Uczniów czeka laba, rodzice załamani. Matka: „W styczniu nikt o nas nie myśli”
Koleżanka wpadła do mnie na kawę i od progu powiedziała, że ma już dość szkolnych „lab”. W tym roku przerwa świąteczno-noworoczna jest wyjątkowo długa i choć dzieci się cieszą, dla niej oznacza to stres, nerwy i łamigłówkę, z której nikt jej nie pomoże wybrnąć. „W styczniu nikt o nas nie myśli” – powtarzała, kręcąc głową.

Rozmowa zaczęła się niewinnie, ale szybko przerodziła się w emocjonalny monolog. Koleżanka, mama samotnie wychowująca dziewięciolatka, usiadła na kanapie i westchnęła tak ciężko, że aż się przestraszyłam.
– Wiesz, ile to dni? Osiemnaście! – powiedziała, jakby właśnie ogłosiła werdykt sądu. – A szkoła tylko wysyła komunikaty, że „przerwa świąteczna to czas rodzinny”. Super, tylko że ja w tych dniach pracuję.
Zazdrości, nie złośliwie, ale tak po ludzku. Zazdrości tym, którzy mają dziadków za rogiem, cioć na zawołanie albo możliwość wzięcia urlopu.
– Ty masz babcię. A ja mam kalendarz i długą listę problemów – ironizowała.
Dzieci odpoczną, ale dorośli nie mają kiedy
Opowiadała, że próbowała wszystkiego. Pytała sąsiadkę, umawiała się z mamą kolegi syna, nawet szukała półkolonii na ostatnią chwilę.
– Albo już nie ma miejsc, albo kosztują tyle, że musiałabym sprzedać nerkę – rzuciła. I choć żartowała, widziałam, że jest jej zwyczajnie ciężko.
W pracy nie może wziąć L4, bo „dziecko zdrowe”. Urlop dawno rozdrobniła między wakacje a nagłe sytuacje typu „dziecko ma gorączkę, muszę lecieć”. A teraz – patowa sytuacja. Syn ma prawie trzy tygodnie wolnego, a ona ani jednego luźniejszego dnia.
– Mam wrażenie, że ktoś tam w ministerstwie zakłada, że rodzice to taka gumowa masa, którą da się rozciągać bez końca – wyrzuciła z siebie. – Dzieci mają odpocząć, jasne, ale dlaczego nikt nie pomyśli o tym, że dorośli nie mają kiedy?
„Styczeń to będzie koszmar”
Najbardziej boi się stycznia.
– Syn wróci do szkoły wypoczęty, a ja będę wymęczona bardziej niż przed świętami – powiedziała. – Tylko że w styczniu nikt o nas nie myśli. Nie ma żadnych rozwiązań, żadnej alternatywy, żadnego wsparcia.
Słuchałam jej i widziałam, że to temat, który dotyka wielu rodziców. Przerwy są cudowne dla dzieci, wiadomo – świąteczna atmosfera, spotkania, zabawa, luz. Tylko że szkoła to nie jedyna instytucja w tym kraju. Rodzice nie działają na innym kalendarzu. Oni pracują, próbują jakoś łączyć życie zawodowe z rodzinnym, żonglują obowiązkami jak cyrkowcy.
A gdy takie długie przerwy pojawiają się jedna po drugiej, to po prostu pękają.
Każdy rozumie, ale mało kto pamięta
Na koniec koleżanka powiedziała coś, co długo siedziało mi w głowie. – Wiesz, ja nie chcę, żeby zabrzmiało, że dzieci są problemem. To system jest problemem. Bo zakłada, że rodzic jakoś sobie poradzi. Tylko że to „jakoś” jest coraz trudniejsze.
Zrobiła łyk zimnej już kawy i spojrzała na mnie bezradnie. – Dzieci czeka laba. A mnie? Maraton organizacyjny… z przeszkodami.
I poniekąd miała rację. W styczniu wiele osób pomyśli o powrocie do szkoły, świątecznych kilogramach czy postanowieniach noworocznych. Ale o takich rodzicach jak ona – raczej nikt.
Zobacz także: „Przedszkola to ściema”. Rodzice czują się oszukani po tym, co dzieje się w grudniu