Sara Boruc niewpuszczona do restauracji - poszło o dziecko
- Pierwszy raz z czymś takim się spotykam, a byłam w różnych knajpach na całym świecie - żali się na Instagramie żona piłkarza. No cóż, w Polsce tak jest.
Celebrytka wybrała się do restauracji na poznańskiej Starówce serwującej kuchnię śródziemnomorską. I kiedy już wyjeżdżała wózkiem z 4-miesięcznym synkiem Noah do środka lokalu, na drodze stanął jej pracownik. - Przepraszam, czy przeczytały panie karteczkę, która jest na drzwiach przyklejona? - zapytał „nieświadomą” mamę.
„Słabe na maksa"
Okazało się, że Sara Boruc wraz z synkiem i swoją siostrą chciały wejść do restauracji, w której obowiązuje zakaz wprowadzania małych dzieci. O całym zdarzeniu opowiedziała na swoim InstaStories.
- Słuchajcie, jakie jaja! Poszliśmy po prostu do knajpy na Pavero [pisownia oryginalna - przyp. red.] w Poznaniu i pan podchodzi do nas - wnosimy wózek, siostra pomogła mi wnieść wózek - i pan podchodzi do nas i mówi: przepraszam, czy przeczytały panie karteczkę, która jest na drzwiach przyklejona? - zrelacjonowała Boruc.
W restauracji ma być cicho
Na drzwiach lokalu zawieszona jest informacja o zakazie wprowadzania dzieci do lat sześciu. - Bardzo muszą się cenić i bardzo dobrze musi im biznes iść, skoro sobie na coś takiego pozwalają. Słabe na maksa - oceniła żona Artura Boruca.
Pech chciał, że żona piłkarza wybrała się do knajpki Papavero [pisownia oryginalna - przyp. red.], o której głośno zrobiło się w sierpniu, kiedy wprowadziła zakaz wstępu dla dzieci do lat sześciu. Miały one swoim zachowaniem przeszkadzać klientom w rozmowach biznesowych i sami goście restauracji mieli zgłaszać chęć zjedzenia posiłku w ciszy. Aby wyjaśnić swoją decyzję, właściciel zmieścił zdjęcia, jak wygląda lokal po wizycie małych dzieci - mocno pobrudzone jedzeniem krzesła, a także podłogę i stół.
Pomysł, aby zabraniać dzieciom do pewnego wieku wchodzić z rodzicami do restauracji jest mocno kontrowersyjny - wywołuje bardzo dużo komentarzy i ma swoich zwolenników (także wśród rodziców), jak i przeciwników. Są argumenty zarówno „za", jak i „przeciw".
Mnie się nie podoba przede wszystkim dlatego, że nie lubię dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. W historii świata niejedna tragedia właśnie od tego się zaczynała. Też mam dzieci i wiem, jak mogą czasami być irytujące. Dlatego uważam, że lepiej zwracać uwagę rodzicom zbyt głośnych dzieci w restauracji niż wszystkim zakazywać do nich wstępu.
Napiszcie w komentarzach swoje zdanie. Jesteście za zakazem, czy przeciw? A może jest wśród was także mama, którą wyproszono z dzieckiem z miejsca publicznego?
Źródło: fakt.pl
Zobacz też:
- Zakaz wstępu dla … dzieci do restauracji – czytelna informacja czy idiotyczny zakaz?
- Z dzieckiem w restauracji - jak zaplanować wizytę