplanowała ciążę jeszcze raz, bo te 17, 70 złotego ma wiele by mi się nie przydało. Lepiej być bezrobotną za 1 tysiąc złotych macierzyńskiego. Taka to jest polityka prorodzinna.

Reklama

Zobacz też: Zasiłek dla bezrobotnych

Reklama
Reklama
Reklama