Ośmiolatka zmarła po zjedzeniu czekoladek. Jej rodzice walczą o bardziej precyzyjne znakowanie żywności
"Zjadłam, trzy czekoladki... Tato, ja umieram" – tak brzmiały ostatnie słowa 8-letniej Martynki, która zmarła na skutek wstrząsu anafilaktycznego po zjedzeniu czekoladek zawierających orzeszki ziemne. Rodzice zmarłej dziewczynki walczą o to, by żywność w Polsce była oznaczana w taki sposób, by żaden alergik nie miał wątpliwości co może, a czego nie może zjeść.
"Chcemy dostępu do żywności bez alergenów i bez szkodliwych dodatków. Chcemy żywności rzetelnie oznakowanej, aby każdy mógł wybierać to, co dla niego bezpieczne. Chcemy aby producenci badali swoje wyroby, aby wiedzieli, co sprzedają i uczciwie opisywali skład swojego produktu. Chcemy aby prawo chroniło obywatela, a nie służyło korporacjom."
Te cztery mocne zdania zamieścili na założonej przez siebie stronie bezpiecznazywnosc.net Małgorzata i Artur Młyńscy. Ich córka, 8-letnia Martynka, zmarła po zjedzeniu czekoladek zawierających orzeszki ziemne (arachidowe), na które była uczulona.
Zdaniem rodziców nie doszłoby do tragedii, gdyby bombonierka była oznakowana precyzyjnie. Napisano na niej, że "może zawierać orzeszki" (w domyśle: może, ale nie musi, a jeśli nawet zwiera, to śladowe, niegroźne ilości), a nie, że je zawiera. Młyńscy są przekonani, że gdyby informacja była jednoznaczna, ich świadome, ostrożne i potrafiące czytać dziecko nie sięgnęłoby po czekoladkę.
Obejrzyj zrealizowany przez Joannę Frydrych film o Martynce
Historia Martynki
To, że Martynka jest uczulona na białka mleka krowiego, jajka i orzechy ziemne, wyszło na jaw, gdy miała 2 lata.
Rodzice wykluczyli z diety dziewczynki wszystko, co mogłoby jej zaszkodzić. O przedszkolu nie mogło być mowy, więc zorganizowali swoje życie tak, by na zmianę opiekować się córeczką. Ze względu na nadreaktywność oskrzeli Martynki, zdiagnozowaną po długotrwałej infekcji, przeprowadzili się na wieś, by mogła oddychać świeżym powietrzem.
Gdy Martynka miała 5 lat, okazało się, że alergia na mleko i jaja minęła. Teraz musiała wystrzegać się tylko orzeszków ziemnych.
Rodzice nadal dokładnie sprawdzali skład każdego produktu, który wkładali w sklepie do koszyka. Robili to także ze względu na młodszą siostrzyczkę Martynki, Marlenkę. Ona także ma alergię.
Martynka dzięki ścisłej diecie rozwijała się prawidłowo. Poszła do szkoły. Świetnie się uczyła. Była też nad wiek dojrzała.
" Martynka była bardzo świadoma swojej alergii. Wiedziała co może, a czego nie. Zawsze pytała "Czy mogę to zjeść? Czy w tym są orzechy ziemne? Częstowana czymś nieznanym odmawiała bądź przychodziła z pytaniem do nas" – pisze jej mama w dotyczącym oznaczeń na żywności liście do pani premier Ewy Kopacz
W lecie ubiegłego roku rodzice Martynki zamykali na czas wakacji punkt przedszkolny, który prowadzili w swoim domu. W podziękowaniu przyniesiono im czekoladki. Trzy z nich bez wiedzy dorosłych zjadła Martynka. Niespełna pół godziny później doznała wstrząsu anafilaktycznego. Mimo że tato natychmiast podał jej adrenalinę i od samego początku była fachowo reanimowane, najpierw przez sąsiada-ratownika medycznego, a później przez zespół medyczny karetki, niespełna trzy godziny później Martynka zmarła.
Przeczytaj także: Wstrząs anafilaktyczny - mamo alergika, przygotuj się
[CMS_PAGE_BREAK]
Źle oznakowana żywność może zabić – mówią rodzice Martynki
Na czekoladkach, które zabiły Martynkę było napisane "Zawiera orzechy. Może zawierać orzechy arachidowe". Zdaniem rodziców Martynki, informacja na opakowaniu wprowadziła dziecko w błąd, bo nie było uczulone na inne orzechy, np. laskowe czy włoskie.
"Martynka nigdy nie zjadłaby niczego, na czym napisane byłoby "ZAWIERA orzechy arachidowe". Dziś wiemy, że komunikat "MOŻE ZAWIERAĆ" oznacza, że producent nie wie, co sprzedaje lub świadomie oszukuje ludzi i że zamieszczanie tego mylnego hasła daje mu na to prawne przyzwolenie. Prawne przyzwolenie na stosowanie w składzie produktów dowolnych ilości alergenów i zafałszowywanie tego faktu marketingowymi hasłami" – czytamy w liście do premier Kopacz.
Zdaniem rodziców Martynki, niejasne opisy w rodzaju "może zawierać", "w zakładzie pakowane są...", "na linii produkcyjnej używa się" zrzucają odpowiedzialność i ryzyko na konsumenta, również na dzieci. Są przekonani, że gdyby zamiast nich był jasny komunikat "ZAWIERA" lub "NIE ZAWIERA" albo znak graficzny przestrzegający dzieci przed najpowszechniejszymi alergenami, ich córeczka by żyła.
Rodzice zgłosili czekoladki w prokuraturze jako dowód, jednak umorzono sprawę bez zbadania ich składu (po zażaleniu Młyńskich sprawa znów jest w toku). Na własną rękę przebadali więc takie same słodycze w renomowanym, międzynarodowym laboratorium.
– Dostępny i akredytowany w Polsce test wykrywał zawartość alergenu w wysokości do 1000 mg/kg. Ta wartość została przekroczona, być może wielokrotnie. Czy można taką ilość uznać za śladową? Nie wiem, bo prawo nie precyzuje jaka ilość alergenu może być uznana za śladową. Regulacje prawne dotyczą alergenów tylko wówczas, gdy są one składnikami produktu. Jeśli dostaną się do niego jako zanieczyszczenie, prawo ich nie dotyczy. Instytucje publiczne zakładają, że producenci dokładają wszelkich starań, by zanieczyszczeń przy produkcji uniknąć. Jak się okazało, nie zawsze to robią - nie muszą. Wręcz przeciwnie: luka prawna pozwala zafałszować skład produktu poprzez niewykazanie składnika alergennego. Wystarczy napisać "Może zawierać", by uwolnić się od odpowiedzialności za zawartość substancji alergennej gdyż wówczas ta zawartość jest traktowana jako zanieczyszczenie składnikiem alergennym i wtedy prawo dotyczące składników żywności już nie obowiązuje. Rzeczywistość jest taka, że producenci dokładają wszelkich starań, by ograniczyć koszty i maksymalizować zyski, nawet kosztem zdrowia i życia dzieci - uważa Małgorzata Młyńska.
Prawidłowe oznakowanie żywności ułatwiłoby wszystkim życie
Precyzyjna informacja dotycząca składu produktów jest ważna dla wszystkich alergików oraz ich rodziców. Producenci tak często używają ostrzeżenia "może zawierać", że trudno cokolwiek kupić.
– Z informacji na opakowaniach wynika, że nawet sól może być zanieczyszczona orzeszkami. Pieprz i papryka mogą zawierać mleko. Większość mrożonych warzyw także. I tak ze wszystkim. Nie mówię o wysokoprzetworzonej żywności czy gotowych daniach, ale o podstawowych, jednoskładnikowych produktach np. mrożonej marchewce albo fasolce – mówi Małgorzata Młyńska.
Zdaniem państwa Młyńskich, producenci zamieszczają takie ostrzeżenia, bo dzięki nim są chronieni. Nie muszą np dokładnie myć linii produkcyjnej na której wcześniej produkowali coś, co zawiera alergen. Jeśli zanieczyszczenie przedostanie się do innego produktu to cóż: przecież ostrzegali.
"Prawo, które pozwala zanieczyszczać żywność alergenami w imię ograniczania kosztów produkcji, w celu maksymalizacji i tak ogromnych przychodów korporacji, a wskutek tego zabijać ludzi, to złe prawo." – pisze Małgorzata Młyńska do pani premier. Dlatego uważa, że trzeba je zmienić i wraz z mężem próbuje to zrobić.
Przeczytaj także: Kiedy wezwać pogotowie do dziecka
Nowe rozporządzenie w sprawie oznaczania żywności nie wystarczy – mówią rodzice Martynki.
W grudniu zeszłego roku zaczęło obowiązywać nowe rozporządzenie Parlamentu Europejskiego w sprawie przekazywania konsumentom informacji na temat żywności.
Jedną ze zmian jest wymóg wyróżniania na opakowaniu (np. za pomocą czcionki, stylu, koloru itd) nazw wszelkich substancji lub produktów mogących wywołać alergię lub nietolerancję.
Młyńscy uważają, że to nie wystarczy.
– Wciąż pozostaje luka prawna, dotycząca alergenów, które trafiają do żywności nie jako jej składnik, ale w sposób przypadkowy, jako zanieczyszczenie – mówi mama Martynki. – Nadal żaden przepis nie mówi, przy jakiej ilości producent powinien napisać, że jego produkt "może zawierać" alergen, a przy jakiej powinien napisać jasno, że produkt ten alergen "zawiera". Życie pokazało, że dokładne oznaczenie jest niezbędne, a niejasny komunikat "Może zawierać" jest niewystarczający. Istnieją producenci, którzy pieczołowicie dbają o czystość swoich linii produkcyjnych (potwierdzają to posiadane przez nich certyfikaty) o wytwarzają rzekomo bezpieczne produkty. Są też tacy, którzy nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, są niedbali albo po prostu tną koszty i oszczędzają na kosztach związanych z higieną linii produkcyjnych. Jedni i drudzy umieszczają na produktach te same, chroniące ich hasła. Na jakiej podstawie mamy wybierać? – pyta Małgorzata Młyńska
Kampania "Bezpieczna żywność"
Celem rozpoczętej przez państwa Młyńskich kampanii "Bezpieczna Żywność" jest uświadomienie jak największej ilości ludzi, że żywność, którą kupują, bywa zanieczyszczona alergenami i nie tylko i że kontakt z takimi produktami może mieć tragiczne skutki.
– Mamy nadzieję, że wzrost świadomości wśród klientów i rezygnowanie przez nich z zanieczyszczonej żywności wpłynie na producentów, którzy zaczną się z nimi liczyć: będą badać swoje produkty i uczciwie opisywać ich skład. Nic nie działa na nich tak skutecznie jak malejące słupki zysków – mówi Małgorzata Młyńska. Ostatecznym celem kampanii jest zmiana prawa na takie, dzięki któremu wszyscy, także alergicy, będą mogli dokonywać bezpiecznych zakupów.
Państwo Młyńscy poszukują osób i firm - partnerów kampanii, którzy swoją wiedzą i umiejętnościami chcieliby się włączyć w ich działania. Na www.bezpiecznazywnosc.net. gdzie na razie jest wizytówka kampanii, powstaje serwis informacyjno-edukacyjny. Młyńscy prowadzą też stronę na Facebooku "Poszukiwacze Bezpiecznej Żywności", a w przyszłości chcą stworzyć bazę bezpiecznych produktów.
Przeczytaj także: Czy alergia pokarmowa może wywołać wstrząs anafilaktyczny?