„Moje dziecko na Dzień Dziecka znów dostanie byle jakie zabawki od wszystkich. Wolałabym, żeby dali mu pieniądze” [LIST DO REDAKCJI]
Dzień dobry, Mamy. Od kilku dni na myśl o Dniu Dziecka rośnie mi ciśnienie. I zastanawiam się, czy tylko ja mam ten problem, czy może wcale nie jestem sama. A być może którejś z Was udało się zgrabnie wybrnąć z podobnego kłopotu? Chodzi o prezenty, którymi moja córka zostanie lada dzień zasypana przez babcie, dziadków, ciocie i wujków…
- redakcja mamotoja.pl
Z doświadczenia wiem, że niektórzy z nich pójdą w ilość, nie w jakość. Oznacza to, że do kolekcji zabawek dojdzie stos duperelek, na które już naprawdę nie mamy miejsca. A np. chrzestny Zuzi kupi jej coś bardzo drogiego i wielkiego, co jednak wcale nie sprawi jej radości. Odkąd pamiętam, prezenty od niego wywołują zachwyt zgromadzonych dorosłych (wujek lubi robić wrażenie), ale nie dziecka…
Prezenty na Dzień Dziecka znów będą nieudane!
Jest mi z tym źle nie tylko dlatego, że te prezenty będą tylko zagracać nasze mieszkanie. Przykro mi, że bliscy znów wydadzą pieniądze na coś, co córki nie zainteresuje ani w żaden sposób nie pomoże jej rozwijać jej zainteresowań.
Zuzia ma 6 lat i… wcale nie lubi księżniczek, lalek ani kotków. A moi bliscy za każdym razem kupują jej tego typu zabawki, uważając, że teraz to już na pewno się spodobają. Krótko mówiąc, jestem pewna, że prezenty na Dzień Dziecka znów będą nieudane!
Delikatne sugestie nic nie dają
Córka miała w kwietniu urodziny – zapraszając bliskich na przyjęcie z tortem, próbowałam delikatnie sugerować, żeby nie kupowali lalek ani maskotek. To nic nie dało. Po tych urodzinach doszliśmy z mężem do wniosku, że za kwotę, za którą kupiono te wszystkie zabawki, moglibyśmy Małej sprawić naprawdę dużo radości. Prawdziwej.
Już od roku bardzo chce pojechać do parku dinozaurów. Marzą się jej też odwiedziny w ZOO, powiedziała mi też, że marzy, by zobaczyć, jak jest w papugarium i motylarium.
I latem byłoby to zrobienia, gdybyśmy mieli więcej pieniędzy. Niestety nie mieszkamy w dużym mieście, gdzie wszystko to jest na miejscu.
Dlatego zamiast prezentów wolałabym pieniądze…
Po tych urodzinach ja i mąż porozmawialiśmy z córką. O tym, że można sprzedać część zabawek, którymi się nie bawi, i planszówek, w które nie gra. I w ten sposób zyskać parę groszy na wakacje. Nic z tego. Udało nam się zachęcić ją jedynie do tego, by jednego pluszowego Kubusia Puchatka oddała na zbiórkę zabawek dla ukraińskich dzieci.
To jest tak: kiedy biorę do ręki lalkę bobasa i mówię, że nie bawi się nim, to Zuzia mówi, że ona się nie bawi, ale jak przychodzi jej przyjaciółka, to lubi bawić się nim w dom… A jak pokazuję jej słuchawkę-grzechotkę i pytam, czy wreszcie możemy się jej pozbyć – słyszę, że to jej „ukochana zabawka”… Zaczyna się płacz i nie ma mowy o przeluźnienieniu jej pokoju…
Obawiam się reakcji bliskich, którzy wcale nie myślą o Zuzi
Kiedy już wydaje mi się, że postanowiłam i powiem wszystkim, by zamiast kupować prezenty, dali Zuzi po 50 zł – zaczynam mieć wątpliwości. Że przyjmą to źle, że nie zrozumieją. Zwłaszcza że nigdy nikt nie pyta Zuzi, co sprawiłoby jej radość.
Mam wrażenie, że kiedy ja się przejmuję tym, by ich nie urazić, oni właśnie kupują jakieś głupoty, nie zastanawiając się, czy prezent będzie trafiony, czy nie.
Raz usłyszałam wprost, że „dzieci najbardziej lubią byle co”. A kilka razy, że „sprzedawczyni mówiła, że dziewczynki teraz to uwielbiają”. Tylko że tego „byle czego” Zuzia ma już pełny pokój.
Dodam, że w mojej rodzinie nie ma zbyt wielu dzieci. Bratowa niedawno urodziła syna (i żeby nie było – Tomek na Dzień Dziecka dostanie to, o co prosiła jego mama). Szwagierka ma już całkiem spore córki (16 i 17 lat). Dziewczyny już w zeszłym roku obie zażyczyły sobie od nas na Dzień Dziecka po 100 złotych, w tym – po 150 złotych.
Czy (a jeśli tak to jak???) powiedzieć babciom, ciociom i wujkom, że wolałabym, by dali pieniądze, bo wiem, co kupić mojemu dziecku?
Klaudia
Piszemy też o:
- Niemowlę zatrzaśnięte w samochodzie. Na szczęście pomogli policjanci
- Magda Stępień przeszła piekło. To przez wizytę Jakuba Rzeźniczaka?
- Antek Królikowski chciał zobaczyć synka, ale nikt nie otworzył mu drzwi