Reklama

Rodzice 3-latki z Gdańska są rozczarowani tym, jak ich córka była traktowana w żłobku przez ostatnie miesiące. Gdy zapisywali dziecko do placówki, wydawało się, że wszystkie ustalenia odpowiadają obu stronom i dziewczynka będzie pod dobrą opieką. Okazało się jednak, że zapewnienia dyrekcji żłobka były bezzasadne. 3-letnia Julia (imię zmienione w celu ochrony danych dziewczynki) cierpi na celiakię, ma orzeczenie o niepełnosprawności i wymaga wyjątkowej opieki przede wszystkim w zakresie diety. Żłobek nie podołał jednak temu zadaniu.

Reklama

Chorzy na celiakię mają absolutny zakaz spożywania glutenu

Kiedy rodzice zapisywali chorą Julkę do żłobka Bursztynek na gdańskim Chełmie, o wszystkim poinformowali dyrekcję. Mama dziewczynki przygotowała specjalną listę produktów, które córka może jeść i też tych zawierających gluten (nawet ukryty), które są jej zabronione. Wręczyła ją dyrekcji żłobka i zapewniła, że jeśli będą mieli problem z kupowaniem wskazanych produktów, sama będzie je dostarczała do placówki. Usłyszała, że nie ma takiej potrzeby. Wydawało się, że dziewczynka trafiła w odpowiednie miejsce, gdzie pracownicy są świadomi jej choroby i będą przestrzegać diety, zgodnie z prośbą rodziców.

Nierówne traktowanie dziecka w końcu wyszło na jaw

Rodzice niepokoili się, gdy córka nieraz wracała ze żłobka z płaczem. Raz, gdy dzieci zajadały się drożdżówkami, a ona nie dostała, raz gdy na był festyn i nie przygotowano nic bez glutenu, przez co była głodna. Standarem było też podawanie jej do posiłków wody, gdy inne dzieci dostawały kakao (owszem, zawiera ono gluten, ale istnieją również specjalne odpowiedniki bez glutenu). Poza tym zabezpieczeniem przed tym, żeby nie zjadała niczego z talerzy innych dzieci, było sadzanie jej przy osobnym stoliku. Czy o to właśnie chodziło jej rodzicom? Absolutnie nie! Nie chcieli, by choroba córki była jej podwójnym piętnem – nie dość, że nie mogła jeść jak wszyscy, to jeszcze to, co dostawała w zamian i jak ją traktowano, było po prostu upokarzające.

Interwencje rodziców niczego nie zmieniły

Po każdym takim zdarzeniu mama Julii interweniowała u dyrekcji żłobka, jednak bez skutku. Raz nawet usłyszała, że z „takim dzieckiem” mama powinna siedzieć w domu, a nie oddawać je do żłobka i że już nigdy nie zgodzą się na opiekę nad dzieckiem z podobną dolegliwością. Sugerowali też, że powinna zabrać córkę.

Albo nic, albo gluten

Wyniki badań Julki odkąd zaczęła chodzić do żłobka wskazywały dwukrotnie, że w jej organizmie znajdował się gluten. Okazuje się, że gdy np. miała urodziny, inne dzieci przynosiły jej słodycze, które go zawierały, a opiekunki w przedszkolu nic z tym nie robiły. Nikt nie powiadomił też rodziców innych dzieci, że Julia nie może jeść glutenu. A w przypadku celiakii rygorystyczne trzymanie się diety przez całe życie ma kluczowe znaczenie.

Kierowniczka żłobka, do którego chodziła Julka, nie przyznaje się jednak do tego, by podawano dziewczynce gluten. Usprawiedliwia się tłumaczeniem: „W warunkach opieki grupowej nie ma 100 proc. gwarancji braku kontaktu z glutenem w sytuacjach poza żywieniowych, chociażby ze względu na fakt, że np. dzieci w drodze do i wychodząc ze żłobka mogą spożywać produkty go zawierające i mogą mieć śladowe ilości na rączkach bądź ubrankach”.

Co myślicie o takim podejściu pracowników i dyrekcji żłobka do niepełnosprawnego dziecka? Zdarzyły się wam podobne przypadki dyskryminacji waszych dzieci z przyczyn zdrowotnych albo jakichkolwiek innych? Piszcie w komentarzach!

Źródło: wyborcza.pl

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama