Nie znaczy to, że fundujemy naszej Małej codzienny survival i narażamy na głód, chłód i brud. Po prostu nikt nie robi tragedii z tego, że Tosia nie ma ochoty jeść kolacji (bo skończyło się kakao) lub ma ochotę wyjść bez kurtki przed dom przekonać się, że jest naprawdę zimno… Jej humory nie robią na nas większego wrażenia. Ma kary. Ponosi też konsekwencje swoich decyzji (nie zjadła kolacji – jest głodna). Niestety, mam wrażenie, że w przedszkolu wychowawczynie uważają córkę za dziecko specjalnej troski.

Reklama

Gwiazdka Tosia

Nawet wiem dlaczego. Córka pięknie śpiewa. Może odziedziczyła talent po tacie, może to zasługa tego, że niemal od pierwszych jej dni życia raz w tygodniu chodziłyśmy na „Gordonki”, w każdym razie śpiewa bardzo czysto i ma świetną pamięć do dźwięków.

Efekt? Zawsze dostaje główną rolę w przedstawieniach, bierze udział w konkursach, no istna frontmenka. Oglądając wszystkie te występy, zastanawiam się, dlaczego nie zmotywują innych dzieci do nauczenia się piosenek czy ról. Tylko Tosia i Tosia. Najwspanialsza, najzdolniejsza, cudowna. Pozostali dostają jakieś krótkie kwestie, a na pierwszym planie – królewna Tosia.

Czy muszę pisać, że coraz bardziej przewraca się jej od tego w głowie?

Piżama w jednorożce (czyli jak wyszłam na idiotkę)

Od 4. roku życia Tosia ubiera się sama. Pewnego dnia uznała, że chce iść do przedszkola w piżamie w jednorożce. Zapytałam, czy to przemyślana decyzja, a kiedy potwierdziła – powiedziałam: „OK”. Uznałam, że sama musi przekonać się, że chodzenie w piżamie do przedszkola jest dziwne, że dzieci mogą się śmiać, etc.

Zobacz także

Kiedy ją odbierałam – była przebrana w „normalne” ubranie (dzieci mają zapasowe ubranka na wypadek, gdyby się zabrudziły). Wychowawczyni uświadomiła mnie, że przebrała Tosię, bo chyba rano za bardzo się spieszyliśmy.

W domu Tosia wyjaśniła mi, że wszyscy się z niej śmiali, ale na szczęście ciocia zaraz ją przebrała. I może jutro też pójdzie w piżamie, a potem się przebierze… Następnego ranka kazałam się jej ubrać normalnie. Inaczej znów wyszłabym na idiotkę, a Tosia zostałaby przebrana i znów nie wyciągnęłaby żadnych wniosków.

„Różowe ciasteczko”

Tosia swego czasu bardzo lubiła Kucyki Pony. Jej ulubioną bohaterką było oczywiście Pinkie Pie (Różowe Ciastko). Łączyło je sporo: moja córka też uwielbia róż, słodkości i śpiew. Pewnego dnia poprosiła nas, byśmy nie mówili na nią Tosia, tylko… Pinkie Pie. Popukałam się w czoło. A już na drugi dzień po południu, kiedy odbierałam Małą z przedszkola, usłyszałam: „Już wołam Pinkie Pie”. Trochę się zdziwiłam, ale przemilczałam to. Potem miało się okazać, że ciocie wszystkie prace Tosi podpisują już nie „Tosia R.” a „Pinkie Pie”.

Zimny chów: samo zło?

Na zebraniach słyszę o niej same dobre rzeczy, arkusze wypełniane są w samych superlatywach. Że taka samodzielna, mądra, pogodna, zaradna, zdolna, lubiana, szybko się uczy… Że empatyczna, zawsze chętna do pomocy, dodania otuchy innym dzieciom.

Wiem. Widocznie to chuchanie i myślenie za dziecko, chronienie przed każdym pyłkiem na drodze – to niejedyny sposób na wychowanie fajnego dzieciaka. Kochamy córkę, uwielbiamy się z nią przytulać, wspólnie wyjeżdżać, słuchać audiobooków całą rodziną. Chcę, by wyrosła na osobę, która nie będzie się wywyższać ponad innych. Która będzie umiała ponosić skutki swoich decyzji. I która nie będzie użalać się nad sobą, gdy „podły” świat nie będzie spełniał jej życzeń. Niestety przedszkolanki najwyraźniej uważają, że trzeba inaczej. Chyba najwyższy czas na poważną rozmowę…

Agnieszka

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama