Reklama

„Byłeś niegrzeczny? To uważaj w nocy”

Piszę jako zaniepokojona mama pięciolatka, który uczęszcza do zerówki w naszym przedszkolu. W zeszłym tygodniu odbyły się tam zajęcia prowadzone przez katechetkę, która – jak zrozumiałam – chciała porozmawiać z dziećmi o dobrych uczynkach przed świętami. Zamiast jednak skupić się na życzliwości, pomocy innym i świątecznej radości, poszła w stronę, która nie powinna mieć miejsca przy tak małych dzieciach.

Katechetka wyjaśniła przedszkolakom, że te grzeczne na pewno dostaną „piękne prezenty od Mikołaja”. Natomiast te, które były głośne, płakały, nie słuchały rodziców albo „robiły komuś przykrość”, mogą spodziewać się rózgi. A później dodała coś, co kompletnie mnie przeraziło. Powiedziała, że „czasem do niegrzecznych dzieci w nocy przychodzi czarny duszek, żeby dać im nauczkę”.

Mój syn wrócił do domu blady, milczący i wyraźnie poruszony. Dopiero wieczorem, kiedy próbował zasnąć, rozpłakał się i opowiedział, co usłyszał. Od tamtej pory codziennie pyta, czy „ten duszek naprawdę istnieje” i czy może „przyjść przez okno”. Nie muszę chyba tłumaczyć, co czuje rodzic, gdy jego dziecko boi się nocy.

Święta to nie czas na straszenie

Rozumiem, że nauczyciele i katecheci chcą przekazać dzieciom, jak ważne jest dobre zachowanie, ale straszenie przedszkolaków nadprzyrodzonymi istotami to coś, co przekracza wszelkie granice. Dzieci w tym wieku często nie odróżniają jeszcze fikcji od rzeczywistości. Ich wyobraźnia działa mocniej niż u starszych dzieci, a groźby o nocnych wizytach „duszków” zamieniają się w bardzo realny strach.

Zamiast tworzyć w klasie atmosferę radości, oczekiwania i ciepła, moje dziecko – i jak wiem, nie tylko ono – przeżywa teraz stres, którego nie powinno doświadczać. Święta Bożego Narodzenia mają kojarzyć się z bezpieczeństwem, bliskością i spokojem, a nie z karami, rózgami i nocnymi stworami, które mają „dać nauczkę”.

Gdzie są granice wychowania religijnego?

Nie jestem przeciwna zajęciom religijnym. Chodzimy do kościoła, pielęgnujemy tradycje i zależy mi na tym, by mój syn uczył się wartości. Ale wartości nie buduje się przez wywoływanie lęku. Jest różnica między rozmową o konsekwencjach a straszeniem dziecka postaciami, które mogą odwiedzić je w nocy.

Zgłosiłam sprawę w przedszkolu, ale usłyszałam tylko, że „katechetka chciała dobrze”. Nie zgadzam się na to. Jako rodzice mamy prawo oczekiwać, że nasze dzieci będą traktowane z delikatnością i zrozumieniem. To, co się wydarzyło, sprawiło, że mój syn boi się własnego pokoju, a świąteczny czas zamiast radosny stał się pełen niepokoju.

Piszę ten list z nadzieją, że nagłośnienie sprawy sprawi, iż więcej dorosłych zrozumie, jak wielką odpowiedzialność mają, gdy mówią coś do tak małych dzieci. Chcę, by święta były dla mojego syna znów czasem ciepła, a nie lęku przed „czarnym duszkiem”, którego ktoś nieodpowiedzialnie wpuścił do jego głowy.

Zobacz także: Kościół i roraty ważniejsze od nauki i pieniędzy. „Syn teraz boi się iść do szkoły”

Reklama
Reklama
Reklama