Sąsiedzi kłócą się o sylwestra w bloku. „Idź z dzieckiem do kościoła, tam będzie cicho”
Sylwester w bloku potrafi rozpalić emocje bardziej niż fajerwerki. Jedni chcą świętować do rana, inni marzą tylko o ciszy i spokojnym śnie dziecka. Kiedy te dwa światy się zderzają, padają słowa, które długo nie dają o sobie zapomnieć.

„Przecież to tylko jedna noc w roku”
Mieszkam w zwykłym bloku, takim jak tysiące innych. Są tu rodziny z małymi dziećmi, single, starsi ludzie i ci, którzy na sylwestra czekają cały rok. Kilka dni przed końcem grudnia na klatce schodowej pojawiła się kartka – ktoś zapowiadał imprezę do rana i z góry przepraszał za hałas. Ktoś inny dopisał długopisem, że w bloku mieszkają niemowlęta i wypadałoby mieć trochę empatii.
Zaczęło się niewinnie, ale szybko przeniosło się na osiedlową grupę na Facebooku. „To tylko jedna noc w roku”, „dzieci można położyć później”, „my też mamy prawo do zabawy” – argumenty sypały się jeden po drugim. A potem padło zdanie, które przelało czarę goryczy: „Jak wam przeszkadza, to idźcie z dzieckiem do kościoła, tam będzie cicho”.
Gdzie kończy się zabawa, a zaczyna brak empatii
To zdanie utkwiło mi w głowie. Bo nie chodzi już o muzykę, petardy czy nawet prawo do świętowania. Chodzi o sposób myślenia – jeśli masz dziecko, to problem jest twój. Dostosuj się, zniknij, wyjdź z przestrzeni wspólnej. Jakby rodziny z dziećmi były w bloku tylko na chwilę, na jakichś specjalnych zasadach.
Rozumiem potrzebę zabawy. Naprawdę. Ale równie dobrze rozumiem rodziców, którzy wiedzą, że rozregulowany sen dziecka to nie jest „jedna noc”, tylko kilka trudnych dni później. I że nie każdy ma możliwość wyjechania, wynajęcia domku czy „pójścia gdzie indziej”.
Blok to wspólna przestrzeń – dla wszystkich
Najbardziej smutne w tej historii jest to, że coraz rzadziej próbujemy się dogadać. Zamiast kompromisu pojawia się złośliwość. Zamiast rozmowy – docinki. A przecież blok to nie klub, ale też nie klasztor. To wspólna przestrzeń, w której każdy ma swoje potrzeby – i każdy powinien liczyć się z potrzebami innych.
Może rozwiązaniem nie jest cisza absolutna ani impreza do białego rana na full, tylko zwykła rozmowa. Ściszenie muzyki po określonej godzinie. Rezygnacja z petard pod oknami. Albo po prostu odrobina zrozumienia, że nie każdy przeżywa sylwestra tak samo.
Bo kiedy w sylwestrową noc ktoś mówi rodzicowi „idź z dzieckiem do kościoła”, problemem nie jest hałas. Problemem jest to, jak łatwo zapominamy, że po drugiej stronie są ludzie – tacy sami jak my, tylko z innymi obowiązkami i inną codziennością.