Niech już te wakacje się skończą. W Polsce robimy latem z dzieci alkoholików
Latem polskie ogródki piwne i działki tętnią życiem. Spotkania rodzinne, grille ze znajomymi, wakacje nad jeziorem – to obrazki, które kojarzą się z beztroską. Na wielu z nich jest jeszcze jeden wspólny szczegół: puszka lub butelka z alkoholowym napojem. W najlepszym razie dzieci tylko patrzą. W najgorszym – konsumują.

Wszyscy to widzieliśmy: lato, „wyluzowani” rodzice i nastolatki sączące piwko lub piwko zero. Rodzice, którzy na to pozwalają, usprawiedliwiają się podobnie: „wolę, żeby spróbował przy mnie, niż miałby się chować i kombinować”. Problem w tym, że takie myślenie nie tylko bagatelizuje konsekwencje, ale wręcz może prowadzić do trwałego oswajania dziecka z alkoholem.
Wakacyjna pobłażliwość
– Mój syn ma 15 lat i jak napije się ze mną piwka przy grillu, to nie uważam, że to tragedia. Wolę dać mu spróbować, niż żeby później na imprezie z kolegami wypił od razu kilka i zrobił sobie krzywdę – mówi pan Marek z Łodzi. Takie podejście nie jest odosobnione. Wielu dorosłych wspomina własną młodość i to, że sami próbowali alkoholu „u dziadków na wsi”, „na weselu kuzyna” czy „w wakacje na działce”.
Jeśli rodzic nie chce podawać piwa z procentami, po to zero sięga już z chęcią.
– Jak córka ma 14 lat i dostanie piwo zero do kiełbaski, to nic jej się nie stanie. To przecież jak oranżada, tylko w innej butelce. Niech się oswaja, niech smakuje, bo i tak nie uniknie spotkania z alkoholem – słyszymy od pani Anny, mamy dwóch nastolatek.
Dlaczego to nie jest niewinne?
Specjaliści biją na alarm: takie praktyki mają długofalowe, destrukcyjne skutki. Po pierwsze, dziecko otrzymuje wyraźny sygnał, że alkohol – nawet ten symboliczny – jest akceptowany, a wręcz wpisany w rodzinne rytuały. To normalizuje picie i odbiera powagę ostrzeżeniom o jego szkodliwości.
Psychologowie zwracają uwagę, że piwo bezalkoholowe to również część rynku alkoholowego – ma podobne logo, etykiety i smaki. Dla młodego człowieka staje się pierwszym krokiem w stronę picia „prawdziwego” piwa. Nastolatki, które zaczynają od takich napojów, mogą w przyszłości sięgać po mocniejsze alkohole.
Rodzice, którzy dają dzieciom alkohol, często powtarzają, że w ten sposób uczą odpowiedzialności. Jednak to złudzenie. Psychologowie wskazują, że młody człowiek nie ma jeszcze rozwiniętej umiejętności przewidywania konsekwencji. Nastolatek może odnieść wrażenie, że skoro mama czy tata pozwala na piwo, to picie w ogóle nie jest groźne.
Problem pogłębia fakt, że wakacje są okresem, gdy dzieci spędzają więcej czasu poza domem, w grupach rówieśniczych. To, co zostało znormalizowane w domu, łatwiej przenosi się na spotkania z kolegami.
Druga strona barykady
Nie brakuje też rodziców, którzy na takie praktyki reagują oburzeniem.
– Jestem w szoku, jak widzę znajomych, którzy podają swoim dzieciom piwo. Mój syn ma 13 lat i dla mnie to absolutnie nie do pomyślenia. Uważam, że to uczenie dziecka odruchów dorosłego pijącego. Jak ma potem uwierzyć, że alkohol jest niebezpieczny, skoro mama mu sama kupuje butelkę? – komentuje pani Katarzyna z Warszawy.
Podobnie wypowiada się pan Michał, ojciec dwóch chłopców: – Dzieci widzą więcej, niż nam się wydaje. Jeśli dostają sygnał, że piwo to normalna część obiadu czy grilla, to chłoną to jak gąbka. Potem nie ma się co dziwić, że na wakacyjnych wyjazdach do obozów młodzieżowych dochodzi do incydentów z alkoholem. To my, dorośli, w dużej mierze im to umożliwiamy.
Co możemy zrobić?
Uczyć odpowiedzialności. Przepisy w Polsce są jednoznaczne: alkohol jest dla osób pełnoletnich. Rodzice powinni mówić wprost: „nie, to nie jest napój dla dzieci”. Dziecko, które nie ma kontaktu z piwem – nawet bezalkoholowym – nie jest wcale mniej „dojrzałe” czy „gorsze od rówieśników”.
Przeciwnie, dostaje jasny komunikat, że alkohol to coś, do czego dorasta się dopiero w dorosłości, a nie „smak dzieciństwa na działce”.
Lekkie podejście do picia przez nastolatków może wydawać się niewinnym kompromisem. W rzeczywistości jednak to dorosły, świadomie czy nie, wprowadza dziecko w świat, z którego później trudno się wydostać. Jeśli nie chcemy, by nasze dzieci w dorosłość weszły z butelką w ręku, musimy zacząć od własnej konsekwencji.
Bo w Polsce naprawdę łatwo zrobić z dziecka alkoholika – wystarczy podać mu piwo na wakacyjnym grillu i wmówić sobie, że „to tylko dla spróbowania”.
Zobacz także: